Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Problemy w Eastrock] Zbiórka w Arrakin
#11
Nest stała na środku, nie zamierzała się kryć po kątach. Obserwowała uważnie każdego, czyja noga przekroczyła próg ratuszu. Zdarzało się, że cmokła ustami na to szalone towarzystwo. Nie oceniała nikogo, najwidoczniej każdy miał swój plan na to by wyruszyć, a i zarobek na pewno sprawiał, że chętni zawsze się znajdą. Dwa szlaki wymienione przez herolda nie były ani trochę w smak. Dłuższa podróż sprawiłaby, że nie zdążą na czas. A skrót był niebezpieczny, a i zabawniej może być. Wszystko skupiało się na czasie, więc raczej wstępnie chciała iść niebezpiecznym krótszym szlakiem, ale musiała pilnować grupy. Miała ochotę zapytać bogów, ale w tej sytuacji jest uzależniona od innych. Szybsze dotarcie pozwoliłoby i jej rozeznać się, a może i użyć trochę dla zabawy magii. Dawno jej nie używała, a przy nadarzającej się okazji może być za późno by pomóc innym, bo bogowie mogą mieć w tej chwili inne plany. Wszystko się komplikowało, bo zbyt prosto nie może być. 
Podeszła po bilet i przystanęła jeszcze by poczekać na jakiekolwiek inne słowa herolda bądź margrabiego, kiedy to w tej chwili usłyszała znany głos, ale zapomniany i na dodatek te słowa. Tylko jedna osoba tamtego dnia miała takie szalone pomysły, a Nest jako trudząca się inną profesją uwaliła się i wkurzała karczmarza. Odwróciła się za źródłem głosu i spojrzała za kobietą. 
- Lathree? - zapytała szeptem nie wiedząc, a raczej nie będąc pewną czy to na pewno ona. Chociaż tu jednak nie było mowy o pomyłce, jeszcze sam Hrabia mógłby to być, ale żeński głos sprawił, że nie można było mówić o pomyłce jakiejkolwiek. Musiała ochłonąć, kolejne pytanie i ten głos sprawiły, że na ustach kapłanki wykwitł złośliwy uśmiech. To była jej dawna znajoma, a to znaczy, że ta wyprawa będzie o wiele ciekawsza. - Wybrałabym niebezpieczny, wszystkim zależy na czasie, a im szybciej tam dotrzemy tym lepiej. Dodatkowo mamy... - rozejrzała się po zebranych. - Najemnicy są, więc? Dalibyśmy radę na skróty. - Sama rozejrzała się oczekując odpowiedzi i wsunęła bilet do torby. Ustalenie warunków już na samym początku mogło być dobre. O ile... Wszyscy pójdą w jedną stronę, bo przecież i rozdzielić się mogą. Jedni mogą na miejsce dotrzeć szybciej, a inni później by sprawdzić inną ścieżkę.
"Welcome to the war we've only begun..."
#12
Zawrotna suma pięćdziesięciu srebrników spowodowała, że starannie poukładany plan bohaterskich czynów i ożenku z córką młynarza, runął w jednej chwili. Tom nigdy nie widział tylu pieniędzy na raz i poczuł przemożną chęć ucieczki. Kupi sobie gdzieś na obrzeżach świata małą chatę, a wraz z nią spokój od spraw doczesnych. Pięćdziesiąt srebrników! Wszak już za mniej zdradzano, historia zna przypadki kiedy to tylko trzydzieści sztuk srebra starczało, by sprzeniewierzyć się nie tylko ludziom, lecz także bogom. Uciekać, uciekać jak najdalej!
Jak pijany wyszedł z miejskiego ratusza. Nogi prowadziły go same i kiedy ocknął się z letargu, siedział w gospodzie "Pod Rannym Najemnikiem". Na stole stała butla gorzałki, a do boku tuliła się kurwa tak tania, jak jej miłosne zaklęcia.
W głowie miał pustkę. Kolejny dzień, ta noc, były wielką niewiadomą.
#13
Przyglądała się przybyłemu na spotkanie krasnoludowi i cmoknęła z niesmakiem widząc jak pijany w trzy dupy szmacił tę pracowitą i waleczną rasę. Dobrze ze kapitan szybko zrobił porządek. 
Oferta margrabiego okazała się całkiem przyzwoita. Widać było, że dodatkowe zniknięcie posłańca sprawiło iż atmosfera strachu jeszcze bardziej się zagęściła wśród włodarzy. Za pięćdziesiąt srebrników można było w miarę wygodnie dotrzeć do Eastrock. Tylko po co ta wygoda, skoro mieli tam znaleźć się szybko, czyli najlepiej górską drogą.
Gdy już wszystkie szczegóły zostały omówione a bilety i kieszonkowe rozdane, Quithis jeszcze raz rozejrzała się po sali. Nie było ich wielu, a dwie kobiety już zaczęły omawiać podróż. Zauważyła że chyba musiały się znać.
Podeszła do nich.
- Hej, mogę do was dołączyć. - Bardziej stwierdziła niż zapytała, bo słyszała że chcą iść drogą przez góry. - Quithis. - Przedstawiła się krótko. - W grupie zawsze raźniej. - Uśmiechnęła się przyjaźnie. Liczyła na to, że reszta śmiałków dołączy do rozmowy. Widząc że jeden ze śmiałków już wyszedł, nie było co tracić czasu. Wojujący z flaszkami krasnolud stracił swoją szansę jeszcze wcześniej. Został ostatni, wyglądający na najemnika nieznajomy, który siedział w ławie popijając z bukłaka.
- A ty? Którą drogą idziesz? Traktem czy z nami górską drogą? - Zapytała bezpośrednio.
Gdyby tylko zawiązali drużynę wszelkie szczegóły mogli omówić już w zajeździe i w dodatku na koszt miasta. Przed wyruszeniem w drogę warto było dobrze się jeszcze wyspać.
[Obrazek: turnip-icon.png] w wielkim świecie
#14
Najpierw kątem oka zerknął na młodziana, który usiadł obok niego. Poświęcił mu mniej więcej tyle uwagi, ile czasu wymagało odwrócenie głowy w drugą stronę, bo z tej wyłonił się pijany krasnal. Z bełkotu, który ten wylewał ze swojego otworu gębowego, zrozumiał niewiele ponad to, że brodacz planował wyruszyć z nimi. Sznur wzdychnął cicho pod nosem, bo trafił im się najwidoczniej jedyny krasnal, którego przydatność w górniczym krajobrazie można było określać jako zerową lub nawet ujemną. Chociaż kilka razy zdarzało mu się obrzygać po pijaku lub obsikać sobie buta lub nogawkę, to cieszył się, że upijał się na smutno, w ciszy, a nie "tak" jak potencjalny kompan podróży. Kiedy przyszła jego kolej, nie podnosząc się z ławy, odebrał od herolda bilet i drobniaki na wydatki. Monety przesypał do swojej torby, na bilet zerknął i schował za pazuchą.
Dalsze rozważania, nad ocenianiem swoich pijackich zamiarów na możliwości, przerwał kobiecy głos i jego właścicielka, która zdaje się zadanie pytanie, adresowała do niego. Powtórzył sobie w myślach jej słowa, aby ostatecznie wyrwać się z rozmyślań i zerknął na autorkę pytania. Nim odpowiedział, zerknął również na dwie pozostałe kobiety, zamieszane najwidoczniej w rozmowę przy tym wątku.
- Jeszcze nie zdecydowałem. -
Odparł krótko, po czym klepnął oburącz w swoje uda i dźwignął z dotychczasowego siedziska.
- Przemyślę to w gospodzie, będzie tam i wygodniej, i oszczędniej, bo nie będę musiał uszczuplać prywatnych zapasów... -
Teraz klepnął dłonią w torbę, w której chwilę wcześniej schował poidełko.
- Jeżeli zdecydowałyście Panie, że ruszacie do gospody w trójkę, to chętnie na tę drogę się przyłącze. Trzy komplety kobiecych pośladków dodają uroku każdej podróży i niezależnie od ich jakości, lepsze to niż ich brak. -
#15
Słysząc Nest uśmiechnęła się. Wyprawa zapowiadała się nader interesująco już choćby z tego powodu, że to właśnie tą, a nie inną kapłankę los rzucił im w prezencie. Przez chwilę zastanawiała się, czy coś powiedzieć, ale tutaj słowa już nie były potrzebne. Skupiła zatem swoją uwagę na pozostałych w pomieszczeniu osobach. Skinęła głową koiecie, która wydawał się jej znajoma i w istocie, słysząc jej imię lekko drgnęła.
- Quithis? - Tym razem uważniej spojrzała na zbliżającą się do nich dziewczynę. - Znałam kiedyś osobę o takim imieniu. - Dodała po chwili milczenia, zastanawiając się w głębi ducha, czy to jest ta sama Quithis, z którą miała już do czynienia. Jeszcze zanim otworzyła swój niewielki interes, oczywiście. - Możesz do nas dołączyć. A nawet wychodzi na to, że musisz, jeśli nie chcesz podążać samotnie. - Rzuciła w jej kierunku odpowiadając za siebie i Nest. Jakoś wątpiła, by kapłanka miała cokolwiek przeciwko. - Jestem Lathree, przedstawiła się. Jeśli jest tą samą osobą, o które Lath pomyślała, to może nawet ją pamięta, choćby z burdelu. A jeśli nie, to nic straconego, na pewno zdąży ją poznać od każdej strony...
Potem jej uwaga skierowała się na mężczyznę, którego Lisica zagadnęła. Słysząc jego odpowiedź uśmiechnęła się nieco wrednie:
- Jeden mężczyzna z mieczem w pochwie też niezgorszy, o ile umie tego miecza użyć w potrzebie. - Rzuciła lakonicznie w jego kierunku, a potem poprawiła kaptur, który w międzyczasie zsunął się jej z głowy.
- Ale popieram najemnika. Lepiej omówić wszystko w gospodzie, w cieple i przy kolacji. Tym bardziej, że płaci margrabia, a taka sytuacja prędko się zapewne nie powtórzy.
Popatrzyła na Nest i na Quitchis.
- To jak Drogie Panie - i w tym miejscu określenie drogie zapewne nie odnosiło się tylko do określenia stopnia ich zażyłości - Ruszamy do karczmy?
#16
Sama patrzyła na Lathree nie wierząc w to rządzenie losu, które ich dopadło do podróżowania razem. Będzie ciekawie, tym bardziej, że w ogóle zastanawiała się co ją przywiodło na tą przygodę. Nie należała do tego typu ludzi by przygód szukali, ale dawno się nie widziały, może tamtej się coś zmieniło. Miała właśnie ją o coś zapytać kiedy to usłyszała kolejny kobiecy głos, na jej pytanie skinęła głową, bo w zasadzie i tak na samym końcu rację miał najemnik. Lepiej omawiać w cieple niż stać tutaj i czekać aż kolejny pijany krasnal czy też inny chłoptaś na posyłki pojawi się i stwierdzi, że on spóźniony i idzie dalej! O takiego wała. Ruszyła za najemnikiem myśląc, jak i obserwując reakcje zebranych na samych siebie. Teraz był dogodny moment poprzyglądać się tym co odważyli się pomóc margrabiemu. Wyglądało na to, że poza zewnętrznym nie wyglądem to każde z nich chyba coś ukrywało. Słowa jakie Lath pokierowała do kobiety, jej samej nieznanej, przykuły jej uszy, bo sama szła dwa kroki przed nimi. Nie była ona zbyt długa, ale wydawać by się mogło, że to towarzystwo może być ciekawsze niż pierwsze spojrzenie. Natura najemnika by omówić wszystko przy cieple i w gwarze karczemnym nie była złym pomysłem. Wyruszyć mieli lada moment, a przecież nie wszystko ustalone. Równie dobrze nic nie muszą ustalać, a jedynie powiedzieć sobie, kto gdzie idzie. Sama wciąż w głowie obstawiała przy swojej decyzji by iść przez góry, jednak ona jedna miała najmniej w tej kwestii dopowiedzenia. Jeśli się podzielą będzie mogła wtedy wybrać, jednak jeśli pójdą razem będzie bez dwóch zdań szła za nimi. Pozostało jedynie jej przekonać ich do wybrania tamtej ścieżki. Z każdym krokiem udawało się dostrzec nowe rzeczy na najemniku czy czasem jak zerknęła przez ramie na kobiety. Zapomniała jak to jest, kiedy coraz lepiej się komuś przygląda. 
Wejście do karczmy, niczym, wejście, w środku? Nic ciekawego, jak karczma, stoły, szynkwas i karczmarz z gębą jakby mu ktoś kołek w dupę wsadził. Wchodząc do środka zaraz za najemnikiem poczuła na sobie oczy ciekawskich. "To będzie długa dyskusja" - cmoknęła ustami do swoich myśli i rozejrzała się za jakimś ustronnym stolikiem dla nich by mogli porozmawiać przed udaniem się w swoje miejsce noclegu. 
- Lath... Wino? Wiesz jakie, a ja zajmę nam kawałek podłogi do rozmów. - powiedziała najpierw do kobiety, a resztę zdania skierowała do reszty. Tym samym wtedy dostrzegła jeden większy stół, jednak stały przy nim tylko 3 krzesła. Cóż... ktoś musi sobie dostawić, sama jednak usiadła w tym stoliku przy oknie, którego widok był na wejście do karczmy. Dało się widzieć wszystko co się działo na ulicy, a przy okazji mieć kawałek podłogi dla siebie. Nie rozbierając nic z siebie usiadła na krześle kładąc niezniszczone w ogóle dłonie na stole. Patrzyła to za okno to na swoje dłonie. Czyżby stres? Możliwe, jednak musiała się opanować przed resztą. Dłonie złączyła razem, a wzrok omiotał pomieszczenie.
"Welcome to the war we've only begun..."
#17
Usta Lisicy rozszerzyły się w uśmiechu, kiedy Lathree się przedstawiła. Kaptur skutecznie ukrywał wcześniej jej tożsamość.
- No co jak co, ale ciebie to się tu nie spodziewałam. Chociaż zapewne jesteś tu z tego samego powodu co ja. Interes się coś słabiej kreci co? - Odpowiedziała wesołym tonem i kaptur z jej ramion zsunęła sprawdzając czy aby to na pewno ta sama Lath, po czym ją przytuliła. Długo się nie widziały. Sprawy poza Latarnią zajęły Quithis spory kawał czasu, a w międzyczasie Lath zdążyła otworzyć własny burdel.
Miała tylko nadzieję że Lath nie skomentuje jej niecodziennej fryzury.
Na słowa najemnika o pośladkach zareagowała uśmiechem. On jeszcze nic nie wiedział. 
- Siła, błogosławieństwo, spryt i rozkosz. Ot kompania. - Skomentowała gdy wyruszali z ratusza w stronę karczmy. Uśmiechnęła się pod nosem. Mogła to być naprawdę ciekawa przygoda.
Kapłanka była jakaś milcząca, ale przyjdzie jeszcze czas na bliższe poznanie. Dobrze by było, jakby się zgrali ze sobą. Karczma zdawała się odpowiednim miejscem. Po paru głębszych atmosfera się rozluźniała a języki stawały się bardziej giętkie.

Gdy byli na miejscu od razu podążyła za kapłanką do stolika.
Zrzuciła z ramion płaszcz który do tej pory skrywał jej sylwetkę i położyła go na oparciu wolnego krzesła znacząc tym samym swoje miejsce. Ubrana była dość wyzywająco. Gorsetowa bluzka ze sporym dekoltem bardzo podkreślała linię jej bujnego biustu. Skórzane, wzmacniane i wiązane na bokach spodnie nie pasowały do kobiecej góry odzienia, ale były wygodne choć ciasno opinały jej krągłe biodra. Dzięki wiązanym butom o sięgających połowy łydki cholewach na niewielkim obcasie, zdawała się nieco wyższa. Quithis była świadoma swego ciała i korzysta z jego walorów dla własnych korzyści. Gdy delikwent skupiał wzrok na na cyckach z reguły nie zapamiętywał rysów twarzy.

Podeszła do Lath stojącej przy szynkwasie i objęła ją jedną ręką w pasie.
- Dla mnie piwo. - Odezwała się do karczmarza. - Daj nam coś dobrego za to. - Podała mu bilet, który otrzymali w ratuszu parę chwil wcześniej. - Tam będziemy siedzieć. - Pokazała w stronę stolika który zajęła dla nich kapłanka. Druga rękę oparła o rękojeść dużego noża, który był umocowany w pochewce przy jej udzie. Była to dość osobliwa broń, bo do jego rękojeści był przytwierdzony łańcuch o nie za dużych oczkach, który zwinięty w kilka kółek był umocowany rzemieniem do szlufki w jej spodniach na drugim boku. Można było się domyślić, iż była to broń miotana przez dziewczynę. 

Quithis oczywiście jak to ona, musiała się rozejrzeć w ocenie gości karczmy i zdało się jej, że zauważyła jednego ze śmiałków który szybko opuścił ratusz. Teraz siedział przy stoliku zabawiany przez jedną z tutejszych panienek.
- Czy dobrze mi się zdaje że to jeden z naszych? - Zapytała patrząc na Lathree i najemnika, o ile podążył za nimi złożyć zamówienie.
[Obrazek: turnip-icon.png] w wielkim świecie
#18
Gimgor bezustannie napastował drzwi ratusza, do momentu aż miejscowi zaczęli robić zakłady. Zechcą to wysłuchać, czy poślą prosto do więzienia. Kostki jego dłoni były napuchnięte i zakrawione. 
-Co za uparci ludzie...chyba czas się zbierać. pomyślał.
Zmarszczył swoje brwi, odwrócił się na pięcie i powędrował drogą na której końcu której miało znaleźć się Istrrokk. Jego pewność Siebie została mocno osłabiona przez pijackie wydarzenia, jednak nie osłabiło to jego poczucia humoru. Dosłownie w podskokach ruszył traktem zatrzymując się na chwilę, aby wyciągnąć kamyk z dziurawego cholewy, lub poprawić wciąż niedopasowne portki. Była to jego pierwsza podróż od lat bez jego wiernego młota,  prawa dłoń samoistnie zaciskała się w pustym uchwycie, a oczy panicznie próbowały znaleźć go w najbliższej okolicy.
-Huh...przyzwyczajenia. No cóż (spoglądając na nowo wygraną tarczę) teraz Ty jesteś moją towarzyszką.  Zobaczymy Jak dobrze będzie się Nam powodzić. Gadałem do młota, teraz do tarczy... najwidoczniej po tylu latach w dziczy łatwiej gadać do czegoś co  nie pierdoli bez sensu jak inni. Chociaż ta czarnulka... oj z nią bym Sobie chętnie porozmawiał. A Ty jak myślisz? Spotkamy ją gdzieś na szlaku??


Myślał na głos przypatrując się kawałkom drewna obitych skórą i żeliwnymi okuciami. Można nawet powiedzieć, że na moment w jego oczach ukazało się całkiem nowe spojrzenie. Nadzieja na nie jedną przygodę, a wiele. I w świetle wychodzącego słońca ostatni raz spojrzał na znikające za zakrętem Arrakin, poprzysiągł poznać nieznajomą piękność, i głośno pogwizdując stawial krok za krokiem.
#19
Kiedy wychylił kusztyczek gorzałki przez ciało przebiegł dreszcz. Nigdy wcześniej nie pił alkoholu, bo w młynie pijano jeno mleko i wodę.
- Powitać tak znakomitego kawalera - po drugiej stronie stołu, nie wiadomo skąd się tam wziął, siedział jakiś obdartus. Uniżony i pełen szacunku spodobał się Tomowi tak mocno, że nawet nie zauważył jak nowy kompan mruga do jego towarzyszki, a ta jeszcze mocniej obłapia Toma za szyje, zaczyna mu grzebać przy rozporku. - Od razu zwróciłem na szlachetnego rycerza uwagę, od kiedy tylko tu wasze wszedłeś. Widać żeś łucznik znamienity - napełnił stojący przed młodzieńcem kielich, a ten jak zahipnotyzowany wychylił go jednym haustem - widać, żeś człowiekiem szlaku, a ja mam coś akurat dla ciebie. Uważaj wielmożny - pokurcz pochylił się i ściszył głos - mam do sprzedania potężny artefakt, który każdemu dopomoże w wojennej przygodzie. Niestety muszę go sprzedać, bo dziatki w chałupie głodne, a żonie w tkalni dłoń ujęło i nie ma co do garnka włożyć. Imaginuj sobie, że posiadam zaklęty młot, którym Tartus w bitwie o archipelag rozbił księżyc. Tysiące odłamków runęło na wyspy niszcząc niewiernych wrogów . Pójdź za mną do stajni, pokażę.
Wstał z miejsca, a Tom nie myśląc ruszył za nim. Wypity alkohol i wojenna gorączka spowodowały, że nie widział zbyt wiele. Podążał wąskim korytarzem wprost ku przeznaczeniu, przynajmniej starał się w to wierzyć. W jego oczach droga ku chwale była szeroka i jasna, a nie tak ciasna jak zaułki Arrakin, jak rozkopany grób w Lerven.

- Sto srebrników - zażądał przygodny handlarz artefaktów. Stali w końskim boksie pełnym przegniłej słomy, spod której typ wyciągnął dopiero co ukradziony, jakiemuś pijanemu krasnoludowi, bojowy młot. Po krótkiej sprzeczce, w czasie której frant rwał włosy z głowy i zapewniał, że Tom wpędza go w biedę, młodzieniec stargował cenę na pięćdziesiąt sztuk srebra, czyli cały nowo nabyty majątek. Nie było mu żal. Wypita gorzałka cuda opowiadała o czynach, jakich dokona przy pomocy magicznej broni.
Gdy tylko znikło srebro, a wraz z nim handlarz, młynarczyk rozejrzał się za koniem. Pioruna nigdzie nie było! Gdzie podziała się przeklęta bestia? Trzeba stąd ruszać jak najprędzej, niebezpiecznie jest pozostawać w Arrakin z tak potężnym artefaktem.
Szedł brudnymi uliczkami. Pod nogami płynęły nieczystości miasta, a w górze widniało rozwieszone pomiędzy domami pranie. Długie sznury bielizny niczym białe flagi łopotały na wietrze. Piorun stał tam gdzie go zostawił. Przywiązany do belki tuż obok ratusza grzecznie żuł trawę. Bydlę było tak stare i nędzne, że nawet miejscowi złodzieje się na nie, nie połaszczyli. Pijany Tom padł tuż obok końskich kopyt i ocknął się dopiero o wschodzie słońca. O dziwo nikt go nie okradł, jak widać szczęście sprzyja nie tylko koniom, lecz także i jeźdźcom.

Szlak do Eastrock jawił się jako droga do piekła. Głowa łupała go beznadziejnie i pić się chciało. Oczywiście nie zabrał ze sobą wody, bo przecież miał zbroję, łuk i "zaklęty" młot. Czy rycerzowi trza czego więcej? Po kilku stajaniach dostrzegł kroczącego gościńcem krasnoluda, tego samego co wymiocinami ubarwił spotkanie w ratuszu.
- Hej tam panie - patrzył na piechura z wysokości siodła, wyprostowany dumnie z dłonią na młocie Tartusa.
#20
Gimgor zaniemówił. Ci którzy kiedyś poznali smak miłości napewno znali spojrzenie jakim krasnolud rzucał na głownie swojego orężu. Doznał niesamowicie potężnej erekcji. Tak potężnej, że wszystko od pasa w górę odrętwiało.

-Witaj towarzyszu... ten młot...Ty... skąd Ty go... zresztą nieważne. Ty byłeś wtedy na sali. Teź ruszasz do Istrokk? 
Odpowiedział. Próbował kontrolować Swoją dłoń aby nie wyrwać jeźdzcowi oręża z dłoni. A jednocześnie podając bukłak wina


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości