nie da się pominąć. Jak mam czasem kryzys, to sobie je czytam. Dzięki
Młody krasnolud, poszukiwacz przygód. Urodził się w krasnoludzkiej rodzinie robotniczej. Ojciec pracował przez wiele lat w kopalni, w pewnym momencie miał jednak dosyć. Kupili od ludzi skrawek ziemi i zaczęli żyć z rolnictwa. Matka zajmowała się domem. Zakupili stadko owiec, i kazali Bronco pracować na roli. Buntował się, gdyż obibokiem był i nie cierpiał tych zajęć... Pewnego dnia, po kolejnej awanturze o to, że zamiast wstać rano i doglądać gospodarstwa, on spał sobie w najlepsze, ojciec zaprzągł wóz, naładował tam worki wełny i wysłał go do pobliskiego miasta, aby tę wełnę sprzedał. Został przy tym wyrwany ze snu dosyć brutalnie, bo czubkiem ojcowego buta. Bez śniadania, bez humoru wsiadł na wóz, wziął wodze w dłonie i ruszył stępa w kierunku cywilizacji. Po drodze młodzieńczy bunt zaczął mącić mu w głowie. Myśli kłębiły się, buzowały, jednak poczucie obowiązku- liche bo liche wygrało. Stał biedny, głodny na targowisku, sprzedaż szła mu topornie. Wokoło biegali kupcy, krzyczeli, zachwalali swoje towary. Bronco natomiast stał, naburmuszony i czekał aż ktoś podejdzie. W końcu, po całym dniu trafił na wędrownego gnomiego kupca, który odkupił wełnę za marne grosze. Młody krasnolud spojrzał w swą dłoń, w której brzęczało parę złotych monet i pierwsze co, to udał się do karczmy, aby coś zjeść. Jako, że apetyt po całym dniu stania na zimnie miał wilczy, dość prędko zorientował się, że na zbyt wiele nie starczy. Zamówił więc skromny posiłek i dzban krasnoludzkiego piwa. Posilił się i zasiadł do stołu, gdzie lokalne rzezimieszki grały w kości. Szczęście mu sprzyjało i po chwili podwoił swój niewielki majątek. Jego towarzysze gry nie byli jednak zachwyceni i ze stołu go wykopali. Miał już jednak wystarczającą sumkę, aby najeść się do syta i spędzić noc u gospodarza karczmy. Zamówił więc kolejne danie, nocleg, oraz kolejne dzbany piwa. Po chwili miał wokół siebie cała gromadę spragnionych kompanów, którzy zlecieli się do naiwnego młodzieńca niczym ćmy do lampy.
Nazajutrz Bronco obudził się z pustymi kieszeniami, ciężką głową i uśmiechem od ucha do ucha.
"Tak to można żyć! To był chyba najlepszy dzień jaki pamiętam" pomyślał. Wspominał przez chwile rodzinny dom, szybko jednak tę myśli odgonił.
"Chędożyć to! Jestem już za stary na to, by tam wracać. Czas dać stąd drapaka! Na koniec świata, albo dalej!". Jak pomyślał, tak zrobił. Sprzedał wóz z zaprzęgiem, kupił nieco prowiantu podróżnego i udał się w nieznane.
Selea & Bronco