27-03-2019, 02:42
Gimgor bezustannie napastował drzwi ratusza, do momentu aż miejscowi zaczęli robić zakłady. Zechcą to wysłuchać, czy poślą prosto do więzienia. Kostki jego dłoni były napuchnięte i zakrawione.
-Co za uparci ludzie...chyba czas się zbierać. pomyślał.
Zmarszczył swoje brwi, odwrócił się na pięcie i powędrował drogą na której końcu której miało znaleźć się Istrrokk. Jego pewność Siebie została mocno osłabiona przez pijackie wydarzenia, jednak nie osłabiło to jego poczucia humoru. Dosłownie w podskokach ruszył traktem zatrzymując się na chwilę, aby wyciągnąć kamyk z dziurawego cholewy, lub poprawić wciąż niedopasowne portki. Była to jego pierwsza podróż od lat bez jego wiernego młota, prawa dłoń samoistnie zaciskała się w pustym uchwycie, a oczy panicznie próbowały znaleźć go w najbliższej okolicy.
-Huh...przyzwyczajenia. No cóż (spoglądając na nowo wygraną tarczę) teraz Ty jesteś moją towarzyszką. Zobaczymy Jak dobrze będzie się Nam powodzić. Gadałem do młota, teraz do tarczy... najwidoczniej po tylu latach w dziczy łatwiej gadać do czegoś co nie pierdoli bez sensu jak inni. Chociaż ta czarnulka... oj z nią bym Sobie chętnie porozmawiał. A Ty jak myślisz? Spotkamy ją gdzieś na szlaku??
Myślał na głos przypatrując się kawałkom drewna obitych skórą i żeliwnymi okuciami. Można nawet powiedzieć, że na moment w jego oczach ukazało się całkiem nowe spojrzenie. Nadzieja na nie jedną przygodę, a wiele. I w świetle wychodzącego słońca ostatni raz spojrzał na znikające za zakrętem Arrakin, poprzysiągł poznać nieznajomą piękność, i głośno pogwizdując stawial krok za krokiem.
-Co za uparci ludzie...chyba czas się zbierać. pomyślał.
Zmarszczył swoje brwi, odwrócił się na pięcie i powędrował drogą na której końcu której miało znaleźć się Istrrokk. Jego pewność Siebie została mocno osłabiona przez pijackie wydarzenia, jednak nie osłabiło to jego poczucia humoru. Dosłownie w podskokach ruszył traktem zatrzymując się na chwilę, aby wyciągnąć kamyk z dziurawego cholewy, lub poprawić wciąż niedopasowne portki. Była to jego pierwsza podróż od lat bez jego wiernego młota, prawa dłoń samoistnie zaciskała się w pustym uchwycie, a oczy panicznie próbowały znaleźć go w najbliższej okolicy.
-Huh...przyzwyczajenia. No cóż (spoglądając na nowo wygraną tarczę) teraz Ty jesteś moją towarzyszką. Zobaczymy Jak dobrze będzie się Nam powodzić. Gadałem do młota, teraz do tarczy... najwidoczniej po tylu latach w dziczy łatwiej gadać do czegoś co nie pierdoli bez sensu jak inni. Chociaż ta czarnulka... oj z nią bym Sobie chętnie porozmawiał. A Ty jak myślisz? Spotkamy ją gdzieś na szlaku??
Myślał na głos przypatrując się kawałkom drewna obitych skórą i żeliwnymi okuciami. Można nawet powiedzieć, że na moment w jego oczach ukazało się całkiem nowe spojrzenie. Nadzieja na nie jedną przygodę, a wiele. I w świetle wychodzącego słońca ostatni raz spojrzał na znikające za zakrętem Arrakin, poprzysiągł poznać nieznajomą piękność, i głośno pogwizdując stawial krok za krokiem.