Logowanie

Email:
Hasło:

Przypomnij hasło...

Nie masz jeszcze konta?
Dołącz do nas!




Ekran: 1024x768
Javascript: włączone
Wiek min. 16 lat
Nieco wyobraźni


Seth Hill (ID: 169)


  • Ranga: Szlachcic
  • Poziom: 112
  • Wiek: 2052
  • Rasa: Wampir
  • Klasa: Rzemieślnik
  • Specjalizacja: Górnik
  • Charakter: Diaboliczny
  • Płeć: Mężczyzna


Profil gracza:





Som wulgary, okok. Jak nie lubisz to nie czytaj, a poza tym to pal wroty.


STREFA WOLNA OD 60-TEK.
JESTEM SZTYWNYM GITEM.
NIE PODAJĘ RĘKI ŻANDARMOM.
NIE NAGRYWAM TIK-TOKÓW Z POLICJANTAMI.
KONESER PATOLOGII.
ROZKMINIAM ROZKMINIACZY.
NIE POTWIERDZAM.

Wydarzenie:
Data: 19.04.2024, 23:25
Poślubiłeś(aś) gracza o ID: 97. Możesz się rozwieść za: 19042024 sztuk złota.

TOP TIER MVP GOAT MARRIAGE, LEPSZEGO MIEĆ NIE BĘDĘ. WIĘC NIE MUSICIE JUŻ STAĆ W KOLEJCE, NIE MACIE SZANS.

Praca w toku. o.O
Nie wiem kto wydał na mnie równowartość piwka tesco, ale dzięki.
Edit: Już wiem. Dziękuję. :*

--------------------------------

Seth Hill



- Poza tym mam coś co cię bardziej zainteresuje. Sabbat uaktywnił się w King's Bay.
- Tam? Przecież tam nic nie ma oprócz domków jednorodzinnych.
- Podejrzewamy, że stawiają tam coś na kształt bazy wypadowej.
- A wiesz kto im przewodzi?
- Tego jeszcze nie ustaliliśmy.
Seth westchnął i potarł swoją twarz dłońmi. Sabbat był jak sól w jego oku. Za każdym razem kiedy likwidowali jedno siedlisko to powstawały dwa kolejne. W Miami nie mieli bezpośredniej władzy odkąd kilka lat temu zostali przegonieni, a niedobitki wchłonęła w swoje szeregi Camarilla. Był z nimi też jeszcze jeden problem. Dla Setha osobisty. Za każdym razem kiedy dochodziło do starć między nimi bał się, że spotka tam ją. Dlatego Nosferatu byli dla niego ważni. Potrzebował ich do ustalenia czy ona jest wśród Sabbatowców. Nie dopuszczał do siebie myśli, że prędzej czy później przyjdzie im stanąć naprzeciw siebie. Odkładał to jednak cały czas na bok, nie chcąc o tym myśleć. Do dziś nie potrafił sobie wybaczyć tego co zrobił i jak łatwo wszystko przyszło mu spierdolić. Przed oczami wciąż miał treść jej listu, który następnie spłonął. Mieli rządzić razem. Tymczasem skończył w tym miejscu i nie pasowało mu to. Hierarchia i zasady Camarillii były dla niego zbyt eliciarskie, a poza tym to trzęśli dupami jakby były z galarety. Sethowi długo zajęło zaakceptowanie tego, że stał się czymś więcej niż człowiekiem. Z pakietem przekleństw otrzymał też pakiet darów. Był lepszy niż trzoda i nie pasowało mu życie w ukryciu. Przynajmniej jedyną rzeczą jaką mógł robić na tym stanowisku to było wyczekiwanie. Wyczekiwanie na nią. Ale co wtedy? Osobiście wbije jej kołek w serce posyłając w letarg? A może ona zakopie go po szyję w ziemi na plaży tak by spaliło go słońce? Uczucie które kiedyś nimi władało stało się czymś zakazanym. Czymś co mogło sprowadzić ostateczną śmierć na niego bądź na nią.
Mruknął coś pod nosem odrzucając ten natłok myśli. Zgasił papierosa i spojrzał na Samaela.
- Ustalcie to jak najszybciej.
- Spodziewasz się tam kogoś? - W głosie krewnego Seth zdawał się wyczuć lekką kpinę. Czyżby on wiedział?
- Nie, po prostu lubię wiedzieć kto sobie na mnie ząbki ostrzy. Jadę do portu. Jeśli coś zdążycie ustalić to wyślijcie to na mój komputer.



"Like two halves
Of the same heart
If we ain't together
Then the whole thing falls apart
Yeah we both fall apart"




Nie wiadomo skąd, ale obok Setha pojawił się Archont wraz z Szeryfem i Strażnikiem Elizjum. Zamknęli się wraz z nim w gabinecie i uruchomili system zabezpieczeń zamieniając pomieszczenie w solidny panic room. Seth spokojnym krokiem dotarł do fotela na którym usiadł i odpalił papierosa patrząc się pytająco na Chase'a.
- A wy co? Wyglądacie jakbyście samego Kaina spotkali. - Rzucił spokojnie teatralnym ruchem strzepując popiół na ziemię.
- Ty mi powiedz, Seth. Co tutaj się odpierdala, co? Szturmują nas.
- Ale kto? - Nachylił się nad biurkiem odkładając papierosa do popielnicy i opierając głowę na kostkach swoich dłoni.
- Czyżbyście nie byli na tyle kompetentni, że daliście się rozrosnąć tej, rzekomo groźnej, komórce Sabatu? Ja miałem się nie ruszać z miasta, a nawet i z terenu Elizjum. Odsunąłeś mnie od sprawy mówiąc, że sam to ogarniesz. A teraz obwiniasz mnie, że to ja jestem za to odpowiedzialny?
- Ułożyłeś się z nimi, co? Wiesz co za to grozi? Zdajesz sobie sprawę w jakie gówno wszedłeś?
- Kto? Ja? Jak miałem się z nimi ułożyć jak cały czas siedzę w tym jebanym gabinecie? Ma pan dowód?
Odgłosy stawały się coraz wyraźniejsze i intensywniejsze. Seth poczuł coś co za życia nazwałby kopem adrenaliny. Ekscytacja, że za tę parę chwil jego łańcuch przytwierdzony do budy z napisem "Camarilla" zostanie zerwany sprawiała, że ciężko mu było usiedzieć w miejscu. No i była też irytacja. Strażnik nie dał mu się nacieszyć za bardzo widokiem Lil, a teraz jeszcze jęczący nad jego głową największy płaczek wśród Archontów. Seth pobudził delikatnie swoją krew gotów w każdej chwili przeskoczyć biurko i pożreć tego błazna. Całe szczęście wampirze vitae przekazywała tylko moc, a nie charakter właściciela.
- Sethcie Hillu, do czasu aż nie odeprzemy ataku jesteś więźniem. W sprawie twojej domniemanej zdrady zostanie zwołane Konklawe. Współpraca z Sabatem, manipulacja dla własnych korzyści, zdradzenie strategicznych lokalizacji w tym swojej głównej siedziby, a zarazem siedziby całej społeczności Miami, tuszowanie informacji, nadużywanie władzy w postaci wydawania pozwoleń na spokrewnienie.
Seth sięgnął ponownie po papierosa i wypuścił dym nosem przybierając przy tym karykaturalną minę wściekłego byka.
- Myślę, że jest to niemożliwe.
- Bo?
- Bo jutro mnie już tu nie będzie... - Odgłosy niemalże sugerowały mu, że cała akcja zmierza do gabnetu. Seth sięgnął dłonią pod biurko i uśmiechnął się niewinnie.
- A poza tym, nikt normalny nie pozwala siadać podejrzanej o zdradę osobie w pobliżu drugiego przycisku odpowiedzialnego za zabezpieczenia.
Nacisnął przycisk zwalniając blokady. To był ładny budynek, szkoda go było tak mocno niszczyć, a mógł się na coś jeszcze przydać. Może kiedyś Seth zamieni go w prywatny apartament.