Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Problemy w Eastrock] Zbiórka w Arrakin
#1
Zima miała się ku końcowi a jak dostaw nie było tak nie dalej nie ma. Margrabia Arrakin szesnasty dzień miesiąca Ches jako miejsce zbiórki dla wszelkich śmiałków którzy mieliby wybrać się do osady górniczej Eastrock. Śmiałkowie mieli zebrać się w obszernym hallu ratusza miasta i czekać na informacje od herolda albo od samego margrabiego. Co ciekawe wśród zebranych krążyły wciąż nowe plotki na temat problemów z surowcami.
Podobno margrabia wysłał gońca do Eastrock w celu dowiedzenia się jak wygląda sytuacja. Goniec do dzisiaj nie wrócił. Podejrzewano że z powodu srogiej zimy wszelkie szlaki zostały zamknięte lecz teraz kiedy powoli nadchodzi odwilż wciąż nikt z gór nie przychodzi. Powiadają że w górach nie jest już bezpiecznie.
Plotki plotkami lecz żadnej oficjalnej informacji wszelcy śmiałkowie jeszcze nie otrzymali. Wszyscy niecierpliwie czekali na wystąpienie herolda albo margrabiego i tylko każdy spoglądał na siebie uważnie z kim to przyjdzie współpracować.

OT:
Kolejny odpis 19 (wieczorem) albo 20 marca (rano). Do tego czasu jeszcze jest możliwość dopisania KP do kart. Po kolejnym odpisie częstotliwość odpisów się zwiększy.
#2
Wieści o zaprzestaniu dostaw kruszców do miast doszły szybko i do Quithis. Jej potencjalne ofiary w postaci majętnych kupców biedniały w zastraszającym tempie. Zaciekawiona informacjami o wyprawie, skusiła się by wziąć w niej udział. A nuż trafi się jeszcze jakaś nagroda od władz za rozwiązanie zagadki. 

Co za ironia losu że stała teraz w hallu w ratuszu w Arrakin i czekała na to, aż zjawi się jakiś oficjel żeby podać więcej szczegółów dotyczących sprawy. W Elakce by się nie odważyła na taki czyn. Mógłby jeszcze ktoś skojarzyć ją ze Szkarłatną Lisicą, nieuchwytną do tej pory złodziejką, która i mimo iż w ostatnim czasie zaprzestała swojego procederu, to nadal była poszukiwana listami gończymi. Dlatego też na potrzebę chwili skryła swe prawie że białe włosy pod peruką o kruczych, sięgających trochę poniżej ramion lekko kręconych włosach. Jeśli zaś chodziło o szczegóły takie jak kolor oczu, to mogła w każdej chwili je zmienić tak, by każda osoba mówiła potem, że ich kolor był całkiem inny. Tym się wcale nie przejmowała. Stała oparta niedbale o jedną z kolumn podpierających sklepienie tego pomieszczenia. Rozglądała się leniwie, wydłubując wyimaginowany brud zza paznokci ostrzem niewielkiego noża, przyglądając się przy okazji pobieżnie twarzom pozostałych ochotników. Jej ramiona otulał długi, sięgający ziemi obszerny płaszcz podróżny, przez co nie można było odkryć jakie odzienie miała pod spodem. Wyglądała trochę jak goniec, tylko to ostrze w jej ręku, którym bawiła się nadzwyczaj swobodnie obracając je pomiędzy palcami, było dość niepokojące.
[Obrazek: turnip-icon.png] w wielkim świecie
#3
Zima wszystkim dała w kość, a problemy związane w górach dotarły i do kaplic kapłańskich, w których to wielu z powołanych modliło się o to by wszystko było jak należy. W końcu wraz z takimi problemami pojawia się wiele innych, a także handel zwalnia bądź ceny stają się niedostępne dla nikogo. Nestylesia wraz z innymi kapłanami często prosiły bogów o rozwiązanie tego problemu. Mijały kolejne tygodnie, a wszystko jakby przez to zwalniało. Nie łatwo było to wszystko zebrać w kupę i ogarnąć, a jednak znalazł się ktoś by podjąć wyprawę. Późnym popołudniem do drzwi kaplicy zapukał posłaniec, który zziajany zimnym jeszcze powietrzem, wleciał do ocieplonej świecami kaplicy.
- Ja w imieniu margrabiego przybyłem. - Schylił swoją głowę i podał zapieczętowany zwitek papieru kapłance, obok której stała Nest. Ta przeczytała na głos jego słowa, o prośbę by w podróży towarzyszył im kapłan. 
- Po jakie licho kapłan? Przecież na śmierć się mogą wybrać. W mieście powiadają, że wysłannik jeden już zaginął, a tu nagle chce kapłana w podróży? - zapytała stojąca z drugiej strony. 
- Pojadę z nimi. Na własną odpowiedzialność. Pomogę im modlitwą i jak tylko umiem. - Nest dawno już nie zaznała przygód, a taka okazja nie nadarzała się zbyt często. 
- Jesteś pewna Nestylesio? Możesz już nigdy do nas nie wrócić. - Trzymająca w ręce list kapłanka spojrzała na elfkę. 
- Tak. Potrzebują bogów. Potrzebują ich by wyprawa się udała od początku do końca i by dostali błogosławieństwo na każdym jej etapie. - Nest nie zamierzała odpuścić w tej sprawie. Wyprawa to jedno, ale jeśli śmiałkowie potrzebują naprawdę bogów to kapłan był bardzo dobrym pomysłem na to. 
- Przekaż swojemu Panu, że jedna z kapłanek przybędzie na spotkanie i wyruszy na wyprawę z innymi. - Posłaniec skinął głową i wyszedł na zewnątrz by udać się do swojego Pana, natomiast 3 kobiety stały patrząc się na siebie. - Oby bogowie byli przy Tobie w każdej chwili tej wyprawy. - Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że obydwie kobiety nie wiedziały o ukrytych zdolnościach Nest. Kryła je od zawsze. Za nekromancję groziła nawet szubienica bądź coś o wiele gorszego, dlatego coraz mniej jej używała. Liczyła, że tym razem uda jej się trochę pobawić zakazaną magią. 

W dzień spotkania wszystkie 3 kobiety oprawiły konia dla elfki, a także zapakowały najpotrzebniejsze rzeczy, w postaci bukłaków pełnych wody czy prowiantu. Sama zainteresowana wpakowała tam tylko kilka rzeczy, które przydadzą się na podróż. Jej jako kapłanowi broń nie była potrzebna, a nawet jeśli już to jej bronią była głowa, modlitwa i możliwe rytuały. Nie wiedziała ile osób będzie na tym spotkaniu i jak to wszystko się potoczy, ale na samą myśl po plecach przesuwały się jej przyjemne dreszcze podniecenia. Pożegnała swoje siostry kapłanki i wyruszyła przed siebie do Arrakinu na spotkanie śmiałków. Co do jej "śmiałkowania" to trochę inaczej to wychodziło niż trzeba, prośba, która spłynęła była możliwie też nie do odrzucenia i chociaż nazwane to było prośbą tak nie znałyby odpowiedzi Margrabiego jeśli by odmówiły. Może i tak powinno być. Może właśnie bogowie specjalnie zesłali to wszystko by wyrwać elfkę z tej kaplicy i by mogła rozprostować swoje skrzydła w magii. O tym decydują oni sami przecież.
Na miejsce dotarła w określonej porze. Weszła do pomieszczenia, w którym mieli się zebrać i rozejrzała po obecnych. Zapowiadało się "mocne" towarzystwo, lecz nie szata zdobi człowieka. Pewnie jak to bywa z czasem się przekonają. W białym płaszczu i kapturze na głowie po kątach nie da się chować, więc przystanęła niedaleko kobiety z nożem. Widoczne dla innych były tylko różowe usta elfki, więcej widzieć na tą chwilę nie musieli, a ciekawość to pierwszy stopień do potępienia. Nie wszystko muszą wiedzieć. Drobną posturę chowała za płaszczem, którego biel lekko mogła oślepić. Na odległość można było się domyślić, że kapłan z nimi wyrusza. Nie każdego w mieście było stać na białe płaszcze. Miała nadzieję tylko, że koń pozostawiony na zewnątrz nie zdenerwuje się na nią bardzo. Ta klacz był zbyt agresywna by dać ją gdzieś do przechowania nawet na chwilę. Podniosła na chwilę głowę by spod kaptura rozejrzeć się po wszystkim dookoła oczekując na kolejne wydarzenia. 


[Posłaniec, z ramienia Margrabiego, który przybył do kaplicy został uprzednio zatwierdzony przez samego MG!]
#4
Wszelkie problemy, które z razu dostawały łatkę szczególnie zawiłych i niebezpiecznych, były dla najemników jak niezapowiedziany, wykwintny prezent. Kupcom spóźniały się dostawy? Któryś szlak zaczynał cieszyć się złą sławą? Wszyscy nagle przypominali sobie o istnieniu najemniczej profesji, a najlepsi z płatnych wojaków nie mogli odpędzić się od ofert. Eskortowanie karawany, stróżowanie w kopalni, baczenie nocą na stragany, przekazy pieniężne, poselstwa. Każdy kłopot dla bogatej kasty kupców był jednoznaczny z nadchodzącym, najemniczym urodzajem. Im większa skala problemu tym lepiej.
Ashariel zdecydowanie znajdował się w gronie tych pożądanych najemników. Nie łamał w dłoniach sztab, nie parał się jakąkolwiek formą magii, a bełtem z kuszy nie umiał trafić w oddalony o ćwierć mili dzbanek zawieszony na żerdzi. Zamiast bycia kolorowym ptakiem i okolicznym chojrakiem - był skuteczny, a to o to chodziło w tej branży. Niedługo po pojawieniu się pierwszych plotek o Eastrock zaczęły spływać oferty. Najpierw jęczeć zaczęli "najmniejsi", czyli biedni kupcy, dla których każdy dzień opóźnienia to dzień straty i dzień bliżej do zamknięcia górniczego interesu. Ich jęki nie interesowały Ashariela. Zazwyczaj nie pracował dla najbiedniejszych kupców, bo Ci liczyli każdy grosz, a skoro mali nie przestawali marudzić, to oznaczało to nic poza tym, że niebawem średni i duzi też zaczną się niepokoić - a to u nich były pieniądze. Nie pomylił się. Informacje o ekspedycji organizowanej przez Margrabiego oznaczały, że warto się tematem zainteresować.

Pojawił się w ratuszu miasta, we wskazanym terminie. Konia uwiązał przed budynkiem, ale nie ufał mieszkańcom Arrakin na tyle, by cokolwiek zostawić w jego jukach. Na plecy zarzucił więc torbę i ruszył w kierunku wejściowych drzwi. Po przekroczeniu progu nie miał zamiaru stać jak kołek na środku izby, więc poszedł do jednej z drewnianych ław, na których zwykle czekali interesanci i zasiadł na niej. Na oślep zamieszał ręką w torbie, którą chwilę wcześniej ściągnął z pleców i wyjął z niej pokaźnych rozmiarów bukłak. Podważył palcem korek i wychylił z wewnątrz kilka łyków. Upewnił się, że korek wrócił na właściwe miejsce i wsunął bukłak z powrotem do wora. Współtowarzyszy podróży będzie miał jeszcze okazję poznać, niektórzy pewnie znudzą mu się nawet, zanim jeszcze otworzą usta po raz pierwszy - nie wyprzedzał więc zdarzeń. Siedział sobie wygodnie i czekał na pojawienie się kogoś z informacjami odnośnie rozpoczęcia wyprawy. Jedynie z nudów lustrował spojrzeniem osoby, które (zdaje się) podobnie jak on na coś czekały.
#5
Gdy tylko przekazała cały swój dobytek w odpowiednie ręce rozpoczęła przygotowania do wyprawy. Przede wszystkim wyciągnęła z szafy i odkurzyła strój podróżny. Potem zapłaciła kowalowi za przygotowanie do drogi jej konia. Potem wydała kilka złotych monet i kilkanaście srebrnych na skompletowanie ekwipunku. Niemalże kompletnie przygotowana stawiła się w ratuszowej sali, by dowiedzieć się więcej i swoją obecność w wyprawie przypieczętować słowem lub podpisem. Lub też czymkolwiek innym.
Droga do Arrakin dłużyła się jej bardzo. Nawet bardziej, ponieważ nie mogła zatrzymywać się w każdej napotkanej karczmie. Ostatecznie na miejsce spotkania dotarła niemal na czas. Niemal, bo nie starczyło już zegara na to, by rozejrzeć się po mieście i wysłuchać najnowszych ploteczek. ot, musiała tym razem polegać na tym, czego dowiedziała się podczas krótkich postojów. A wieści nie brzmiały optymistycznie. Oczywiście nikomu, poza swoją prawą ręką, której pozostawiła zamtuz pod pieczą nie powiedziała dokąd tak naprawdę się wybiera. Jedyną osobą, która jako tako wprowadzona była w jej plany był jeden z jej zaufanych klientów, który w niemal ekspresowym tempie wykonał dla niej łuk i kilkadziesiąt strzał, głośno biadoląc przy tym, że "słodka dziewoja", jak ją nazywał, udaje się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo co robić... Obiecał jednak trzymać język za zębami, co Lath bardzo odpowiadało.

Sala w ratuszu raczej w szwach nie pękała, ale może to i lepiej, bo można się było przyjrzeć tym, którzy na wyprawę iść chcieli. Od samego wejścia biła po oczach biel płaszcza kapłana. Ups. Kapłanki. "Baba z wozu, koniom lżej" - Lath wymruczała, zanim zdążyła pomyśleć. W końcu w wielu miejscach takich, jak to ściany miały nie tylko oczy i uszy, ale i doskonałą pamięć i sięgające wszędzie macki... Weszła jednak nieco wgłąb pomieszczenia, by zająć miejsce pod jedną z kolumn i czekać na oficjela, co przedstawi im warunki wyprawy. Raz jeszcze rozejrzała się po sali szczególną uwagę poświęcając osobom w niej się znajdującym. Tylko raz i tylko przy jednej osobie jej serce zabiło żywiej, a usta skreśliło coś, na kształt uśmiechu. W oczach zapłonęła wesoła iskra. Lath widać rozpoznała w którejś z osób kogoś dawno nie widzianego, kogoś, kto może nie mógł gwarantować powodzenia wyprawy, ale z pewnością mógł zagwarantować dobrą zabawę. O ile ją rozpozna...
#6
Wieści o wyprawie pojawiły się w samą porę. 
Tom Młynarczyk z zadowoleniem zatarł dłonie. Nareszcie będzie mógł udowodnić Kasi z Młyna, że potrafi znacznie więcej, niż tylko worki z mąką nosić. Dziewczyna miała słabość do wojaków, do niego odnosiła się lekceważąco. Udział w wyprawie miał zmienić ten stan rzeczy.
Chłopak otrząsnął się i powędrował na strych chałupy. Pragnął odosobnienia, bo myśli mieliły go, jak młyńskie koło.
Skąd wziąć uzbrojenie na wyprawę? Wszak musi wyglądać jak żołnierz, a nie pomocnik młynarza. Co prawda miał leszczynowy łuk i strzały, którymi co niedziela trenował uparcie strzelectwo, lecz pancerz był zbyt drogi, jak na jego skromne zarobki. Młynarz był tak skąpy, że najchętniej płaciłby mysimi bobkami.

Tom westchnął głęboko. Nie ma wyjścia, trzeba wyruszyć tak jak stoi. Najwyżej go przepędzą, najwyżej wróci tu i na zawsze stanie się niewidzialny dla ukochanej Kasi. 
Wyprowadził ze stajni Pioruna, pociągowego konia, który najlepsze lata miał już za sobą. Wziął łuk, nałożył nań strzałę i naciągnął cięciwę. Wodził po gospodarskich zabudowaniach, spoglądając na nie poprzez grot, który był teraz jego trzecim okiem. Zwolnił cięciwę, a strzała pomknęła szybsza od myśli i wbiła się w środek wymalowanej na drzwiach stodoły tarczy. Widząc jak zgrabnie umieścił ją w celu, pozbył się wszelkich wątpliwości. Wyruszy do Eastrock, dokona rzeczy wielkich i wróci w glorii chwały.
Do płóciennej torby wrzucił chleb, buraki i rzepę. Do Arrakin było kilka stajań. Droga wiodła przez las, który, tak jak i miasto, cieszył się złą sławą. Zbyt niebezpieczny dla podróżnych był areną miejscowych porachunków. Zielony gąszcz był także cmentarzem, lub raczej wysypiskiem zwłok, traktowanych tu niczym ludzkie śmieci. Świeże groby znaczyła bujna trawa, a porastające je kwiaty, miast pachnieć, rozsiewały trupi odór. Tom czuł ich zapach, pomimo tego myśli miał jasne jak oczy Kasi. Dopiero, gdy smród stał się nie do zniesienia, ocknął się z marzeń i spojrzał ku ziemi. Mogiła ruszała się jeszcze, widać zakopany w niej nieszczęśnik nadal żył. Młynarczyk zeskoczył z konia i zaczął kopać. Wystarczyło kilka ruchów kija, by dotrzeć do ciała. 
Konający mężczyzna miał na sobie piękną kolczugę, a pod nią solidną przeszywanicę. Tom podziękował losowi i zaczął obdzierać ze zbroi niedoszłego trupa, bo choć zmasakrowany to dychał jeszcze. Nie dbając o to co się z nim stanie, młynarczyk przywdział na siebie wojenny łup - jak w myślach nazwał zdobycz. Wszak był już na wojennej ścieżce i jeśli dotąd tego nie wiedział, właśnie to sobie uświadomił. Dziwna to rzecz, jak strój zmienia człowieka.
Do hallu miejskiego ratusza wkroczył krokiem tak pewnym, że każdy wiarus mógłby go uznać za swojaka. Kolczuga leżała jak ulał, a łuk i kołczan dodawały mu wojowniczego wyglądu. 
Rozejrzał się, szukając dla siebie miejsca. Skąd tu tyle kobiet? Czyżby źle trafił? Jedynie woj, popijający z bukłaka, wyglądał jak postać z bajki o najemniku, którą Tom sobie wymyślił. Toteż podszedł do niego i usiadł tuż obok. Nie mówił nic, gadanie zostawić lepiej babom. Wszak liczą się czyny, nie słowa!
#7
I nagle całą wrzawę przerwał stukot szkła o kamienną posadzkę. Zza jednej z kolumn wyłoniła się postać mocno pijanego aczkolwiek potężnego krasnoludy. Wszystkie oczy skierowały się w kierunku tajemniczej postaci, której olbrzymi młot bojowy był ukształtowany na kształt głowy nosorożca, z której wisiało wiele kłów,pazurów,kawałków skóry oraz innych trofeum z różnorakich bestii.
--ekhm...NA IMIE MI GIMGOR I JESTEM 11 SYNEM POTĘŻNEGO OITTA Z KLANU BLACHOBRODYCH! SKIEROWAŁA MNIE W TO MIEJSCE ŻĄDZA MORDU I CHWAŁY NIE WIEM CO CZEKA NAS W ISTROKK ALE POPROWADZE TĄ SKRAJE PODLOTKÓW (wskazując na każdego po kolei swoim młotem) W PASZCZE SZALEŃSTWA, ORAZ JEŚLI ZAPŁACICIE WINEM, ZŁOTEM, STALĄ, I CHWAŁĄ TOWYCIĄGNE ICH Z ŻYCI SAMEGO SZATANA I PRZYPROWADZE Z POWROTEM JEŚLI BĘDZIE TRZEBA!!!(W jego drugiej dłoni widać list którym co bardziej spostrzegawczym udaje się ujrzeć pieczęć gildii ochroniarzy)
po czym z mocnym impetem posunął się na ziemię, zwymiotował na Swoją brodę, a następnie zasnął w błogiej świadomości rychłej przygody, zaciekłej potyczki, oraz ze świadomością, że będzie to jego ostatnia wyprawa przed powrotem do domu ojca, lub przodków... to przyjdzie mu ocenić dopiero gdy się obudzi
#8
Śmiałkowie powoli się zbierali w hallu. Tuż przed przybyciem pijanego krasnoluda do obszernej sali wkroczyło dwóch bogato ubranych mężczyzn. Widać było że jeden z nich to margrabia a drugi to jego zastępca pełniący teraz rolę herolda który zamierza przedstawić zainteresowanym propozycję wyprawy w celu sprawdzenia co się dzieje w górniczej osadzie. Zanim herold się odezwał swe przedstawienie zrobił narąbany w trzy dupy krasnolud który po chwili zwymiotował na siebie i padł w rzygowiny i zasnął.
- Ekhm....- chrząknął herold i spojrzał w kierunku strażników.
Po chwili do sali weszło czworo strażników i ich kapitan.
- Zabierać to ścierwo!- wydał rozkaz swoim podwładnym. Czworo strażników schyliło się by podnieść bezwładnego krasnoluda z posadzki.- Gdzie kurwa? Może mu jeszcze kołyskę zróbcie by smacznie spał? Za nogi i ciągnąć chuja. Nie obchodzi mnie że łeb sobie obija na schodach!- Najwidoczniej kapitan nie zamierzał się cackać się z pijakiem. Jak rozkazał tak strażnicy zrobili. Chwycili zapijaczonego krasnoluda za nogi i wyciągnęli za nogi na zewnątrz. Słychać było tylko jak jego zbroja stuka po schodach i zapewne jego głowa również nieźle się na nich obija.
- Kapitanie do więzienia?- słychać było jeszcze jednego ze strażników.
- Ochujałeś?- zagrzmiał głos kapitana.- Złamał prawo? Nie. Zostawcie go w tamtej uliczce, niech Arrakin się nim zajmie.

Po tym wszystkim kiedy uprzątnięto salę (również z wymiocin) można było przedstawić zebranym ofertę.
- Dobrze was widzieć.- zaczął przemowę pełnomocnik margrabiego.- Zapewne już wiecie o co chcemy was prosić. Chodzi o to że nie wiadomo co się dzieje w osadzie górniczej Eastrock. Nie przybywają żadne transporty kupieckie drogą handlową. Jest też inna droga, nieco szybsza bo prowadząca bezpośrednio przez góry ale trudniejsza i niedostępna dla powozów. Kiedy przybyły pierwsze odwilże wysłaliśmy tą drogą posłańca i ten też zaginął. Tak więc dalej nie wiemy co się dzieje.
Mężczyzna zamilknął na chwilę i spojrzał po zebranych.
- Musimy przywrócić dostawy żelaza i adamantium inaczej cała gospodarka może się załamać. Wiem wiem, już przechodzę do tego co was najbardziej interesuje.- pełnomocnik margrabiego przechodził powoli do meritum sprawy.- Otóż główną zapłatę dostaniecie po powrocie z Eastrock rzecz jasna i będzie ona uzależniona od tego co tam się aktualnie dzieje dlatego też nie możemy określić z góry wysokości nagrody. Na teraz jedyne co możemy zaoferować to nocleg w pobliskim zajeździe "Pod rannym najemnikiem". Tam dzięki temu biletowi...- tu herold pokazał trzymane w ręce zwitki papierów.- Zostanie opłacony na nasz koszt nocleg wraz z wyżywieniem oczywiście to będzie opłata tylko na dzisiejszą noc. Dostaniecie również po pięćdziesiąt srebrników na opłaty w przydrożnych karczmach i zajazdach podczas podróży do Eastrock. Macie dwie możliwości podróży. Albo szlakiem handlowym albo szlakiem przez góry. Szlakiem handlowym podróż jest dłuższa o jakieś trzy czy cztery dni w zależności od tego czym się poruszacie. Czy wszystko już wiecie?- zapytał herold po czym zaczął rozdawać wszystkim chętnym bilety zapewniające nocleg i wyżywienie w opłaconym już zajeździe.
- Jak przybędziecie na miejsce to jeśli to będzie możliwe chciałbym otrzymać raport jak wygląda sytuacja w osadzie. Jeśli to możliwe niech burmistrz Eastrock wyśle posłańca.- wszedł w zdanie pierwszy raz odzywając się margrabia.

A co się stało z pijanym Grimgorem? No cóż wciągnęło go Arrakin. Każdy żyjący człek na tym świecie wie że Arrakin do bezpiecznych miejsc nie należy. Podczas podróży po schodach głowa krasnoluda została solidnie poturbowana i na potylicy nie dość że widniały obszerne siniaki to i była rozcięta skóra. Pijany krasnolud został pozostawiony w ciemnej uliczce przez strażników. Ciśnięty został prosto w błoto, nie dbali o to że pijak się ubrudzi, przecież sam na siebie narzygał, mieli w dupie to jak będzie wyglądał. A co potem? Potem był czas na Arrakin.
Ledwo zniknęli strażnicy z pola widzenia przy bezwładnym ciele krasnoluda od razu zebrało się stado złodziejaszków, obszarpańców i biednych sierot. Okradli Grimgora ze wszystkiego co posiadał. Zabrali nawet spodnie i buty, bezdomne dzieci wezmą sznurek i obwiążą sobie za szerokie w pasie spodnie i przynajmniej będzie im ciepło, to samo z butami. Nie mogli jedynie zerwać kolczugi i przeszywanicy dlatego też krasnolud leżał w zaułku w kolczudze i przeszywanicy ale za to w samych majtkach. W dodatku jakieś złośliwe dzieciaki obcięli jego irokeza i warkocz z brody. No cóż, dobra nauczka by nie zapijać się w trupa w mieście którego do końca się nie zna. Arrakin wciągnie każdego.

// Macie teraz czas na zawiązanie drużyny (jeśli czujecie taką potrzebę). Możecie to zrobić w wynajętym zajeździe. W tym momencie kończy się moja narracja do czasu wyruszenia z miasta następnego poranka, do czasu wyruszenia nic znaczącego nie przewiduję. Jeśli będziecie chcieli zadać jeszcze pytania heroldowi czy margrabiemu odpiszę na bieżąco ale moja kolejna pełna narracja będzie już podczas podróży.
Jak będziecie wyruszać niech każdy napisze którym szlakiem podąża (jeśli wybieracie się pojedynczo a nie jako drużyna). Macie do wyboru 2 drogi:
1. Szlak handlowy
2. Szlak przez góry

Grimgor wciąż masz jeszcze możliwość wyruszenia na wyprawę. Musisz oczywiście opisać jak zdobywasz nowe spodnie i buty. I oczywiście z uzbrojenia masz wyłącznie skórznię, kolczugę i napierśnik. Broni nie masz żadnej.

W razie pytań piszcie na grze priva ID 260
#9
Całkowicie skacowanywany i zdruzgotany Gimgor obudził się ze Swojego letargu. Przecięcie na głowie nie ruszyło go wcale. Jednak brak brody, i Irokeza...zabolał bardziej niż zmarznięte pośladki. Podniósł się z ziemi, i ruszył do pierwszej lepszej speluny która jakkolwiek woniła alkoholem. Wewnątrz odnalazł arenę na której można było walczyć na pięści, a następnie siedzącego w cieniu krasnoluda podobnych gabarytów Z racji hartu Swojego ducha postanowił zawalczyć o Swoją kolczugę. Pierwszą rundę przegrał. Stracił kolczugę, jednak postanowił zwiększyć stawkę. Krasnoludki honor w zamian za uzbrojenie drugiego wojownika. Tą rundę Gimgor wygrał. Ma strzaskane żebro, stracił ząb i obolałe jaja. Ale wysiłek się opłacił. Oprócz wzmacnianych stalą wysokich butów, i skórzanych lamelkowych spodni udało mu się zdobyć puklerz, bańkę wina, oraz kilka złotych monet, które bardzo szybko wymienił na więcej alkoholu i dość interesujące informacje dotyczące Istrokk. Te które interesowały go najbardziej dotyczyły samej gromady najemników, ciemnowlosej pięknej Elfki, margrabiego, oraz czy ktoś widział jego najlepszego przyjaciela. Jego młot bojowy. Dowiedziawszy się tego czego potrzebował, zaoferował drugiemu krasnoludów wspólną podróż do Istrokk na spotkanie z przeznaczeniem. Po czym Gimgor wyruszył do ratusza rzucając ostatnie spojrzenie na druha którego imienia nie poznał i próbując dopasować się do trochę za wąskich w łydkach nogawic
***
Po krótkiej podróżý i pomimo olbrzymiego bólu w klatce piersiowej zapukał w drzwi ratusza, po których otwarciu ujrzał......
#10
Tak właściwie, dla Lathree spotkanie w miejskim ratuszu było jedynie formalnością, ponieważ od samego początku wiedziała, że chce wziąć udział w tej wyprawie i że na pewno w niej udział weźmie. Długie siedzenie na jednym miejscu, nawet, jeśli wiązało się z tak czynnie wykonywaną pracą nie leżało w jej naturze... To zapewne dlatego jeszcze zanim pojawili się strażnicy oraz herold snuła rozważania na temat znajdujących się w sali osób. Rozejrzała się jeszcze po sali jakby patrząc, kto ostatecznie zdecydował się wziąć udział w wyprawie. Jeden najemnik, jak nazwała w myślach potężnego mężczyznę, który podpijał coś przed samym wystąpieniem margrabiego. Wyglądał na kawał zabijaki, przywykłego do trudów podróży. Zupełnym jego przeciwieństwem był jakiś młodzik, który chyba szuka szczęścia w życiu. Niby odpowiednio odziany, niby z bronią, ale Lathree miała wrażenie, że mleko mu spod nosa wypływa... Obserwując już ten moment, kiedy poruszał się po sali stwierdziła, że choć nadrabia miną i ubiorem to z walką niewiele miał do tej pory do czynienia. Cóż... Myśli kobiety płynęły dość leniwie w przeciwieństwie do czasu... Nie zdążyła przyjrzeć się kobiecie stojącej pod kolumną, jak za przeproszeniem kurtyzana pod drzwiami zamuzu, kiedy to wejście margrabiego zbiegło się w czasie z przyjściem chyba już ostatniego uczestnika wyprawy. O ile w ogóle nim zostanie po tym, jak wyprowadziła go straż. Taaak.... Zdecydowanie rzyganie i smród niemytego ciała na kurtyzanie nie zrobiły wrażenia. Być może dlatego, że był taki czas, że niemal codziennie stykała się z takimi, którzy najpierw pili, a potem usiłowali zrobić rzeczy, na które nie było ich stać. Jakkolwiek widok zatem niezbyt przyjemny Lathree skwitowała lekkim skrzywieniem i wzruszeniem ramion. "Baba z wozu, koniom lżej" - powtórzyła do samej siebie cicho i całą uwagę skierowała na przemawiającego mężczyznę.

Przemowa była krótka i treściwa. Właściwie nie można powiedzieć, by dowiedziała się więcej niż z plotek czy opowieści przekazywanych w karczmach. Jedno, co szczególnie zwróciło jej uwagę, to wzmianka o posłańcu, który zaginął podążając w kierunku Eastrock. Obliczyła w myślach czas, jaki upłynął od zaginięcia posłańca do dnia dzisiejszego i cicho prychnęła. Jednak komentarz póki co zostawiła dla siebie. 
Gdy nadeszła jej kolej i przed nią pojawił się herold bez ociągania sięgnęła po bilet. 

Swoje pierwsze kroki, już z biletem w ręku skierowała do kapłanki. 
- Pozdrowienia od Hrabiego Mordikuna, Pani - Cichy głos musiał dobiec do uszu elfki, zanim Lathree tak naprawdę znalazła się za nią. Mogła zatem odwrócić się w kierunku głosu zanim kurtyzana podeszła do jej pleców. Mogła też odejść, co zapewne może się wydarzyć, jeśli kapłanka jej nie rozpozna lub jeśli ona sama się pomyliła...
- Wybierzesz prosty szlak  handlowy, czy też pełną niespodzianek drogę przez góry? - Założyła, że pytanie ułożone w ten sposób i zadane dość głośno skłoni pozostałych członków wyprawy do tego rozmowy. - A może pójdziesz tam, gdzie większość? - Zerknęła na innych, czy też są zainteresowani tematem na tyle, by przystanąć, czy jednak zmierzają do karczmy napełnić żołądki, bukłaki i swoje kieszenie za pieniądze margrabiego.


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 10 gości