Logowanie

Email:
Hasło:

Przypomnij hasło...

Nie masz jeszcze konta?
Dołącz do nas!




Ekran: 1024x768
Javascript: włączone
Wiek min. 16 lat
Nieco wyobraźni


Sadei Samme Fejl (ID: 330)


  • Ranga: Mieszkanka
  • Poziom: 7
  • Wiek: 312
  • Rasa: Elf
  • Klasa: Złodziej
  • Charakter: Anielski
  • Płeć: Kobieta


Profil gracza:

Zmienne IP (jest ktoś, kto nie ma zmiennego IP?)


Profil sklecony z fragmentów sesji


Spojrzała na miasto z góry, oceniając odległość, jaka dzieliła ją od celu. Z perspektywy dachu. Lubiła dachy - pozwalały na szybsze przemieszczanie się, unikanie ludzi, i - przede wszystkim - uwolnienie się z tej chmury miejskiego smrodu unoszącego się tuż nad brudnym brukiem w ciasnych zaułkach. Nie brakowało jej miasta, nie brakowało jej smrodu, ludzi też nie. Dawno tu nie była - ostatnich kilka lat spędziła na nieco spokojniejszych terenach w nieco spokojniejszych okolicznościach. Ale cóż... gdyby sielanka mogła trwać wiecznie, życie byłoby zbyt nudne.
Noc była chmurna, bezgwiezdna, ciemna - sprzyjająca. Elfka nasunęła kaptur mocniej na głowę - prawdopodobnie zupełnie niepotrzebnie, bo i tak wyglądała już wcześniej jak cień. Lekko przeskoczyła na kolejny dach, później na kolejny, i kolejny...

☂☂☂


Lokum Sadei było miejscem osobliwym. W gęstych zabudowaniach Elakki, rozrastających się przez dziesięciolecia niczym dzikie pnącza (lub - jak powiedzieliby mniej życzliwi - złośliwa narośl na ciele), można było znaleźć wiele ciekawych zakamarków. O tym miejscu Sadei dowiedziała się od swojego starego przyjaciela z dawnych, lepszych czasów. "Tutaj cię nikt nie znajdzie, kiedy będziesz zmuszona uciekać" - mówił wtedy. Jakby wiedział.
W istocie, pokoik był dość ciężki do znalezienia. Nie miał drzwi. Nie miał też okien. Wszystko wskazywało na to, że był kiedyś częścią mieszkania, a tak właściwie pokoju znajdującego się w jednej z kamienic stojących w dość nieprzyjemnym zaułku. Kiedyś, nie wiadomo jak dawno, ktoś postanowił z zapomnianych już powodów przedzielić jeden z pokojów ścianą i nie wstawić w tę ścianę drzwi. Może chodziło o ukrycie czegoś, może o oddzielenie się od wspomnień, a może zamurowano tam coś, co nigdy nie powinno zostać znalezione. Do pokoju wchodziło się przez komin, w którym jeden z poprzednich użytkowników zamontował klamry, z których można było korzystać niczym z drabiny. Po przejściu przez obszerny kominek, pieczołowicie wyczyszczony przez Sadei, oczom odwiedzającego (a taki się jeszcze nie zdarzył) ukazałoby się małe, ciemne pomieszczenie, w którym stało kilka mebli pamiętających dawne czasy, pewnie jeszcze przed zamurowaniem: łóżko, maleńki stolik, zydel i kufer. Miejsce było duszne i odpychające, mimo dużych starań obecnej lokatorki, by doprowadzić je do stanu względnej używalności. Niewielki dobytek Sadei znajdował się we wciśniętym w kąt jutowym worku. Kuferka używała jako miejsca na, ładnie mówiąc, "dochody z pracy". Znajdowało się tam też trochę pamiątek po poprzednich lokatorach, które już nieraz okazywały się bardzo przydatne.

☂☂☂


Wyszła z szatni, wpadając prosto pod nogi Alasse i Elimiela. Stanęła w miejscu, wyglądając na wyraźnie zdezorientowaną. Wzrok miała mętny. W rękach trzymała zwinięty w kulkę płaszcz, miętosząc kieszenie, jakby próbowała przez materiał wyczuć ich zawartość.
- Chcę do domu. - wyjęczała żałośnie, łapiąc Alasse za rękaw. - Oni tam krzyczą i są źli. - wskazała na główną izbę.
W izbie nikt nie krzyczał. Kilka par wróciło do snucia się po parkiecie, Eloise właśnie zawiązywała amulet Anariel na szyi elfa z okrwawioną pięścią, a na haku ktoś powiesił za portki niewielkiego niziołka, który właśnie ryczał z uciechy, rozhuśtany prawie pod sam sufit przez kilka par ochoczych rąk. Sadei pochwyciła wzrok krasnoluda, który nadal siedział przy stoliku. Zauważyła tez kubki.
- Jednak nie do domu. Wody teraz chcę. - poczłapała chwiejnie w stronę stolika, wyciągając rękę w stronę szklanicy z siwuchą.
(...)
Odgłosy dzwonka wwiercały jej się w głowę i odbijały we wnętrzu czaszki. Nagle zauważyła, że rzeczywistość dookoła nie jest już taka mętna i chwiejna. Najwyraźniej taka dawka zielska działała mocno, ale krótko. Teraz zobaczyła wyraźnie niziołka leżącego pomiędzy strzaskanymi instrumentami (musi zapamiętać, żeby podziękować mu później za wybawienie od skowytu wampirów). Popatrzyła też na swój kubek i łyknęła solidny łyk wody. Smakowała zgniłymi kwiatkami, ale prawdopodobnie zaszkodzi jej mniej, niż siwucha. Wtedy właśnie magister oznajmił, żeby przygotować numerki do kontroli.
Pomacała się po kieszeni. No jasne, numerek tam był. A płaszcz miała w rękach. Nie miała zielonego pojęcia, co robiła w szatni - wspomnienie tamtej chwili było zakryte delikatną, zieloną mgiełką - ale z płaszczem w rękach i z numerkiem w kieszeni stałaby się pierwszą podejrzaną. Wysupłała numerek i już, już miała wsadzić go do kabzy Rybona, kiedy uświadomiła sobie, że ten dobry krasnolud właśnie przed chwilą uratował ją przed zgonem ostatecznym, zabierając jej siwuchę. Odchyliła się zręcznie udając, że się przeciąga, i wpakowała numerek do kieszeni mocno podchmielonego zakapiora siedzącego przy sąsiednim stoliku. Nikt niczego nie zauważył.
(...)
"Szlag, zawsze na pierwszy ogień..." - pomyślała, człapiąc niemrawo za magistrem. Z jego kieszeni wystawał notes. Zastanawiała się, czy mógłby jej się na coś przydać, ale zaniechała pomysłu - nie zdąży go przejrzeć przed swoim przesłuchaniem, zresztą - magister pewnie szybko zauważyłby jego brak. Ścisnęła kurczowo płaszcz i przywołała na twarz minę niewiniątka, które nie ma pojęcia, dlaczego znalazło się w takiej sytuacji i co tutaj w ogóle robi. Weszli do izby i Sadei spostrzegła księcia.
- Wasza Wysokość! - skłoniła się uniżenie i dworsko, skromnie pochylając głowę.
- Usiądź, pani. - rzucił zdawkowo książe, wskazując na krzesło.
Sadei usiadła, wyprostowana jak struna. Płaszcz trzymała zwinięty na kolanach.
- Imię, nazwisko. Od kiedy w mieście. Zawód. - zaczął książę, przerzucając na biurku papiery.
- Sadei Samme Fejl. - odrzekła pewnym głosem. Książę uniósł głowę znad papierów.
- Samme Fejl? To przypadkiem nie jakaś obelga w języku Nordlingów? - zapytał, mierząc ją wzrokiem.
- Nie wiem, panie. - pokręciła głową. - Pochodzę z południa.
- Dobrze. Dalej. Zawód, od kiedy w mieście.
- Jestem tu od niedawna, panie. Raptem kilka dni. Dopiero próbuję się zadomowić, klientów pozyskać. Pracuję na wysokości, trudnię się kominiarstwem. Tedy najczęściej można spotkać mnie na dachach.
- Na dachach... tak... notujesz? - rzucił do magistra.
- Tak, panie, na dachach, panie! - ochoczo rzucił gnom, bazgrząc w kajeciku.
- Dobrze. Numerek. - wskazał ręką na blat.
- Nie mam, panie - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Mam płaszcz przy sobie. - uniosła płaszcz i zaprezentowała władcy. - Nie byłam w ogóle w szatni - zełgała tym samym tonem. - Wolę trzymać swoje rzeczy przy sobie. - to akurat była prawda. Od jakiegoś kwadransu była szczerze przekonana, że woli trzymać swoje rzeczy przy sobie.
- Tak... nie była w szatni... notujesz?
- Panie, tak, panie! - Gnom gorączkowo przekartkował zeszyt. - Ale ona była w szatni, panie! Meppo mówił, że widział. I stara Halynanne. Jak opuszczono hak, to pobiegła do szatni, panie, bez płaszcza, panie.
- Przepraszam, ale to nieporozumienie. - powiedziała najbardziej zaskoczonym głosem, na jaki było ją stać, starając się nie drgnąć, kiedy serce podskoczyło jej w klatce piersiowej na wieść o tym, że ktoś ją widział. - Tak, szłam w stronę szatni, ale do samej szatni nie dotarłam, panie. Byłam w... - jej twarz zalał rumieniec. - ...panie, łzę uroniłam podczas tej awantury, i przez ten hak... musiałam poprawić czernidło na oczach.
- Tak... dobrze. Pisz, Pimpirimpim...
- Pitiriti, panie.
- Tak, Pitupitu. Pisz: "podejrzana nie była w szatni, była w wychodku". Dobrze. Z wychodka wróciła do stolika?
- Tak, panie, po zabiegach kosmetycznych wróciłam do stolika.
- W porządku. - zerknął w papiery. - Zapisałeś, Pitpit?
- Pitiri... a, zresztą. Tak, panie, zapisałem, panie.
- Doskonale. Dziękuję, pani, możesz odejść. Odprowadź panią, Pitiriti.
Gnom zrobił wielkie oczy na dźwięk swojego prawdziwego imienia. Szybko się zreflektował i wskazał drzwi. - Pani pozwoli.
Notes wsunął do kieszeni. Sadei zastanawiała się, co może z nim zrobić. Może później się przyda, kiedy pojawi się w nim nieco więcej informacji. Wróciła do stolika i usiadła, starając się utrzymać neutralny wyraz twarzy.

☂☂☂


Kwestie sesji


Tak.

☂☂☂


Kwestie klanowe


Chyba rekrutujemy. "Chyba", bo robimy to raczej biernie w związku z tym, że klymat naszego klanu nijak się ma do PR-u, marketingu i młodego, dynamicznego zespołu. Owocowych czwartków też nie mamy. To raczej przytułek dla seniorów, w dodatku stukniętych. Ale, jak to seniorzy, mamy sporo ciekawych historii do opowiedzenia.

☂☂☂


BONUS: Sadei okiem ChatGPT


Przybyła do tętniącego życiem miasta Elakka, bo przecież wszędzie indziej już była. Wypróbowując swoje zdolności w każdym mrocznym zaułku, Sadei nieustannie poszukuje nowych wyzwań. Jej niezrównana zręczność pozwala jej na płynne przemierzanie miasta po krawędziach dachów, jakby balansowała na linie napiętej między ironią a sarkazmem.

Nie jest tajemnicą, że Sadei czerpie radość z kradzieży bardziej niż z samych zdobyczy. Elfka ta jest jak cień, który wyśmiewa wszystkie stereotypy o przyzwoitym i uczciwym życiu.

Często Sadei bierze udział w ryzykownych akcjach, przemykając przez mroczne zaułki, których układ zmienia się szybciej niż przepisy gry w karty. Jednak nie wszystkie nieoczekiwane zdarzenia można wykradać z kieszeni. Czasem w lesie ginie postać, a jej ciało nagle pojawia się w górach, jakby zdecydowała się na spontaniczną wspinaczkę.

Sadei może zaledwie przyglądać się temu absurdowi, zacierając granice między życiem a śmiercią. Kiedy przemierza dachy Elakki, jej nieokiełznana gracja sprawia, że czasem wydaje się niemal niewidzialna. Może to jest powód, dla którego niezwykłe zjawiska się jej trzymają.

Choć Sadei Samme Fejl jest złodziejką, to jednocześnie jest czymś więcej niż tylko przestępcą. Jest ikoną wyrafinowanego szyderstwa, która powoli wkracza do nowych miast i nie daje sobie zadać wstydu ani ograniczeń.



Avatar: Stable Diffusion
To jest właśnie prawdziwa magia.