Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
W labiryncie dziwnych zdarzeń...
#11
Kea szła obok siostry rozglądając się nieufnie po wnętrzu domostwa. Przyzwyczajona bardziej do życia w dziczy, nie potrafiła rozluźnić się w takiej przestrzeni. Wydawała się być spokojna, ale mięśnie miała spięte, jakby lada moment spodziewała się ataku z zaskoczenia. No i jeszcze ten posiłek... Czy gospodyni brała ich za jakiś amatorów, którzy przyszli na wyprawę nieprzygotowani do natychmiastowego wyruszenia? Spojrzała na siostrę, jasno potwierdzając jej przypuszczenia. Nie musiały nic mówić, by domyślić się co tej drugiej chodzi po głowie. Cała wyprawa wydawała im się podejrzana. Nie były tylko pewne, czy z założenia ma się skończyć niepowodzeniem, czy raczej bezsensowną śmiercią zgromadzonych tu śmiałków. Pokręciła dyskretnie głową, pod czujnym okiem siostry pozwalając sobie na parę sekund nieuwagi, zatopienia się w swoich myślach. Nie... Niepotrzebne przedłużanie akcji ratunkowej, coby zakończyła się niepowodzeniem miało więcej sensu. Pod płaszczykiem gościnności można było udawać, że zrobiło się wszystko co mogło i grać rolę smutnej wdowy. Tylko po co? Dla majątku? Z nienawiści do męża? Kea wzruszyła ramionami. Póki jej za to płacili, to nie była jej sprawa.
#12
- Zaiste piękny. Dziękuję. - Luessa zerknęła na kobietę, ale w jej oczach był smutek i zmęczenie, które dość wyraźnie kontrastowały się ze słowami, które wypowiedziała. Gdy wszyscy znaleźli się już w przestronnym gabinecie Pani Domu wskazała im naprędce uprzątnięty stół przy którym stały krzesła. Sama zajęła jedno z miejsc.
- Nie mam zamiaru wyprawiać dla Was balu, chyba, że cali i zdrowi powrócicie z moim mężem z wyprawy. Ale uważam, że powinniście wiedzieć to, co On, a nawet trochę więcej, by przygotować się na to, co może Was tam w środku tego piekielnego miejsca spotkać. - Powiedziała po chwili, gdy zajęli miejsca. Pojawiła się ta sama służąca, która odebrała polecenie przygotowania posiłku. Najpierw wniosła dwa dzbany - jeden z wodą, drugi z winem, potem na stole pojawiły się kubki, pieczywo i potrawka mięsna oraz talerze i łyżki. Luessa poczekała chwilę dając śmiałkom czas na zebranie myśli, a potem zaczęła mówić.
- Wprowadziliśmy się tutaj jakiś czas temu i niemal od razu mój mąż odkrył na terenie posiadłości dziwne miejsce. Zaczął wyprawiać się tam, poświęcając na odkrywanie go coraz więcej czasu. Znikał nieraz na całe dnie, obsesyjnie opętany myślą o odkryciu tajemnicy tego czegoś. - Luessa zaczerpnęła powietrza. - Kiedy był w domu pisał coś w swoim pamiętniku, szkicował coś na kartkach, wciąż mówiąc tylko o jednym. O labiryncie. Bo to, co jest w ogrodzie za nami, to wejście do labiryntu, który wedle słów mojego męża ciągnie się daleko w tereny posiadłości, poprzez las i jakieś ruiny... A może nawet jeszcze dalej. - Znów na chwilę zamilkła. - Meander nie jest złym człowiekiem, ale chęć odkrycia drogi przez labirynt zawładnęła nim całkowicie. Do tego stopnia, że pewnego dnia po prostu spakował rzeczy i wyruszył na kolejną wyprawę, z której już nie wrócił. Dopiero po niewczasie poznałam historię tego miejsca. Krążą opowieści o tym, że labirynt ten zbudował poprzedni właściciel tej posiadłości, aby podczas wesela córki zapewnić rozrywkę zaproszonym gościom. Śmiałkowie, którzy wtedy zdecydowali się odkryć dokąd ów labirynt prowadzi zniknęli tak samo, jak mój Meander. Nie wiem co znajduje się w środku. Z opowieści męża mogę wnioskować, że pełen jest pułapek i magii. Meander kilka razy przyniósł stamtąd jakieś przedmioty. Część z nich jest tutaj w gabinecie, a część w innym pomieszczeniu. Możecie je obejrzeć, możecie je zabrać jeśli będą Wam przydatne. Zresztą, zaprosiłam Was tutaj między innymi po to, żebyście przejrzeli plany i zapiski mojego męża. Może one ułatwią Wam podróż przez ten nieprzetarty szlak. - Luessa sięgnęła po kubek i nalała sobie nieco wody z dzbana. - Oczywiście jeśli potrzebujecie jeszcze czegoś zanim wyruszycie, to jestem do Waszej dyspozycji. Choć nie ukrywam, że zależy mi na czasie, jako że mąż mój wyruszył kilka tygodni temu i od tej pory żadnej wiadomości od niego nie mam.
Powiodła wzrokiem po siedzących przy stole. Zamilkła. Zastanawiała się, czy mają jakieś pytania, czy też po prostu chcą jak najszybciej wyruszyć w teren zajęty przez korytarze labiryntu.
- Proszę. Odnajdźcie mojego Meandera i przyprowadźcie go do mnie z powrotem... - Dodała na koniec i umilkła, jakby wyczerpana tak długą przemową.
#13
Claire rozglądała się zaciekawiona otoczeniem słuchając słów kobiety. Wszystko brzmiało tak... Zwykle. Tak się dzieje kiedy coś kimś zawładnie. Dobrze to znała, tylko jej za każdym razem udało się wrócić. Zawsze krążyła obawa, że może się tak nie stać, a wtedy? No właśnie. W domu na nią czekał także mąż, ale wiedział gdzie szukać. Rozumiała tę kobietę, a raczej jej męża. Chęć posiadania wiedzy o takim miejscu jest silniejsza. Nie mogła jej tego powiedzieć, na pewno znała ryzyko związane z tymi wyprawami męża. W którymś momencie zawiesiła swój wzrok na książce, która była oprawiona skórą. Wyglądała jak... Dziennik. Leżała po drugim końcu stołu, więc by się do tego dostać musiała wstać. Koło tego widziała zwoje, które mogły być mapami, które jej mąż szkicował, wedle jej słów. "Ciekawe jak daleko dotarł w tym wszystkim." - Pomyślała rozważając to co mówiła kobieta. Nalała sobie wody do kielicha i następnie wstała udając się za ciekawskim swoim nosem. Nie przejmowała się innymi. Nie używała broni, chyba, że do samoobrony, ale i tu starała się tego nie robić. Postawiła kielich obok i powoli wzięła jeden zwój do ręki by go rozwinąć i zerknąć na co to wyglądało. Oznaczenia nie były dokładnie opisane, ale obrazki dawały do myślenia. Na lewym krańcu mapy znajdował się obrazek domu, co oznaczało, że to musi być pierwsza mapa. Obrazek był mały, a zwoju zapełnione kreskami było tylko pół. Zrozumiała to, że mąż pracodawczyni chciał przerysować cały labirynt jakby z lotu ptaka. Nie sądziła by był zmiennokształtny i mu się to udało. Jednak coś tam udać się musiało dobrze opracować, bo 1/3 zwoju od "domu" była porysowana liniami. Gdzieniegdzie przejścia wyglądały na zamknięte, tak jakby to były ślepe uliczki, a gdzieniegdzie pojawiały się dalej. Urywały się na otwartych liniach, tak jakby brakowało dalszej części. Nie wyglądało na to by to był cały labirynt w swojej okazałości, ale nie wyglądało też, jakby miał się zaraz skończyć.
- Wiadomo jak duży jest ten labirynt? Mąż znalazł jakieś wcześniejsze opisy go? Coś co pozwoliło mu nie zaczynać od początku? Czy wszystko rozpoczął od zera, samemu?- Podniosła wzrok na kobietę zadając to pytanie. To było ważne. Dla niej, może nie dla innych, bo poszukiwania zaczyna się od wiedzy na dany temat, a nie na hura i do przodu.
"Welcome to the war we've only begun..."
#14
Bliźniaczki w identyczny sposób siadły przy stole, po kolei nalały sobie wina i nałożyły pieczywo z potrawką mięsną. Popatrzyły nieufnie na zawartość swoich talerzy i spojrzały wpierw na gospodynię, później na siebie. Kea wzruszyła ramionami i powoli zaczęła jeść. Raczej nie spodziewała się próby otrucia. W końcu częściowo była uodporniona na trucizny, więc wątpiła, żeby ktoś zadał sobie trud i postanowił wyłożyć znaczne środki finansowe, żeby jej zaszkodzić. Przecież nie była nikim znaczącym, ledwie płotką pływającą po mrocznym oceanie marności.
Nie dopytywała o szczegóły. Ją interesowało tylko działanie.
- Skoro Panu Meanderowi nie pomogły jego zapiski, nam też najpewniej nie pomogą. - Wyrwało jej się tylko.
#15
Wino było znośne, przynajmniej w jej odczuciu. Potrawka mięsna natomiast również całkiem smaczna i sycąca. Ot, zwyczajny posiłek. Niby były z niego zadowolone, bo mogły w spokoju najeść się do syta, jednak kilka spraw zaprzątało ich głowy. Najzwyczajniej w świecie nie potrafiły z ich powodu skutecznie skupić swojej uwagi, rekompensując to nerwowością. Wręcz zachowywały się tak, jakby tylko wyczekiwały momentu, w którym ma nadejść cios. Gospodyni nie robiła wrażenia osoby złej, czy podstępnej. Ale przecież na tym podstęp polega, że się takiego wrażenia na nikim nie robi. Lea spokojnie przeżuła większy kawałek pieczywa, popiła go winem i wtrąciła zaraz za siostrą:
- A mogą i zaszkodzić. Dlatego żadnej ostrożności nie wolno nam zaniedbać.
Miała już wypowiedzieć głośno fatalistyczny ciąg myśli, jaki zawinął do jej głowy, lecz w porę opamiętała się. Ostatnie czego potrzeba na takiej wyprawie to pesymizm. Nawet, jeśli rozerwany na strzępy zezwłok męża gospodyni leżał teraz w żołądku jakiegoś stwora lub na dnie rozpadliny, czy czymś podobnym.
Z uwagą obserwowała pozostałych uczestników wyprawy, coraz bardziej się objadając. Po minie siostry wiedziała, że obie myślą o tym samym: Aby już wyruszyć.
#16
Zignorował biesiadę. Przybył tutaj gotowy do drogi, więc nie musiał marnować czasu na grzecznościowe podjadanie, a trunki nie wydały mu się na tyle atrakcyjne by odciągnąć jego uwagę od przedmiotów i materiałów, które pozostawił po sobie zaginiony. Poczekał aż von Atkin skończy monolog i ruszył w kierunku gabinetu. Kątem oka zauważył, że połowa ich kompanii skusiła się na poczęstunek, więc nie spieszył się specjalnie. Przeglądał przedmioty zebrane przez mężczyznę, mając nadzieję, że wśród nich znajdzie coś, co przykuje jego uwagę. Szukał też możliwych powiązań między przedmiotami, a treścią zapisków. W ich pozycji, każda wskazówka zdobyta przed wejściem do labiryntu, mogła okazać się przydatna.
Był też oszczędny w osądach co do treści zapisków i ich wartości. Nikt prócz samego zaginionego nie wiedział czy zebrane przez niego informacje były przydatne czy nie i ignorowanie ich byłoby głupotą. W końcu nie wiedzieli jeszcze co spowodowało, że mężczyzna zaginął - o ile w ogóle zaginął. W sprawie nadal pozostawało tak wiele znaków zapytania, że Ashariel postanowił nie przepuścić żadnej okazji, do zmniejszenia ich ilości. Z resztą... był tutaj dla pieniędzy, a Pani domu powiedziała, że mogą zabrać te przedmioty, jeżeli uznają je za przydatne. Nawet jeżeli przydatne by się nie okazały, to może znajdowało się wśród nich coś cennego - coś co po wyjściu z labiryntu można będzie spieniężyć, a pieniądze leżące bezpańsko na stole, były zbyt łatwym łupem aby nawet na nie nie zerknąć.
#17
W pomieszczeniu, prócz oczywistych i raczej nikomu nieprzydatnych rzeczy znajdowało się mnóstwo takich, na widok których z pewnością mogły się im zaświecić oczy. Zdecydowanie uwagę Claire przykuł dziennik, leżący na stole. Luessa sięgnęła po niego, a potem przesunęła w kierunku kobiety.
- Meander początkowo sam zapuszczał się na te niezbadane tereny. Ja zostawała w domu i sprzątając znosiłam mu tutaj kufry i papiery. Stąd dowiedział się znacznie więcej. Wszystko, co znalazłam przeglądał, a gdzieniegdzie nanosił nawet swoje zapiski. Część labiryntu zdołał nawet nanieść na mapie. To jest gdzieś tutaj... - Luessa zaczęła wodzić wzrokiem, a później przeglądać leżące obok niej zapiski. - O proszę... - Wstała i rozłożyła na wolnym kawałku stołu. Wyglądało to mniej więcej tak:

[Obrazek: 5316677400_1326980696.jpg]


Następnie spojrzała na siostry.
- Meander... Meander zupełnie oszalał na punkcie tego miejsca. Zaczął znikać, najpierw na kilka godzin, potem na kilka dni... A potem zniknął zupełnie. - Luessa zerknęła na jedynego w tym towarzystwie mężczyznę, a widząc jego zainteresowanie innymi przedmiotami dodała. - Z labiryntu mój mąż zaczął znosić wszystko, co tam znalazł. Początkowo dziwił się nawet, w jaki sposób te rzeczy się tam znalazły, ale potem chyba przestało go to obchodzić. Ale skrupulatnie wszystko przynosił do domu i składował w tym pokoju, tak więc macie tutaj jakieś stare siodło, torby i sakwy podróżne, kilka sztuk broni... - Przerwała na moment, by zaczerpnąć oddechu. - Któregoś dnia znalazł także złoty łańcuszek, ale zabrał go ze sobą. Na szczęście, jak powiedział. - Luessa wskazała na jeden z kątów pomieszczenia. - Tam są jeszcze jakieś flakoniki z płynami nie wiadomo do czego służącymi. A raz, przyniósł to... - Wskazała na wiszącą na ścianie wielką pozłacaną tarczę. Znalazł to podczas ostatniej przed zaginięciem wyprawy wgłąb labiryntu. - Dodała. - Opowiadał mi o pułapkach z ognia i wody, o magii, jaka krąży po czasem wąskich, a czasem szerokich korytarzach. Wiem, że doszedł do jakiegoś rozstaju i ruin, gdzie droga wchodziła w głąb piwnic... I właściwie to wszystko. - Zakończyła kolejny wywód. Monolog. Prawdę mówiąc tak długo nie mówiła niemal od czasu ostatniej rozmowy z mężem, kiedy to usiłowała go przekonać, by zrezygnował z pomysłu wyruszenia na ekspedycję. - Jeśli macie jeszcze jakieś pytania - pytajcie. Jeśli tylko będę potrafiła pomóc, to chętnie na nie odpowiem.
Ją też czas naglił, więc i ona nie chciała ich niepotrzebnie zatrzymywać. Każda chwila była cenna i na wagę życia. Życia jej męża.
#18
Claire przypatrywała się mapie. Wyglądało to koszmarnie. Jeśli pójdą wszyscy razem to mają szansę przetrwania, gorzej w pojedynkę. Podniosła wzrok na swoich towarzyszy niedoli, którzy tu przybyli. Nie myliła się. Raczej oni mają szansę przetrwania, nie to co ona. Otworzyła dziennik, który zaczęła przeglądać, jednak słowa kobiety sprawiły, że podążała wzrokiem za nią. Rozumiała jej ból i stratę, ale niestety musiała w tej chwili odpowiadać na ich stertę pytań, która niestety nie była łatwa. Flakoniki z płynami wyglądały odrzucająco tak naprawdę, gdyż jej nos mówił jej, że lepiej nawet jego lepiej tam nie zanurzać. Westchnęła do siebie, kiedy to w momencie kobieta wskazała tarczę. Wyglądała pięknie, ale co im z tarczy. Wyglądała nie jak zdobycz, którą można użyć, a raczej jak do kogoś należąca. Przypomniało się jej co powiedziała wcześniej, w związku z poprzednim właścicielem. Wychodziło na to, że ta tarcza należała do jednego z poprzednich śmiałków, który odważył się wkroczyć swoimi stopami w to miejsce.
- Są jakieś zapiski z tych ruin? Przedmioty? Jakieś dowody na to, że on tam dotarł czy tylko opowieści? Może, w dzienniku coś zapisał? - Wychodziło na to, że te ruiny mogły go pochłonąć, pytania rodziły się z prędkością światła w głowie Claire. Jeśli miała rację to powinni się udać wprost do ruin, które nie wiadomo co mogły kryć.
"Welcome to the war we've only begun..."
#19
-Oszalał, hmm? - Dopytała z iście szelmowskim uśmiechem, wymalowanym na twarzy, po czym wymierzyła spragnione przygody spojrzenie w kierunku siedzącej nieopodal siostry. Szaleństwo było czymś, co obie kochały, z żywą wzajemnością zresztą. Pomimo jednak faktu, że żadna z nich nie wydawała się być szczególnie zainteresowana losem samego Meandera, nie chciały sprawiać takiego wrażenia. Leę bardziej interesował bowiem sam Labirynt oraz czyhające w nim niebezpieczeństwa, którymi nawet na etapie odprawy szczerze pogardzała, podobnie jak własnym bezpieczeństwem zresztą. Zdecydowanie wolała najeść się do syta w wypełnionym dziwnymi artefaktami domu zleceniodawczyni, niż snuć jakieś mniej lub bardziej wyrafinowane plany odnośnie czekającej ich wszystkich ekskursji. Wychodziła bowiem ze słusznego założenia, że skoro do tej pory obie wychodziły bez szwanku z praktycznie każdej opresji, to czymże jest wobec takiego bagażu doświadczenia jakiś Labirynt? Nawet, jeśli miałby okazać się miejscem przeklętym czy czarodziejskim? Poza wszystkim, jeżeli Meander naprawdę okazał się szaleńcem, to przecież jego zapiski mogą nie przejawiać dla nich żadnej wartości. Tam mogło być wszystko, ale równie dobrze nic. Zaczęła kalkulować: Obfitość znalezisk lub mroczna śmierć w dziwnych okolicznościach. Na takie wyprawy obierało się zwykle wysoce wyspecjalizowanych ludzi, mających pojęcie o zaklęciach, alchemii i takich tam, a nie pierwszych-lepszych amatorów wagabundy. Nie ufały nikomu, ale słowo się rzekło.
Słuchając dalszej części wywodu, czynionego przez gospodynię, Lea powoli odnosiła wrażenie, że dorównywała ona irracjonalnością swemu mężowi...
#20
Kea milczała, jedynie odpowiedziała uśmiechem na spojrzenie siostry. Żadna z nich nie musiała nic mówić, by jedna wiedziała, co chodzi po głowie drugiej. Jakby w odpowiedzi na niewypowiedziane myśli Lei, dziewczyna poczuła, jak na jej skórze pojawia się gęsia skórka. Delikatnie przyspieszył jej oddech. Przygoda, szaleństwo, absurdalna wyprawa, walka o życie, spoglądanie śmierci w oczy... Zagryzła wargi. Koniec. Spokój. Teraz trzeba zachować zimną krew.
Odsunęła talerz. W porównaniu do siostry, jadła mało, nieufnie. Raczej tylko z ciekawości, by spróbować oszacować, czy coś zostało dodane do jedzenia. Co innego wino. Ono odpręża, a w rozsądnych dawkach pomaga skupić myśli. No przynajmniej jej. Osuszając swój kielich, spoglądała ukradkiem na zleceniodawczynię, zastanawiając się po co tak właściwie ich karmi? Przecież po jedzeniu ludziom zazwyczaj chce się spać. Chce uśpić ich? Ich czujność? Zbudować fałszywe poczucie bezpieczeństwa? A może zrobić z nich ofiary dla przedwiecznych sił, znajdujących się w labiryncie? No i każdy, nawet dziecko, miał świadomość tego, że w przypadku rany w brzuch lepiej mieć puste flaki. Ponownie spojrzała na siostrę i cicho westchnęła. No prawie każdy.


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości