Logowanie

Email:
Hasło:

Przypomnij hasło...

Nie masz jeszcze konta?
Dołącz do nas!




Ekran: 1024x768
Javascript: włączone
Wiek min. 16 lat
Nieco wyobraźni


Dagome (ID: 185)


  • Ranga: Mieszkaniec
  • Poziom: 86
  • Wiek: 1759
  • Rasa: Gnom
  • Klasa: Rzemieślnik
  • Specjalizacja: Hodowca
  • Charakter: Neutralny
  • Płeć: Mężczyzna


Profil gracza:





Gdy zasypiam...

Wojna przychodziła w snach niczym namacalny zapach śmierci. Sunąc niespiesznie lodowatymi palcami po rozdygotanym ciele i niby przypadkiem, błądząc w stronę gardzieli, żelaznym uściskiem, pozbawiając tchu. Nie był to jednak ostatni dech, bo przedłużające się w nieskończoności cierpienie, nie miało końca. W nozdrza gwałtem wdzierał się zapach spalenizny. Brutalna woń trawiącej pożogi i mordu. Słodko osadzający się na ustach smak krwi, miał w sobie dominującą, metaliczną nutę, zaś smrodu palących się żywcem, nie dało się opisać. Wżerający się w pory na skórze fetor, podszyty terrorem i śmiercią niewinnych, był jedyny w swoim rodzaju. Prezentował sobą wręcz makabryczny bukiet doznań.
Wojna nie miała podziału na dobro i zło, tak jak i żołnierze, którzy walczyli w imię czegoś, ale i przeciwko komuś. Balans harmonii życia, był nie tylko nadszarpnięty, ale i zbrukany bezdusznie, przez bratobójczą walkę, która pociągnęła za sobą tysiące istnień. Śmierć nie wybierała, brała w kościste ramiona każdego, kto stanął jej na drodze, niczym stęskniona matka, zagarniała ku sobie rzesze przerażonych, dając im wieczny spoczynek, pozwalając zasnąć w spokoju.
Wykrzywione twarze cierpiących atakowały zewsząd bezlitośnie. Wybałuszone szklące się oczy błagające o ratunek, ślina cieknąca po brodzie rozrzedzająca szkarłat krwi, czy rozczłonkowane ciała, wpisywały się w piekielny krajobraz, który z chwili na chwilę, coraz bardziej pogrążał się w mroku. Tętent końskich kopyt, współgrał z chrzęstem ścierającej się stali, w akompaniamencie przerażających krzyków.
W scenie tej była jedna nieprawidłowość. Szept rozchodzący się jednocześnie w nim samym, jak i poza nim. Szept, który z dławiącą słodyczą w głosie obiecywał, przeklinając. Uprzedzał, zdradzając. Kusił, pozbawiając nadziei. Szept, który kilkoma słowami zapętlał rzeczywistość, skazując na zamęczenie i powrót do czasu, który pragnęło się zapomnieć.







Gdy się budzę...

Każdy most łączący go z przeszłością został doszczętnie spalony kilkadziesiąt lat temu, w imię wyższej sprawy. Nie oponował, swoiste przeklęte wyróżnienie, przyjmując z pokorą. Prawdziwe imię i nazwisko, nie widniało w żadnej dokumentacji, bezpiecznie zaszyfrowane w pamięci wielkich umysłów. Przydomek, który mu nadano przylgnął niczym druga skóra, raz na zawsze zapisując się w kartach historii, jako Cień. Był tam, gdzie nikt nie chciał być. Stał przy bokach szarych eminencji, będąc przedłużeniem ich ramienia. Bezwzględnie wykonywał rozkazy, wiedząc, że nie stać go na najmniejszy błąd. Serce skute lodem, dawno okryło się żałobą, wykluczone ze społeczeństwa. Na jego dłoniach była krew, jego usta przekazywały najokrutniejsze prawdy, a pamięć nosiła ciężar doświadczeń, których nie szło zapomnieć, mimo żarliwych prób.






Gdy powracam...

Nic nie jest już takie samo.

Gdzie jesteś?







Czasem gram.
Mało mówię, dużo piszę.
Konsekwentnie.