
Profil gracza:
hehehe - profil zawiera wulgaryzmy
Sesjuję, piszę i opowiadam. Czasami nękam.
Drwalem jestem dla klikania.
Moje sesje są bardziej low, z elementami dark, fantasy. Przemoc, walka, zabijanie i opisy brutalności; przeplatane scenami erotyki. Czyli ero i zabijanie.
Aczkolwiek nie mam problemów, by postacie nasze były trochę lepsze, bardziej wyjątkowe od szarej masy ludzkiej. Ciągle jednak ów szara masa będzie tak samo niebezpieczna. Nawet specjalna wampirka, lub mutantka, będzie jeżem jak wyskoczy z pazurami na sześciu chłopa z kuszami.
Raczej tworzę na potrzeby sesji własne światy, sam lub z kimś we współpracy, z naciskiem na sam. Są to światy ludzi, z odchyleniami. Raczej nie klasyczne fantasy pełne elfów, krasnoludów i miejskiego oświetlenia zasilanego magią. Aczkolwiek mogę i w takie bagno wejść, jak mnie ktoś zaciekawi.
— Skończone Mistrzu?
— Już prawie mój Panie.
Rozbrzmiała wymiana uprzejmości, urozmaicająca monotonne odgłosy piłowania i ścierania żelaza na kamieniu szlifierskim.
— Będzie trzeba wypolerować... to zdrowe dla żelaza mój Panie.
— Hrrrych!
— Panie?
Mężczyźni popatrzyli na siebie, wodząc spojrzeniami od miecza w rękach mistrza, do jego rozmówcy. Nastała w tym momencie chwila ciszy, a wydający z siebie dopiero co zwierzęcy pomruk osobnik krzywił tak usta jak i spojrzenie, gdy rozważał opcje polerowania brzeszczotu.
— Dobrze, zrób to.
— Możesz iść, zająć się czymś, nie musisz przecież sterczeć tutaj przez cały ten czas. Takiego żelaza nie podmienię Ci na gorsze, nic się nie stanie, czy kiedykolwiek Cię zawiodłem? No właśnie.
Uprzejmością położony został kres, a mrukliwy osobnik znowu w milczeniu patrzył to na brzeszczot w rękach rzemieślnika, a to na niego. Widać po nim było, że mocno rozważa propozycje swojego rozmówcy, przyznawanie mu racji i przekonywanie samego siebie do tego, nie przychodziło mu jednak łatwo.
— Jest tu karczma, podają tam niesamowity gulasz i wiem, ze nawet Ciebie tam przyjmą. Już się pytałem karczmarza. Nieopodal jest też łaźnia, dziewka tam może i jest ladacznicą, ale kurwą to nie. Jak zobaczy taką krzywą gębę i te blizny, które wiem, że masz, to na pewno umyje Ci plecy. Może Ci nawet przynieś gulasz z karczmy do kąpieli, polecam, próbowałem.
— I plecy też Ci umyła?
— Ano... ale tylko plecy, wiesz, ja żonaty jestem i wiesz jaka jest moja żona.
— Nie wiem, ale słyszałem.
— Wszyscy słyszeli! Trudno nie usłyszeć, kiedy tak drze japę! Idź już!
Mruk potrzebował jeszcze chwili na przekonanie samego siebie, nim finalnie opuścił zakład rzemieślniczy mistrza miecznika, zostawiając u niego swój oręż. Wrócił jakiś czas później, wyraźnie w lepszym humorze, sukinkot zdawał się nawet lekko uśmiechać. Wszedł do zakładu jak do siebie i w pierwszej reakcji na widok nie swojo wyglądającego rzemieślnika uśmiechnął się trochę szerzej. Jakby dodatkowo zadowolony z braku zadowolenia u tegoż. W następnej chwili już jednak patrzył spod marsowego czoło.
— Że niby co się kurwa stało, mów! — warknął, uświadamiając sobie, że strach i nerwy rzemieślnika mogą mieć tylko jeden powód. W zasadzie mogły mieć więcej, ale tylko jeden powód teraz mu przychodził do głowy. — Uuuurch! Uduszę Cię jak coś się mu stało!
— Idą! — wyszeptał rzemieślnik. — Mają Twój brzeszczot! Nie mogłem nic zrobić, jakby czekali... albo ktoś dał im znać!
Szeptał za w pośpiechu udającym się na zaplecze zakładu mężczyzną, który nie czekał na tych co szli po niego. Wolał nie sprawdzać ilu ich jest, jakiej jakości są oni i ich sprzęt. Po prostu wiedział, że nigdy więcej nie rozstawać się z brzeszczotem, bo potem takie rzeczy się dzieją. Wystarczył jeden raz, tylko jeden, by odpuścił i poszedł porobić coś w między czasie! Dosłownie, jakby wszystko było ukartowane!
Właściciel tego pionu nie chciałby zapewne, by ktoś jego pokroju tak dobrze znał wnętrze jego domu. Jednakże zawdzięczał mu dość, by utrzymywać biznesowe kontakty nawet z indywiduum jego pokroju. Ponadto był świeży w gronie szanownych obywateli miejskich, świeży w cechu do którego to przynależność umożliwiła mu taki awans. Zaś przynależność do cechu umożliwił mu właśnie Łowca Nagród.
Fakt, że był nowym człowiekiem w tym szanownym gronie sprawiał, iż mniej tracił w oczach kolegów i sąsiadów za zadawanie się z odmieńcem, włóczęgą i najemnikiem — dla wielu ekwiwalentem męskiej prostytutki. W zasadzie nie tracił jako rzemieślnik i mistrz niczego, wszak i tak się po nim tego spodziewano. Sulirad pociągnie ten dług wdzięczności jeszcze przez jedno pokolenie, po czym znajdzie innego rzemieślnika w tych stronach, który będzie mógł dla niego pracować.
Uzbrojony w wiedzę o tym, jaki jest rozkład pomieszczeń skierował się na zaplecze i prosto ku drzwiom wyjściowym, prowadzącym na podwórze kamienicy. Już niemalże dopadł drzwi, stając w nich z równoczesnym otwarciem tychże, gdy jego zmysły zalała aura osoby stojącej po drugiej stronie. Nie był to nikt z domowników, ci kryli się na na piętrze ponad nim. Osoba stojąca za drzwiami była tutaj kimś obcym.
Pierw zdradził go odgłos jego serca i oddechu, jedno i drugie przyśpieszone. Zatrzymując się odmieniec skupił się na swoich zmysłach, a wtedy doznania płynące z nadludzko rozwiniętych zmysłów słuchu, węchu, smaku i kilku innych, tak ludzkich jak i wytworzonych w nim za sprawą jego wynaturzeń, nałożyły się na siebie i wytworzyły wyrazistą aurę osoby stojącej na zewnątrz. Wiedział już o nim bardzo wiele, mógłby wytropić nawet dziwkę, którą chędożył poprzedniego wieczora, a także kilku jej klientów, parę chorób od niej i nich miał ze sobą. Wniosek z obecności obcego, przy którym wyczuł też żelazo z drewnem, dały mu jasno do zrozumienia, że ktoś został wysłany na tyłu do odcięcia mu drogi i że ten ktoś, jest przygotowany do ataku z zaskoczenia.
— Bagno, by, to! — zaklął cicho pod nosem.
Odetchnął, oczyścił myśli z zarzucania sobie, że doprowadził do tej sytuacji przez własną nieostrożność. Opanował emocje i zaczął myśleć w kategoriach przetrwania, myśliwego i zwierzyny. Szybko rozważył, kim mogą być jego prześladowcy i doszedł do oczywistego wniosku, że osobnik za drzwiami może mieć tak broń drzewcową, jak i kuszę. Jedno i drugie to dla niego wyrok śmierci lub ran, które mogą przekreślić jego szanse na przetrwanie. Wyjść jednak musiał i to przez te drzwi.
Szybko rozejrzał się po pomieszczeniu gospodarczym, nie była to kuchnia, ale część domowych sprzętów przetrzymywano właśnie tutaj. W tym niedużą balię, będącą raczej sporych rozmiarów miską. Łowca pochwycił za ten przedmiot, wrócił z nim do drzwi przez które wypadł zasłaniając się drewnianą michą niczym tarczą.
Pozwolił sobie na jedno, krótkie zerknięcie ponad zasłonę by rozeznać się w sytuacji, nim niemalże całkowicie się schował i parł dalej. Stojący zaś na zewnątrz strzelec oddał pośpieszny, ale celny strzał z kuszy. Bełt wbił się z trzaskiem w dno bali, przebił je i poleciał dalej, godząc odmieńca w brzuch, gdzie zatrzymał się w jego przeszywanicy. Odczuł on ból wynikły z bycia ugodzonym pociskiem, ten jednak utkwił w warstwach jego odzienia ochronnego, a nie w nim samym.
W następnej chwili wpadł z balią na strzelca, taranując go przewracając się z nim. Micha tarczą nie była i choć z początku sprawdzała się świetnie, to w tym momencie zawiodła przez prosty fakt, iż przez swój kształt, uczyniła zapasy na ziemi bardzo niewygodnymi. Przez co te przedłużyły się i choć strzelec został finalnie zgnieciony, przygwożdżony i obezwładniony balią, a następnie dźgnięty sztyletem w szyję i chwilę później w obojczyk. To strata czasu była wystarczająca, by do zakładu rzemieślniczego wpadła reszta jego kolegów wypytując o swoją ofiarę głośno i agresywnie. Sulirad zaś stracił kolejne sekundy musząc podnosić się z dogorywającego strzelca, który choć już nie walczył, to ciągle jeszcze się wiercił i tym samym wprawiał w ruch balię, która to przez to utrudniła podpierającemu się na niej odmieńcowi zerwać się na nogi i kontynuować swoją ucieczkę. Była to na tyle duża strata, że wybiegając przez furtkę na wąską ścieżkę biegnącą pomiędzy podwórzami, mógł już obejrzeć się za siebie by dostrzec trzech kolejnych prześladowców.
|