Logowanie

Email:
Hasło:

Przypomnij hasło...

Nie masz jeszcze konta?
Dołącz do nas!




Ekran: 1024x768
Javascript: włączone
Wiek min. 16 lat
Nieco wyobraźni


Nithrom Avelorn (ID: 56)


  • Ranga: Bohater
  • Tytuł: Czempion
  • Poziom: 1
  • Wiek: 4824
  • Rasa: Elf
  • Klasa: Mag
  • Płeć: Mężczyzna


Profil gracza:




Możesz nazywać mnie jak chcesz. Kłamcą, kuglarzem, wyzutym z moralności bękartem. Tak mówiłeś, czyż nie? Jeszcze wczoraj, pośród swoich towarzyszy, otwarcie gardząc mną i tym, czym się zajmuję i co czynię. Tak tak, przyjacielu. Ściany mają uszy i nie muszę nawet uciekać się do swoich brudnych w twym mniemaniu sztuczek, by znać Twe słowa i pamiętać je lepiej niż Ty sam, bo racz wiedzieć że co jak co, ale pamięć może i mam zawodną, ale do tego co się o mnie mówi aż nazbyt dobrą. Pozwól więc, że porozmawiamy i wyjaśnimy sobie to i owo. Nie, nie sięgaj po żadną broń, ani nie próbuj wołać niczyjej pomocy. Jestem prostym stworzeniem, co myślę to mówię i jeżeli mówię o rozmowie, to mam na myśli rozmowę, nie czaruję Twej czujności takimi słówkami, by zrobić czy krzywdę. A może?

Spokojnie! Miałem na myśli tyle, że czasem zderzenie się z prawdziwą rzeczywistością jest gorsze niż dostanie nożem pod żebro czy przypalenie ogniem. Nie dotknę Cię nawet palcem, jestem grzeczny jak owieczka w stadzie pod czujnym okiem pasterza i jego psów.



Tak tak, przyjacielu, oto ja, paskudny czarownik mówię o prawdzie. Ja, który zajmuje się kłamstwem. Lecz cóż takiego niby robię swoimi sztuczkami? Ot, pozwolę sobie ukierunkować wszechobecną w każdym miejscu energię według mojej woli i potrzeby. Czyż tak nie robi każdy? Od dziecka kopiącego mrowisko, przez jubilera tworzącego misterne pierścienie po tych, co swoimi ruchami zabijają innych?

Hm... Że niby to są normalne rzeczy i nawet jak inny magus coś zrobi, to najwyżej komuś spali pół pyska, jak to powiedziałeś, a nie jak ja... czekaj... ah, o tym wspominasz. Powiadasz, że lepsze to, niż obudzenie się z portkami opuszczonymi do kostek pośrodku targowiska w samo południe? Mamię i zwodzę... Taaak... Na pewno. I Ty jesteś wyrocznią, która oznajamia wszystkim, że to wszystko moja wina. A zatem pozwól, że wrócę do tego, co powiedziałem na początku o tym, kim według Ciebie jestem.

Kłamca, tak? Spójrzmy więc na ten przykład, dla jasności zobrazuję go Tobie tak, jakbyś siedział ukryty w szafie i obserwował wszystko z pierwszej ręki. Spójrzmy- oto on. Młody, z marzeniami, pewnie ma wielkie ambicje i plany. A przynajmniej miał kiedyś. Teraz siedzi i zerka na świat poprzez szklanicę alkoholu, żeby nadać wszechobecnej u niego szarości jakąkolwiek barwę. Wsłuchaj się, co mówi, uważnie i ważąc każde jego słowa. Krzyczy, że nie ma boga czy bogów, że nasza wolna wola to iluzja, rzeczy które potrafią zmienić całkowicie nasze życie są zwykle rzeczami na które nie mamy najmniejszego wpływu. Krzyczy, że jakby były siły wyższe, to zasługiwałyby one na najwyższą pogardę za tak urządzony świat doczesny i jak można mówić o ich dobroci, gdy za oknem jest tak wiele zła, które kapłani zręcznie próbują tłumaczyć niedostępną dla nas wizją większego dobra. Nie mamy na nic wpływu, a jeżeli nie mamy, to czemu mamy się tym martwić, możemy rozsiąść się wygodnie i obserwować, co przyniesie życie, ciesząc się każdą chwilą i robiąc to, co nam zmysły i okoliczności podpowiedzą, że to będzie dla nas dobre i przyjemne, czy to hulanki to białego rana, czy ćwiczenia ciała i ducha.
Pytasz, gdzie tu jest kłamstwo? Spójrz na niego, siedzi przy oknie i zapija życie, obserwując to co jest za nim. Jak uważasz, czy jest szczęśliwy? Ja myślę, że nie i powiem Tobie przyjacielu, dlaczego- bo chociaż odwrócił się od tego co jest podstawą myślenia dla każdego, od wolności, od tego co jest poza życiem, gdzie nie przekonują go argumenty że się myli... To on jednak chciałby z całego serca, mimo że nigdy tego nie przyzna, by się mylił, by to wszystko co się dzieje miało jakiś sens, że jest mu pisane coś lepszego niż mu się wydaje. Czyż to nie jest kwintesencja kłamstwa? Mówisz, że czegoś nie ma, a jednocześnie ze wszystkich sił pragniesz, by prawda była inna. Do tego stopnia okłamuje sam siebie, że nawet nie potrafi tego zauważyć. To jest kłamstwo, mój drogi szyderco.



Mógłbym dniami i nocami debatować o tym chłopaku, ale nie chcę zabierać Tobie cennego czasu. Niemniej skoro już mówimy o tym, co ponad nami, albo i pod nami, to spójrzmy na mą bękarcią moralność. Kieruję się tym, co jest dla mnie dobre, tak? Spójrzmy więc tutaj, oto pole bitwy, wielka na dziesiątki tysięcy piechurów i konnych rzeźnia. Jak nic przejdzie to do annałów historii i uczeni będą rozprawiać o tym wydarzeniu jeszcze na długo po tym, jak z nas zostanie już tylko proch. Dzieci będą się o tym uczyć, złorzeczyć na daty i niepotrzebne im do niczego nazwiska znaczących tu person. Ale o co oni walczą? O ziemię, pieniądze, kobiety i to wszystko ubrane w wielkie słowa, że jest to w imię wyższych celów i prawda stoi po ich stronie. Tyle że tak mówi każda strona. Która ma rację? Wszak prawda jest najważniejsza i to która strona ma ten prymat a która nie nie zdecyduje kto komu wyrżnie więcej armii. Jedni i drudzy z hasłami i modlitwami do swoich panów wysoko w niebie. Tak, mówisz że wiadomo, że Czerwoni, bo są Twoi i wierzą w to co Ty. Ale jaką masz gwarancję, że tak jest? Kapłani nie mogą udowodnić tego mówiąc, że mają rację bo święte pisma mówią same o sobie, że są prawdziwe. Zapewniam Ciebie, że znam i wasze i ich pisma i każde pisze o sobie dokładnie to samo. A jeżeli i jedni i drudzy wierzą w to samo, ale pod innymi imionami? To się jednak wyklucza i jest niemożliwe, bo chociażby oni będą przeklęci jak zjedzą nieczyste zwierzę, wy nie i jaka byłaby tu sprawiedliwość, jeżeli ta sama boska istota daje jednej grupie inne zasady, drugiej inne. Zatem jeżeli nie masz pewności, że to w co wierzysz jest prawdą, to jak możesz mówić o obiektywnej moralności a o mojej, że jest bękarcia? Może i bękarcia, nie robi to znaczenia, ale ja widząc jak mężczyzna siłą ciągnie kobietę w ciemny kąt by ją zabić, to wiem że to jest złe, a nie że złamała nadane z góry prawa i nie powinna czegoś zrobić co uczyniła. Że tak nie jest? Że nie rozumiem, co było kiedyś i teraz jest to nieaktualne? A skąd wiesz? Twóje bóstwa, Ilu lub Evi to powiedzieli? Odwołali te słowa? Czy tylko kapłan, jakby nie patrzeć człowiek, powiedział że źle to rozumiemy, w dawnych czasach było inaczej i trzeba to zinterpretować żeby prawidłowo zrozumieć przesłanie? W takim razie skąd wiedzieć, co jest napisane prawdziwie, a co jest metaforą? Skąd wiesz, czy za sto lat to co teraz jest akceptowane nie będzie potępione? Żyję na tym świecie tak długo, by nie raz i nie dwa widzieć takie zmiany. Poza tym jaką wartość ma bóstwo, które nie potrafi wprost powiedzieć co ma na myśli, tylko bawi się w słowne gierki? A może to nie bóstwo, tylko po prostu ludzie i wtedy wiele rzeczy nabiera sensu? Może te reguły wynikające z kontekstu epok minionych to nie dostosowanie się wszechmocnych istot do nas głupich śmiertelnych tylko są czymś, co i bez nich byśmy odkryli i ustalili, że tak trzeba? Jeżeli coś jest dobre, to nawet jeżeli tego nie rozumiemy, to nie musimy by coś robić, mamy rozum, wyjaśnilibyśmy to sobie albo nam wytłumaczono. Tak robią dobrzy rodzice względem psotnych dzieci, więc czemu taka istota nie mogłaby tego uczynić wobec nas, jego dzieci?
A więc jeżeli nie uważam, że możesz mieć prymat prawdy i robisz coś, bo się tobie coś narzuca pod groźbą cierpień, to doprawdy nie wiem, czemu to moja nie Twoja moralność jest bękarcia.

Mówisz oszust. To weźmy Twojego przyjaciela przyłapanego ze spuszczonymi portkami. Moja sprawka? Owszem- jestem z tego dumny. Ale czy jakby nie natrafił na moje sztuczki, tylko na kogoś prawdziwego, jakąś złotowłosą piękność chętną na igraszki, to postąpiłby inaczej? Zapewniam Ciebie że nie, ja tylko pokazałem to, jak jest w rzeczywistości i że żona mu nie przeszkadza w takich czynach, ja tylko pokazałem jaki jest i dodałem od siebie szczyptę humoru.



Bo widzisz, przyjacielu, tak- jestem kuglarzem. Zajmuję się magią zwodniczą.

Jestem iluzjonistą. Przez kłamstwo pokazuję prawdę.







"Przypływy..."
Nie... Nie tak. Może fale?
"Fale przy..."
Też nie... już w głowie słyszę, jak to marnie brzmi. Eh. Jeszcze raz, na spokojnie, wdech, wydech, pomyśl. Najgorszy jest początek, ale potem idzie z górki, prawda? Zawsze tak jest, nawet jak to jest tylko pamiętnik, do którego chce się wrócić po wielu latach i nie chce się czytać tego z zażenowaniem i myślą "jaki ja byłem wtedy młody i głupi, ale widzę że na starość przynajmniej głupota została." Także skup się, przestań szukać czegoś, co Cię słodko rozproszy, bądź ponad to.
Hm...
"Fale przychodzą, dając w czasie suszy powiew życia. Naznaczają plażę raz za razem, niby nie zmieniając na niej nic, a jednak jest to pozorem. Czyż każda nie przynosi nowego piasku? Muszli i roślinności znacząc wszystko owymi czułościami w celu zaznaczenia swego istnienia, jakże krótkiego z punktu widzenia plaży? Niestety mało która też zostanie na dłużej, zostawi po sobie ślad, dobre wspomnienie, coś wartego zachowania. A ileż to chciałoby naznaczyć ten kawałek lądu swoją bytnością, ale się nie udaje?
Są też fale, które odchodzą, zabierając coś za każdym razem, niszcząc zastany porządek. Czasem nieznacznie, czasem wraz ze sztormem niszcząc wszystko doszczętnie, włącznie z drewnianymi chatkami, łodziami i okolicą poza plażą. Tu nie ma życia, jest śmierć. Nie ma czułości muszli, są blizny połamanego drewna i odór martwych ryb.
Wystrzegajmy się sztormów, choć są kuszące, bo..."



I tak sobie pisał nudne kocopoły, w których sens widział tylko on. Pochylony, ze związanymi włosami zauważalnymi tylko dlatego, że całość pomieszczenia oświetlała blada świeca i odbijała swoje wątłe światełko w ich czerni. Na ogromnym biurku barwy ciemnej ochry walały się stosy pogniecionych, zabazgranych, z dziwnymi rysunkami przedstawiającymi ludziki i zwierzątka składających się z kresek(warto zaznaczyć, że co jak co, ale jego rysowniczy talent nie był w stanie się równać z dziełami wielkich i wiekowych, bo aż kilkuletnich mistrzów malarstwa) oraz zwyczajnie, tak nie w jego tylu, zapisanych kartek. Ilość każdej z tych form jego piśmiennictwa spadała wraz z kolejnością wymienionych tu tworów, przy czym ostatnich było raczej niewiele, a tych pierwszych zdecydowanie za dużo. Reszta gdzieś po środku.
Pisał i pisał, rozmyślał, rysował kolejne zwierzątka i tak uciekały mu godziny. Rzadko coś notował, uważał za warte uwiecznienia inaczej niż w głowie. I pewnie niszczenie oraz zapisywanie kartek trwałoby w najlepsze przez kolejne godziny, z przerwami na zebranie myśli i uzupełnienie pustego kielicha kolejną porcją wina, a te wszak uwielbiał, gdyby nie wyrwało go z transu walenie w drzwi tak mocne, jakby ktoś zrobił mu niezapowiedziane oblężenie i chciał je wyważyć taranem, pewnikiem jakby tak było to przyozdobionym baranim łbem.

Kto zaś o tej porze? - burknął, aczkolwiek siedząc w tej ciemnej norze, to skąd mógł wiedzieć, jaka jest pora- Pewnie znowu jakaś grupa ludzi chcących wciągnąć mnie w swoją spaczoną grupę jakichś wybrańców, jeśli tylko zechcę z nimi porozmawiać, by mogli przedstawić mi w jak wielkiej ignorancji żyłem do tej pory. Zwykłe pasożyty...

O dziwo nie byli to fanatycy, a stary-nowy przyjaciel, który jeszcze całkiem niedawno tak wielce próbował mnie obgadać. Słucham Cię mój drogi? Po minie widzę, że chyba nie podoba się Tobie zwrot "mój drogi" jak kochanek do kochanka. Eh Ty i Twoje uprzedzenia, ale wybacz, nie to miałem na myśli. Niestety każdego nazywam jak chcę, ze wzajemnością. Ale dobrze, nie jesteś drogi. Zatem tani?

- Zawsze tak kłapiesz jęzorem na powitanie?- odpowiedział tonem wskazującym na to, że puszcza jego ględzenie i złośliwość mimo uszu, a nawet możnaby się pokusić o spostrzeżenie, że sugeruje on raczej pogodny nastrój- pogadać chciałem. Mogę wejść?

- Oczywiście- odpowiedziałem, wpuszczając go gestem- nieproszeni goście są najmilej widziani. Anonimowy towarzysz został poprowadzony do przestronnego pokoju gościnnego, w którym jedną ze ścian(tę z kominkiem) w całości zajmowały regały uginające się od różnej maści ksiąg, zaraz przy wejściu do niego stał barek z przeróżnymi alkoholami, a naprzeciwko kominka sofa, fotele i jakieś egzotyczne siedziska z dalekich krain bardziej przypominające poduszki. Jedna ze ścian praktycznie w całości była przeszklona(a co, stać mnie było) i ukazywała widok na ogród pełen alejek i różnej maści kwiatów i krzaczków. Nieznajomy nie zainteresował się bynajmniej alkoholami, ani ogrodem, ale pierwsze co to ruszył do ksiąg. Przyznam, nie był to ruch jakiego się spodziewałem, ale jak widać pozory potrafią mylić.



Przyglądał się im uważnie, lustrując spojrzeniem każdą z książek, aż wybrał jedną, którą widać było, że solidnie nadgryzł ząb czasu.
- O czym to jest? - zapytał spokojnie - *Traktat o nakrywaniu całunem* brzmi jak tytuł uczący grabarzy etykiety chowania zmarłych.
- To? Ah- uśmiechnąłem się szczerze widząc jego wybór- nie nie, mój dr... mój przyjacielu. To stary i rzadki traktat magiczny napisany przez pewnego mistrza, który skończył na stosie, bo za świetny żart uznał zamienienie za pomocą lekcji tu zawartych pięknej królewny w pięknego królewicza... w noc poślubną... niedługo przed konsumpcją małżeństwa... Ale nieważne, Ibram może był zdolny, ale głupi.
- I mówi to ktoś, kto słynie z wyczarowywania myszy pośrodku, nie wiem, chociażby karczmy- zauważył z przekąsem.
- Zapewniam Ciebie, że myszy są prawdziwe i po prostu jak je zawołam to przychodzą, zresztą to tylko niewinne gryzonie, gdzie im do tamtego numeru? Nie jestem szalony. Chociaż... wiesz... Znam taką jedną czy dwie paskudne osoby, którym mógłbym tak... Nieważne! W każdym bądź razie wiele czasu poświęciłem na jego znalezienie. Całunem natomiast, jakbyś nie wiedział, nazywamy iluzję, która pozwala na przybranie, czy wręcz zmianę wyglądu. Masz poparzenia i nie wiesz, jak je ukryć? To dla Ciebie. Czyżbyś uznał moją drogę za odpowiednią dla Ciebie i również chcesz zostać czarownikiem?
- Taaak, zdecydowanie. Hokus pokus- odpowiedział z uśmiechem, po czym schował księgę do torby i ruszył ku wyjściu.
- Mogę wiedzieć, co Ty wyprawiasz? Kraść w obecności okradanego to głupota, chyba że chcesz dołączyć do mojego stadka myszek.
- Nic nie zrobisz, jeżeli nie jesteś kłamcą- moje spojrzenie ze spokojnego szybko przeszło w pochmurne, próbując dojść do tego, o co mu chodzi, co zauważył i kontynuował- Wspominałeś ostatnio o chłopaku odżegnującym się od wolnej woli, co dało mi do myślenia. Skoro on czy Ty jej nie macie, to dziękuję za książkę, przyjdę po więcej, nie miałeś na to wpływu że to zrobię i nie możesz tego zmienić że ją zabrałem, chyba że zaprzeczysz swoim wielkim i nadętym słowom i mi powiesz, że mam ją oddać.
Westchnąłem. Ze wszystkich rzeczy na świecie musiał zostać poruszony ten wątek.
- Masz 10 sekund na odłożenie jej na miejsce, albo mysz będzie Twoim najmniejszym zmartwieniem.
- A więc jesteś kłamcą, chociaż mówisz inaczej- książka posłusznie spoczęła ponownie na swoim miejscu.
- Teraz możemy porozmawiać. Nie lubię być okradany, ale rozumiem ten akt. Co doprowadziło do tego, że podjąłeś taką a nie inną decyzję?
- Najprostszy sposób na pokazanie, że Twe słowa choć gładkie, to puste.
- Nie o tym mówię. Jaki miałeś wpływ na to, że Twój przyjaciel wylądował za moim powodem z gołym zadkiem na targu, obściskując worek zboża? Żaden. Jaki miałeś wpływ na to, że uznałeś za najlepszą metodę zelżeć mnie jak psa, zamiast staromodnie zaczaić się w zaułku i spróbować wbić mi nóż w plecy? Jaki miałeś wpływ na to, że postanowiłeś na moje słowa odpowiedzieć kradzieżą zamiast je puścić mimo uszu?
- Poza przyjacielem? Wszystko sam zdecydowałem.
- Tak? A może to tylko pozory? Twój przyjaciel został spotkany przez przypadek i przez przypadek jest teraz miejskim pośmiewiskiem. Jeden przypadek zrujnował jego małżeństwo i jakąkolwiek reputację. Ale odchodząc od niego... Czy dziecko ma wpływ na to, że przyjdzie na świat? I że zostanie wychowane przez ojca, który bije je i matkę i jest skrzywione na całe życie, powielając patologiczne błędy? Może tak, może nie, ale w którym konkretnym momencie stwierdzi ono "to jest złe" zamiast "mój ojciec tak robił, to widać tak trzeba". Czy może po prostu wyszło to samoistnie. To czy zdecydujesz wypić teraz wino, czy wódkę może i jest wyborem, ale to nie oznacza że masz wolę. Nie zdecydujesz o tym, kogo spotkasz, kto Ciebie pokocha, a tamta osoba nie będzie miała wpływu na pokochanie właśnie Ciebie. Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna wolność drugiej osoby- piękne słowa. Tylko co, jeżeli założymy, że na świecie jest ktoś więcej niż tylko Ty? Masz rodziców, którzy w ramach wolności Cię wychowują, ludzi którzy w wolności Ciebie krzywdzą, dostarczają doświadczenia, których nie zmienisz. Jedna przypadkowa sytuacja wystarczy, że Twoje życie ulegnie całkowitej zmianie. Żyjemy w społeczeństwie, czy tego chcemy czy nie, czy jesteś bogaty czy biedny. Jesteśmy sumą doświadczeń i przypadków, jakie nam się przytrafiły. Jeżeli rozważysz jakieś zdarzenie, to będziesz w stanie wyprowadzić ciąg tych przyczyn, dlaczego stało się tak a nie inaczej... I czy jesteś w stanie kontrolować swoje myśli? Czy to, co pojawia się w Twojej głowie jest od Ciebie całkowicie niezależne? Spróbuj, usiądź, po prostu usiądź i obserwuj myśli pojawiające się w Twojej głowie. Skąd one się biorą? A jeżeli nawet nie mamy pełnej kontroli nad naszym umysłem, to może jesteśmy tylko obserwatorami tego, co się dzieje? Jest zbyt wiele rzeczy, na które nie mamy wpływu, a które targają nami jak wiatr proporcem.



I wiesz, co jest najlepsze? Że to ułatwia życie. Pomyśl, dlaczego, skup się na robieniu tego, co jest według Ciebie dobre i odejdź, wróć jak będziesz chciał jeszcze porozmawiać... bez okradania starego czarownika






"... nie niosą ze sobą nic dobrego.
Lecz czy aby na pewno? Czy warto wystrzegać się ich za wszelką cenę, walczyć i zapobiegać? Każdy sztorm płynący z oceanu niszczy, ale daje i szansę na budowę nowych chatek, posadzenia dwóch kolejnych drzew na miejsce każdego złamanego, stworzenia nowych, większych i trwalszych łodzi, mogących wypływać dalej i przynosić więcej skarbów od owego wodnego bezkresu. Zniszczenia są straszne, trudno się z tym nie zgodzić, jednak nie warto budować broniących przed nimi falochronów. Owszem, obronią, jednakże kosztem tych łagodnych fal, które na plaży są mile widziane, niosąc muszle do zbierania. Takie fale nawet bardzo chcąc mogą nie przedrzeć się przez pobudowane liczne zapory, natomiast o ile obronią one przed tymi, na które są stworzone to o ile te lżejsze się nie przedrą, to najstraszliwsze zrobią to bez problemu, siejąc jeszcze większe sputoszenie, po którym odbudowa będzie jeszcze trudniejsza i kolejne falochrony będą większe... i większe... aż do kolejnego razu. Budując mury staniemy się głusi i ślepi, zatracając możliwość widzenia, które fale są przyjazne, o które wręcz przeciwnie, gdy każde będziemy traktować na równi."