07-04-2019, 13:48
-Oszalał, hmm? - Dopytała z iście szelmowskim uśmiechem, wymalowanym na twarzy, po czym wymierzyła spragnione przygody spojrzenie w kierunku siedzącej nieopodal siostry. Szaleństwo było czymś, co obie kochały, z żywą wzajemnością zresztą. Pomimo jednak faktu, że żadna z nich nie wydawała się być szczególnie zainteresowana losem samego Meandera, nie chciały sprawiać takiego wrażenia. Leę bardziej interesował bowiem sam Labirynt oraz czyhające w nim niebezpieczeństwa, którymi nawet na etapie odprawy szczerze pogardzała, podobnie jak własnym bezpieczeństwem zresztą. Zdecydowanie wolała najeść się do syta w wypełnionym dziwnymi artefaktami domu zleceniodawczyni, niż snuć jakieś mniej lub bardziej wyrafinowane plany odnośnie czekającej ich wszystkich ekskursji. Wychodziła bowiem ze słusznego założenia, że skoro do tej pory obie wychodziły bez szwanku z praktycznie każdej opresji, to czymże jest wobec takiego bagażu doświadczenia jakiś Labirynt? Nawet, jeśli miałby okazać się miejscem przeklętym czy czarodziejskim? Poza wszystkim, jeżeli Meander naprawdę okazał się szaleńcem, to przecież jego zapiski mogą nie przejawiać dla nich żadnej wartości. Tam mogło być wszystko, ale równie dobrze nic. Zaczęła kalkulować: Obfitość znalezisk lub mroczna śmierć w dziwnych okolicznościach. Na takie wyprawy obierało się zwykle wysoce wyspecjalizowanych ludzi, mających pojęcie o zaklęciach, alchemii i takich tam, a nie pierwszych-lepszych amatorów wagabundy. Nie ufały nikomu, ale słowo się rzekło.
Słuchając dalszej części wywodu, czynionego przez gospodynię, Lea powoli odnosiła wrażenie, że dorównywała ona irracjonalnością swemu mężowi...
Słuchając dalszej części wywodu, czynionego przez gospodynię, Lea powoli odnosiła wrażenie, że dorównywała ona irracjonalnością swemu mężowi...