This soul fiergel protected and watched over by shadowrunner...
Nie wolno się bać, strach zabija duszę. Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie. Stawię mu czoło. Niech przejdzie po mnie i przeze mnie. A kiedy przejdzie, odwrócę oko swej jaźni na jego drogę. Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic. Jestem tylko ja.
"Wojna nigdy nie kończy się dla tych, co walczyli."
"Wiesz, czasem mam wrażenie, że tak naprawdę nie istnieje coś takiego jak 'wolny wybór'. To tak, jakby ktoś odciął mi skrzydła a potem kazał mi z nich zrobić spadochron.."
"Chimera...
Tym byłam...
Tym się stałam...
Istotą pozbawioną uczuć,
zbędnych emocji.
Istotą doskonałą.
Doskonałym zabójcą,
Doskonałym narzędziem.
Pytasz, czy zrobiłam to z własnej woli?
Czy z własnej woli tym się stałam?
Odpowiem, Ci: Tak.
Uczucia wydają się zbędne,
Wydają się, dopóki ich nie zabraknie.
Pytasz czemu to zrobiłam?
Przez mężczyznę...
Przez miłość...
Nie musisz znać szczegółów.
Najważniejsze, ze już po wszystkim.
Na powrót jestem dawną sobą
Dawną Shaną.
Córką samego Tartusa.
Zrodzoną z jego kapłanki.
Poczętą przez niego w ludzkiej postaci.
Posiadającą część jego mocy.
Związaną swym przeznaczeniem...
Swym dziedzictwem...
Moje życie jest z góry określone.
Określony jest cel mych narodzin.
Chcesz go usłyszeć?
Muszę Cię rozczarować.
To tajemnica, którą zabiorę do Królestwa Upadłych.
Nalegasz?
Uważaj...
Mogę pozbawić Cię duszy..."
Wampiry są nocnymi zabójcami i nie ma chyba lepszych w tej sztuce od Assamitow, morderców zarówno innych wampirów, jak i ludzi. Często pełnią rolę Egzekutorów, służą księciom jako płatni mordercy. Żaden klan nie roztacza takiej aury strachu jak Assamici. Skryci i zamknięci w sobie, podróżują po całym świecie, ścigając swe ofiary i przyjmując w zapłacie krew zleceniodawców. Choć Assamici, podobnie jak reszta Rodziny, spędzają wiele czasu na samotnych działaniach, znani są jako najlepsi płatni zabójcy. W zamian za rozwiązywanie problemów zarówno książąt, jak anarchistów oczekują zapłaty w krwi tych, dla których pracują. Nie przyjmują żadnych propozycji pomocy, ale gdy zaakceptują "kontrakt" są honorowi i wypełniają każde słowo umowy.
Ułomności: Niemożność spożywania krwi innych wampirów
"Dla jakich celów mięlibyśmy kierować tą bezmyślną masą służących teraz, kiedy kroczymy po drodze prawdy? Nie ma nikogo, kto nie zadrżałby na najmniejszy znak naszej obecności - to smakuje lepiej niż najsłodsza krew."
Odporności: Niewrażliwość na ogień Powód: Córka Tartusa
"Widzę blask w jej oczach, ale widzę też, że on nie zniknie. Będzie coraz mocniejszy i mocniejszy, jak ogień, który najpierw staje się iskrą, a później pożarem..."
Wiek w chwili przemiany: niespełna 20 lat Wiek teraźniejszy: nieznany Powód: Zanik pamięci Wzrost: 181cm na obcasie Waga: 60kg Zawód: Biały Cień
"Cienie są zdolniejsze, robią to samo bez wysiłku."
"Kiedy słucham muzyki, nie chcę tam słyszeć o kwiatkach. Lubię tam śmierć i zniszczenie."
Specjalizacja: Walka dwoma broniami Włosy: Koloru ognia / proste / sięgające do pośladków kobiety Oczy: "płonące" źrenice Nos: Mały / lekko zadarty Usta: Pełne / różane Znaki szczególne: Dziwnie wyglądająca lewa ręka
"Każdy człowiek próbuje żyć...
Każdy człowiek postępuje według swojej woli...
Lecz ja jestem inna... Ja nie żyję, nie zmieniam przyszłości...
Stoję pośrodku światów...
Niezmienny wymiar obcej wyobraźni...
Wy zmieniacie świat! Ja kształtuję sens!
Nie próbuj tego rozumieć gdyż jedyne co zdobędziesz to pustka z tysiąca odpowiedzi!
Nie bądź taki jak ja gdyż stracisz to co kochasz...
Lecz możesz zrobić jedno...
Spójrz na gwiazdy! Spójrz na księżyc!
Wtedy pojmiesz jak twe życie jest inne niż moje..."
"Ujrzałem mrok wkradający się tak miękko do ogrodu, niczym piękna kobieta przystrojona w cienie."
Metryka: Imię: Lupus Nazwisko: Vinluin Rodowód: Szlachcic Rasa: nieznana Matka: Wampirzyca Ojciec: Elf Wiek: nieznany Powód: zanik pamięci jego matki Wiek z "wyglądu": 15-17 lat Wzrost: 180cm Waga: 67kg Sylwetka: atletyczna Zawód: brak Włosy: białe Oczy: "płonące" źrenice Znaki szczególne: Płomienne źrenice, dobrze widoczne w mroku / małe wampirze kły / elfie uszy
1. Poznanie Nergala 2. Przemiana w wampira 3. Odejście Nergala 4. Poznanie Viurtela 5. Skażenie Cieniem 6. Odejście Viurtela 7. Uwięzienie przez jej stwórcę 8. Narodziny Lupusa 9. Eksperymenty Nergala 10. Przemiana w Chimerę 11. Spotkanie Dartheinth'a 12. Przysięga służby Matronie Cieni i Patronkom 13. Zabójstwo Nergala 14. "Uwolnienie" dawnej Shany 15. Spotkanie Viurtela 16. Nauka okiełznania Cienia 17. teraźniejszość
-Chcesz poznać moją historię? Muszę Cię rozczarować- powiedziała ognisto-oka kobieta- Niewiele pamiętam... Jednak opowiem to, czego Nergal nie zdołał wymazać.
-A więc chcesz wiedzieć jak stałam się wampirem?- powiedziała spoglądając na białowłosego elfa. Tak bardzo przypominał swego ojca... Tak bardzo... jednak to historia na dalszą część jej opowieści, bardziej bolesną... bardziej znaczącą...
-Zacznij od początku- odpowiedział białowłosy.
Delikatnie skinięcie głową zwiastowało początek opowieści.
-Pamiętam ten dzień nadzwyczaj dobrze. Wtedy pokłóciłam się z rodzicami, tak... ród Vinluin był bardzo dobrze znany i poważany na południu. A ja? Siedemnastoletnia dziewczyna, jedyną córka głowy rodu, byłam... cóż... nieposłuszna to mało powiedziane- kobieta delikatnie uśmiechnęła się na samo wspomnienie swego dzieciństwa- w ten dzień cierpliwość ojca się skończyła.
-Co zrobiłaś?- przerwał jej młodzik. Nie wyglądał na więcej niźli 15-17 wiosen
-Przegoniłam kolejnego adoratora... w bardzo brutalny sposób. Po Twoim spojrzeniu wnioskuję, że chcesz wiedzieć w jaki? Otóż ten był zbyt natrętny... pozbawiłam go tego, z czego był najbardziej dumny- zaśmiała się głośno- Domyślasz się czego, prawda? Ech... ta młodość. Na czym to ja? A tak. Kłótnia... Nie musisz znać jej przebiegu, a dla mnie jest wciąż zbyt bolesna. Od tamtej pory nie spotkałam ani moich braci, ani matki czy ojca... Uciekłam z domu z Athuli... a los chciał, że poznałam Nergala... - kolejne westchnięcie przerwało słowa kobiety.
-Znalazłam jakąś jaskinię, weszłam do środka i rozpaliłam ognisko. Zaczęłam modlić się do Tartusa zamykając przy tym oczy. Poczułam lekki powiew zimnego powietrza a następnie czyjś lodowaty dotyk na swoim karku. Pamiętam to uczucie doskonale... Odruchowo otworzyłam oczy i odwróciłam się. Nikogo nie było, znów spojrzałam przed siebie i wtedy go zobaczyłam... Trzymał swoją twarz przy mojej a chłód od niego bijący był niczym śmierć... Wysoki, czarnowłosy, blady, nieziemsko przystojny elf. Tak, do tej rasy mam ogromną słabość. Pamiętam jego reakcję, gdy próbował wgryźć mi się w szyję i spostrzegł moje oczy. Wielkie zdziwienie i szok, który malował się na jego twarzy były chyba większe od mojego- zaśmiała się- Wtedy jednak nie myślałam co też go tak zdziwiło, chciałam tylko przeżyć. Byłam cholernym tchórzem Lupusie... ratowałam się ucieczką, by następnie obudzić się w zamku, który znasz doskonale. Zamek Nergala, ogromny, zrobiony z czarnych, dziwnych kamieni... jedyny taki Zamek na południu, pewnie uderzyłam się wtedy w głowę i dlatego nic nie pamiętam z podróży. Reszta wspomnień... jest dość chaotyczna i niepoukładana- dodała przecierając lekko skronie, jakby próbowała sobie przypomnieć jakieś strzępy informacji, które zagubiły się w jej umyśle. -Pamiętam, że byłam szczęśliwa... tak szczęśliwa, jak nigdy przedtem.
-Byłaś szczęśliwa z Nergalem?! Przecież to zimny sukinsyn!- krzyknął młodzik waląc przy tym pięścią w brzeg skórzanego fotela.
-Wtedy był nadzwyczaj czuły i delikatny... to on nauczył mnie prawie wszystkich technik walki. To on był moją pierwszą miłością... Ale wracając do tematu... Moje nowe narodziny... Narodziny nieśmiertelności, która z jednej strony wydaje się błogosławieństwem a z drugiej przekleństwem, gdy dzielisz ją jedynie z samotnością i wszechobecną śmiercią. Pamiętam, że przed moimi 20 urodzinami poprosiłam Nergala, by stworzył mnie wampirem. Odmówił... Jednak, gdy tylko ułożyłam się do snu jego odmowa okazała się jedynie przykrywką, która miała na celu sprawienie mi niespodzianki. Udało się. Wtedy również przeżyłam swój pierwszy pocałunek jako śmiertelniczka... by po chwili moje ciało mogło umrzeć i narodzić się na nowo. Wtedy też straciłam... -kobieta zakryła usta i delikatnie odchrząknęła- Wtedy stałam się kobietą. Nie pamiętam ile czasu po mojej przemianie spędziłam przy Nergalu. Pamiętam jedynie to, jak bardzo bolało mnie, gdy mnie porzucił, abym nauczyła się smaku samotności. - Ogniste spojrzenie kobiety utkwiło w równie ognistym spojrzeniu elfa, który po chwili wybuchnął śmiechem.
-Mamo...Czy Ty właśnie powiedziałaś mi, jak straciłaś dziewictwo?
-Tak Lupusie. Właśnie to stało się przy mojej przemianie w wampira.
-Jesteś nietypową matką...
-Co pamiętasz po odejściu Nergala?- zapytał młodzik
-Pamiętam spotkanie z Twoim ojcem- Viurtelem.-Jednak tych wspomnień nie posiadam tyle, ile bym chciała. Mój stwórca zadbał, bym zapomniała większość z nich. Cóż... tak właściwie chciał, abym zapomniała całkowicie osobę Viurtela. Jednak to było niemożliwe. Zbyt mocno go kochałam... Pamiętam, noc, w której Ciebie poczęliśmy... Piękna, pamiętna noc- powiedziała wampirzyca rozmarzając się na chwilę.
-Mamo... Nie chce słuchać jak rżnęliście się z Ojcem- powiedział wzruszając nieznacznie ramionami.-Przejdź do sedna
-Dobrze, już dobrze Lupusie- odpowiedziała ognistowłosa unosząc kącik różanych ust ku górze. -Powiem szczerze, że z Viurtelem byłam równie szczęśliwa co z Nergalem... Może nawet jeszcze bardziej szczęśliwa.. Tak. Tak było. Viurtel, jak wiesz jest jednym z Białych Cieni. Służy Matronie i Patronkom. To one zarządzają jego życiem w większym stopniu... to one jednym skinięciem palca mogą go zabić... Wredne sucze!
-Mamo...
-Tak wiem. Zbyt się unoszę. No więc... Kochaliśmy się z Twoim ojcem. Kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży był nadzwyczaj zaskoczony... Co jak co, ale wampiry powinny być bezpłodne... Do tej pory nie wiem co było przyczyną tego, że zaszłam w ciążę. Może była to sprawka Tartusa? Ale wróćmy do tematu. Twój ojciec musiał powiadomić Matronę i Patronki o swojej sytuacji. Co im się, jak się zapewne domyślasz, nie spodobało. Owszem, Viurtel był ze mną jeszcze jakiś czas. Jednak później najzwyczajniej w świecie odszedł... Ból po odejściu Nergala był niczym w porównaniu do bólu, jaki zgotował mi Viurtel... Wtedy powinnam go znienawidzić. Jednak tak się nie stało... wciąż kochałam go nad życie...
-Co było po jego odejściu?
-Załamałam się... Kompletnie się załamałam... Wychodziłam z domu jedynie, aby coś zjeść. Wszak byłam w ciąży. Gdy było ze mną już bardzo kiepsko, ponownie pojawił się Nergal. Z propozycją nie do odrzucenia... Miał pomóc mi zapomnieć... Miał odgonić wszystkie smutki i cierpienia. Zgodziłam się... Nie wiedziałam jednak co mnie tak na prawdę czekało. Okazało się, że Nergal zmienił się nie do poznania... stał się brutalny i pełen nienawiści, wszak "Należę do niego a puściłam się z byle elfem"- głębokie westchnięcie towarzyszyło wygodniejszemu ułożeniu się kobiety na fotelu- Po Twoich narodzinach... tak... Nergal wyrywał Ciebie z mojego łona bez żadnych środków znieczulających... rozcinał moje ciało i Cię wydobywał tak, abym czuła jak najwięcej bólu... Później rozpoczęły się eksperymenty... Okazało się, że zostałam skażona tym samym spaczeniem, które posiadał w sobie Viurtel. Tym samym, które i Ty w sobie nosisz. Spaczeniem sferą cieni. Nie pamiętam co takiego robił mi Nergal... Pamiętam jedynie ten przeogromny ból... krew... wnętrzności... Następnym wspomnieniem jest moja ręka, a w zasadzie to, jak się przekształca- kobieta uniosła lewą rękę ku górze, aby pokazać synowi o co jej chodzi- Ręka, która nie należy już do mnie... Nie wiem czemu jest taka... Viurtel mówił, że to nie jest wina spaczenia. Zapewne to jest jedno z "ulepszeń" mojego ciała. Nie wiem...
-Co było po eksperymentach matko?
-Na początku byłam narzędziem w rękach Nergala. Pozbawiona swej osobowości... pozbawiona uczuć i emocji... pozbawiona bólu byłam ostrzem w jego dłoniach. Chociaż... wiedziałam co robię i wiedziałam, że chcę się uwolnić. Ty i ja byliśmy niewolnikami Nergala... dopóki nie zjawił się Firman... Znalazł mnie, gdy byłam Chimerą. Wynikiem wcześniejszych eksperymentów i rytuałów Nergala, mających na celu poznanie natury cienia i okiełznanie jej. A przy tym stworzenie pożytecznego narzędzia. Firman szukał Twojego Ojca... wcześniej spotkałam cień Viurtela. Dartheintha... W rozmowie z nim okazało się, że mój ukochany poświęcił się, abyś mógł żyć... Aby nie wyrwano Cię z mego łona... Wtedy zrozumiałam, dlaczego odszedł, choć nie mogłam pojąć dlaczego nic mi nie powiedział...
-On mnie kocha?- przerwał matce białowłosy.
-Owszem Lupusie. Gdyby tak nie było nie poświęciłby się dla Ciebie. Dla Nas. Podczas walki z Dartheinthem, okazało się, że wciąż nie mogę się z nim równać... wciąż nie byłam na tyle silna, by chociażby go zranić. Wtedy również przysięgłam wierność Matronie i Patronkom i stałam się jednym z "Białych Cieni"... Cóż... zbyt wielkiego wyboru nie miałam. Mogłam albo zginąć albo poddać się woli Matrony i Patronek. Wpadłam z deszczu pod rynnę, pod którą wciąż siedzę.
-Nie możesz się uwolnić?- zapytał Lupus
-Niestety...
-Ale gdybyś...
-Nie Lupusie! W ten sposób poznaje także naturę spaczenia. Uczę się je kontrolować... Nie jestem jego prawowitą właścicielką i jest ono dla mnie niebezpieczne... Więc nie mogę odwrócić się od istot, którym poprzysięgłam wierność. Pamiętaj również, ze jestem Assamitą, nigdy nie łamię danego słowa.
-Dobrze już... rozumiem. A przynajmniej tak mi się wydaje. Co wydarzyło się po Twojej obietnicy? Wynika z tego, że miałaś dwóch władców. Nergala i Matronę?
-Owszem- powiedziała kobieta- Dlatego moim pierwszym zadaniem było unicestwienie Nergala, w czym pomógł mi właśnie Firman. Gdyby nie on, zapewne wciąż ja i Ty bylibyśmy niewolnikami Nergala. Pamiętam, jak ten osobnik umierał w moich rękach... jak wyrwałam mu serce wraz z kręgosłupem tą dłonią- wampirzyca wyciągnęła delikatnie lewą rękę, ściskając przy tym szpony- To uczucie nie do opisania mój Synu...
-Więc wtedy zabiłaś Nergala? Nie pamiętam tego dnia...
-Byłeś pod wpływem uroku.
-Cieszę się, ze już po wszystkim. Ale nie boisz się, że Twój stwórca powróci? Przecież jest jednym z pierwszych wampirów...
-On powróci Lupusie... prędzej czy później... i musimy być na to gotowi.
-Postaram się Ci dorównać. Ale powiedz mi jeszcze jak powróciłaś do dawnej siebie?
-Nie obeszło się to bez pomocy. Pomocy Azazaela... również jest elfem- zaśmiała się kobieta.
-Naprawdę masz słabość do tej rasy.
-Tak Lupusie. Wiem o tym nadzwyczaj dobrze.
-Więc zamieniam się w słuch.
-Nie pamiętam jak go spotkałam... Pamiętam jedynie, że coś z wnętrza Chimery, którą wtedy byłam podpowiadało mi, że powinnam mu zaufać.. Pamiętam strach, gdy Azazael wszedł do mojego umysłu... do mojego wnętrza... Pamiętam, ze bałam się o wspomnienie Viurtela... Wspomnienie, które sprawiało, ze nie czułam się pustym naczyniem... Później w moim umyśle panuje pustka... jak gdyby ktoś wymazał z niego ten fragment...
-Więc Azazael nie zniszczył wspomnienia?
-Nie. Nawet go nie dotknął. Następne co pamiętam to to, jak obudziłam się w laboratorium, do tego miejsca również mam wielką niechęć... jeżeli nie paniczny strach, którego nie potrafię przezwyciężyć. Ale chyba mi się nie dziwisz?
-Nie dziwię się. Wiem do czego jest zdolny Nergal... a z tego co mi opowiadasz zadał Ci na stole operacyjnym wiele bólu, którego zapewne nie jedna istota by nie przetrwała... Cieszę się, że moja matka jest tak wytrzymała.
-Również cieszę się z tego powodu Lupusie- powiedziała ognisto-oka uśmiechając się do syna - Dzięki temu w tej chwili mogę z Tobą rozmawiać. Znów zbaczamy lekko z tematu, jeszcze trochę a pomyślisz, że jestem nadzwyczaj wrażliwa!
-Mamo... Ty jesteś nadzwyczaj wrażliwa....
-Cóż... wolałabym, aby jednak nikt o tym nie wiedział- odpowiedziała kobieta puszczając oczko do elfa. Ból fizyczny był dla niej niczym, w porównaniu do bólu psychicznego.
-Pamiętam także mnóstwo płomieni. Moje uwolnienie nie obyło się bez małego pożaru, choć nie wiem czy był on wewnątrz mnie czy na zewnątrz w pokoju... - zaśmiała się kobieta- Później byłam już sobą... Córką Tartusa a nie chędożoną Chimerą!
-Wiesz, że mówisz o sobie?- skomentował młodzik z szerokim uśmiechem na ustach, ukazując dwa rzędy śnieżnobiałych kiełków, dużo mniejszych, niż kły jego matki, jednak zarówno większych niż kły śmiertelników.
-Chimera nie była do końca mną... Była jedynie moją ciemną stroną, stroną pochodzącą od Cieni.
-Hm... W sumie to ona była inna niż Ty... całkowicie inna..
-Była...
-Kontynuuj.
-Po "uwolnieniu" mojej dawnej osobowości rozstałam się z Azazaelem, jednak wciąż jestem mu dłużna, tak samo jak i Firmanowi. Z powodu tego drugiego wstąpiłam do Hydry i właśnie tam ponownie spotkałam Twego ojca. Siedział sobie za biurkiem niczym skryba! Jak gdyby nigdy nic! Sukinkot jeden! no ale dobrze... już się uspokajam. Widzisz synu... miłość jest jedną z przekleństw ale i cudów tego nędznego świata... Viurtel podjął się nauczać mnie natury Cienia i jego okiełznania... Choć muszę przyznać, że dość marny z niego nauczyciel.
-A Cień, który podarował Ci ojciec?
-Nie wiem czy można go nazwać darem. - odpowiedziała kobieta - Ma na imię Daray. Co nie mniej, nie więcej znaczy "Ciemny".
-Ale jak odkryłaś, że on w Tobie jest? ze dzielicie jedno ciało? Jeden umysł? - białowłosy elf rozsiadł się wygodniej w fotelu. natura cieni interesowała go aż za bardzo... jednak cóż poradzić? Cóż poradzić skoro w jego żyłach płynie to samo spaczenie, które płynie w żyłach jego ojca? Które przeszło na jego matkę?
-Nie potrafię tego wyjaśnić Lupusie. nie pamiętam nic poza porodem, bólem, eksperymentami... Moje wspomnienia rozpoczynają się od przebudzenia jako Chimera. Wtedy odezwał się we mnie Daray... od razu zaczął mącić w moim umyśle. Od razu wyczuł moje wszystkie pragnienia... Choć wtedy sama nie zdawałam sobie sprawy z ich istnienia.
-A jak brzmiały jego pierwsze słowa matko?
- Pierwsze słowa? - powiedziała kobieta zastanawiając się chwilę - Daray uwielbia mówić zagadkami, wierszem... jego pierwsze słowa właśnie tym były.
-Dużo mi to nie mówi...
Kobieta uśmiechnęła się z matczyną troską, którą tylko ten młodzieniaszek, siedzący naprzeciw niej widywał.
-Pamiętasz swoje spotkanie z ojcem? Pamiętasz, że zarówno on, jak i ja, będziemy trzymać Cię z dala od wszelkich objawów spaczenia? Cieni? Od Matrony i Patronek? Dopóki nie dojrzeje w Tobie spaczenie Twego ojca, dopóty będziesz w miarę bezpieczny. Co noc modlę się do Tartusa, aby odwlekał ten dzień najdłużej jak się da. Nie chcę byś skończył jak Viurtel czy ja.
-Rozumiem. Ale jednak powinienem wiedzieć o Cieniach dość sporo. Przecież jestem z nimi związany! - głos elfa uniósł się gwałtownie. Chciał wiedzieć... Chciał doświadczyć uczucia bliskości Cieni...
-Gdybyś zaczął szperać w swojej naturze, w naturze Cieni... wtedy Viurtel by Cię zabił. Pamiętasz jego słowa, prawda? I wierz mi, on byłby do tego zdolny. Ale jeżeli chcesz poznać naturę Daray'a mogę go wypuścić, chociaż nie do końca. Wciąż nie jestem wstanie nad nim zapanować całkowicie. Głos w umyśle kobiety zaśmiał się złowieszczo na samą myśl, że stanie oko w oko z bękartem swego poprzedniego Pana, jednak kobieta nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
Lewa dłoń kobiety, reagująca na jej wolę zaczęła emanować Cienistą materią, by po chwili, w pełnej swej krasie, mógł pojawić się Daray.
Wysoki na ponad dwa metry stwór, wyglądem przypominający mężczyznę o nienaturalnie wydłużonych kończynach wyszczerzył śnieżnobiałe kły w złowieszczym uśmiechu.
- W końcu staję oko w oko ze sławnym bękarcikiem Viurtela. Dominium Cienia aż huczy! Wywołałeś nie lada wrzawę wśród Patronek i samej Matrony! Jakie by było ich uradowanie, gdybym zdołał Cię opanować - zarechotał Cień, by po chwili znów przemówić głosem tysiąca potępionych szeptów - Lupus. Syn sukinkota i Chędożonej w rzyć wampirzycy! -Cienista nić, łącząca kobietę i Cień zrobiła się mocniejsza i bardziej widoczna. Jej kształt nie miał żadnego wpływu na jakość kontroli wampirzycy nad jej sługą, chciała ona jedynie w ten sposób przypomnieć Cienistej istocie, kto jest jej Panem i że w każdej chwili może powrócić do jej wnętrza, gdzie miał o wiele mniejszą swobodę.
Smoliste spojrzenie wlepiło się w ogniste źrenice kobiety, jednak po chwili znów spoczywały na podobnych źrenicach. Źrenicach jej syna.
-Jesteś Daray? Wyobrażałem sobie Ciebie inaczej...
-Cienie mogą przybierać różne postacie, w zależności od swego właściciela. Teraz widzisz prawdziwy kształt Daray'a - wtrąciła kobieta.
- Wypuściłaś mnie po to, aby nie dać mi dojść do głosu wampirzyco? - powiedział Cień. Na jego twarzy nie można było dostrzec żadnych emocji, jedynie złowieszczy uśmiech, który jednak mógł świadczyć o wielu jego zamiarach... mógł właśnie planować zabicie kogoś, opętanie czy rodzący się właśnie w jego umyśle plan przejęcia władzy. Choć, poprzez połączenie właściciel Cienia wiedział, czego ten pragnie... co planuje. Biały Cień potrafił wyczuć mącenia cienia, nawet te subtelne... Co do twarzy... Cóż, tam, gdzie znajdowała się ludzka twarz, u Cieni postury Daray'a spostrzec można było zaledwie smoliste oczy oraz kły. Nic więcej... Dzięki temu istoty te wyglądały nadzwyczaj groźnie i niebezpiecznie.
- Więc, bękarcie. Bezczelnie Nam przerwano! nie bez powodu chciałeś mnie zobaczyć, porozmawiać, prawda? - powiedział Daray. W pomieszczeniu rozbrzmiewał echem spaczony głos istoty.
Młodzik pokiwał potakująco głową.
-Chciałem również Cię dotknąć, ciekawi mnie jaki w dotyku jest Cień... - Młody elf wstał, wyciągając rękę w stronę Cienia. Wampirzyca siedziała w fotelu, czujna i uważna. Nigdy bowiem nie wiadomo co też strzeli Cieniom do łba. Łokcie oparła na kolanach a dłonie splotła w swoistą piramidkę, aby móc ukryć w nich twarz, jak i mieć wygodną podporę dla brody, zrobioną z kciuków.
Parę rzędów śnieżnobiałych kłów zalśniło w przyćmionym świetle lamp. Kobieta wyprostowała się gwałtownie, gdy tylko dłoń jej syna była o centymetr od twarzy Cienia.
Szybki ruch kobiety uchronił Lupusa przed utratą ręki, paszcza Cienia z głośnym impetem zatopiła się w powietrzu.
-Odsuń się Lupus!- krzyknęła wampirzyca. W duchu dziękowała, iż nauczyła się wyczuwać zamiary Daray'a na tyle, aby mogła zdążyć w takich właśnie sytuacjach.
Ogniste źrenice młodzika migotały pełne strachu i niezrozumienia.
- Myślałeś, ze od tak dam się dotknąć jakiemuś Chędożonemu Bękartowi!? Co z tego, że jestem w posiadaniu Twojej matki?! Co z tego, że płynie w Twoich żyłach krew Viurtela?! Pieprzony idiota! - zaśmiał się Daray. Jego paszcza, rozwarła się nienaturalnie, tak samo, jak podczas ugryzienia. Te istoty nie posiadały wszak szczęki krępującej ich kły.
- Cienie są pokrętnymi istotami. Nigdy im nie ufaj Lupusie- powiedziała wampirzyca z nienaturalnym spokojem w głosie, choć w jej wnętrzu szalał prawdziwy pożar. Wszak mogła nie zdążyć... -Wracaj na swoje miejsce Daray- dodała jeszcze podchodząc do Cienia.
Spojrzenie obojga spotkało się, by choć na chwilę zmierzyć się w niemym starciu. Po chwili jednak Daray zniknął w ten sam sposób, w jaki się pojawił. Po prostu Cień wszedł w lewą rękę kobiety.
- Jeszcze się spotkamy Bękarcie - powiedział jeszcze, nim jego paszcza całkowicie zniknęła w ciele kobiety.
-Na dziś koniec. Idź się położyć Synu - dodała wampirzyca delikatnie gładząc twarz syna, coby go choć trochę uspokoić. Po chwili młodzik był już bezpieczny w matczynym uścisku.
-Dobrej nocy- różane usta złożyły delikatny pocałunek na czole młodzika, by po chwili kobieta mogła wyjść swobodnie z pokoju...
"Jestem Shana. Córka Tartusa. Wychowana w rodzie Vinluin. Wampir z linii krwi Assamitów. W pełni świadoma spisuję swą historię. Zanim jednak ją odczytasz... upewnij się, iż tego naprawdę chcesz... Rzeczy w niej zawarte mogą na zawsze odmienić Twe życie..."
Byłam jeszcze młoda. A przynajmniej tak mi się wydaje... Nie wiedziałam co się tak naprawdę w okół dzieje. Mieszkałam w miejscu, które było niczym pasożyt, żywiło się na innych dopóki mogło a następnie zmieniało swojego nosiciela, dlatego też nigdy nie zostawałam na długo w jednym miejscu. Niewolnictwo, napady, rabunki, gwałty, porwania, okupy, to tylko nieliczne rzeczy, które napędzały całą naszą społeczność. Społeczność spłodzoną przez Nergala. Naszego stwórcę.
Nazywali Nas Krwawymi lub upadłymi, niektórzy nawet i mrocznymi, choć nasza skóra nie różniła się niczym od skóry zwyczajnego człowieka. Jednak zasłużyliśmy na te przydomki, nie tylko za sprawą wyżej wymienionych rzeczy. Upadli byli jednymi z najchętniej wynajmowanych zabójców, bez skrupułów, bez zahamowań, nie zważając na straty lub też ilość trupów. Chimera pasowała tam doskonale...
To jest jednak krótki wstęp do mojego życia, byłam jeszcze młoda. Nie wiedziałam jaką funkcję pełni moja matka ani nawet kim był mój ojciec. Nie pamiętam już nawet jak nazywała się moja matka... jak się potem okazało nawet nią nie była.
Jednak to nie jest historia na teraz...
…
-Mogę Cię nauczyć jak kontrolować cienie. Jednak będziesz wtedy musiała przysiądź wierność tym samym istotom, którym i Viurtel przysiągł, choć on w sumie nie miał wyboru. Od razu jednak Ci mówię, że to nie jest przyjacielska oferta. To jest wybór, gdzie na szali stoi twoje życie. Jesteś zagrożeniem dla świata cieni, niczym potępiony, który z niego zbiegł. Alternatywą jest to, że nasze następne spotkanie nie ograniczy się do uników z mojej strony, po prostu wypruje Ci flaki. A następnie zeżre je twój własny cień. Podejmij decyzję szybo, nie tylko ja słucham tej rozmowy.- powiedział Dartheint. Cień Viurtela, mego ukochanego Viurtela... To była jego kara za to, że mnie kochał...Viurtel najpierw ode mnie odszedł, aby nie wyrwano naszego potomka z mego łona i nie zabito na moich oczach... Chciał Nas chronić, zaoszczędzić mi bólu, choć i tak cierpiałam... Matrona nie ma litości... Odejście było zaledwie wstępem do jego prawdziwej kary... Zamiana miejscami z własnym Cieniem jest losem o wiele gorszym niż śmierć. Możecie mi wierzyć...
Cóż mogłam powiedzieć? Miałam do wyboru życie lub śmierć, tego pierwszego nigdy nie trzymałam się kurczowo, jednak teraz.... teraz miałam powód by żyć, jeżeli tak można nazwać moją egzystencję jako Chimera.
Uklękłam na tym cholernym dachu, na którym parę chwil wcześniej chciałam zabić Dartha. Uklęknęłam i wtedy całe moje życie się odmieniło...
-Przysięgam wiernie służyć Matronie Cieni oraz Patronkom. Jednak co z Nergalem?- te słowa niosą za sobą o wiele więcej, niźli tylko brzmienie. To był wyrok... Takiej przysięgi nie można cofnąć. Nie można zdradzić. Nie można się oswobodzić... Trzeba spełniać wolę Matrony i Patronek, bez wahania.
Wtedy stałam się niewolnikiem, choć tak naprawdę nie wiedziałam co mnie czeka.
-Co z Nergalem? - Wypalił cień po czym się po prostu zaśmiał. - A gówno mnie
jakiś Nergal obchodzi, nawet jeśli jest pierwotnym wampirem oraz nie da się go zabić! Nawet ktoś taki jak on nie może rzucić wyzwania całej sferze, ale żeby było zabawniej muszę mieć pewność. Pozwolę Ci się zająć problemem swojego dawnego pana. - Dodał jeszcze. - Nie obchodzi mnie jak, nie obchodzi mnie czy przeżyjesz. Jednak możesz być pewna, że jeśli nie wypowiesz posłuszeństwa swojemu panu twarzą w twarz wtedy zginiesz na pewno. I nie martw się, będę wiedzieć czy to zrobiłaś. Wszak krąży w twych żyłach cień, istota, która jest posłuszna mi oraz Patronkom, o samej Matronie już nie wspominając. Akt nieposłuszeństwa będzie równoznaczny z tym iż ten cień wylezie z twoich żył, i to rozrywając ciało na strzępy. Powodzenia moja droga.-
Wtedy dostałam swe pierwsze zadanie. Zlikwidowanie Nergala. Wszak nie mogłam mieć dwóch Panów jednocześnie.
Pamiętam nadzwyczaj dobrze jak wyrwałam z ciała Nergala jego kręgosłup i serce... Które niebawem pozostało niewielką mazią w mojej spaczonej dłoni. Najprzyjemniejsze uczucie, jakiego doświadczyłam...
Od spotkania Dartheint'a nastała... cisza. Zero rozkazów, zero Cieni... Jednak była to zaledwie cisza przed burzą. Mogę z dumą przyznać, iż jestem nadzwyczaj silną kobietą, fizycznie jak i psychicznie. W końcu udało mi się oswobodzić ze szponów Chimery. W końcu znów stałam się dawną Shaną. Córką samego Tartusa, zrodzoną z jego kapłanki, poczętą przez niego w ludzkiej postaci.
Jednak kim była Chimera? Otóż była moją ciemną stroną. Stroną pochodzącą od Cieni. Bez uczuć, bez emocji, bez skrupułów... Była doskonałym narzędziem w szponach Nergala. To on przekształcił mnie w nią. Chcąc poznać naturę spaczenia, które przeszło na mnie z Lupusa- potomka mojego i Viurtela- zaczął przeprowadzać na mnie niezliczone eksperymenty i rytuały. Ich przebiegu jednak nie pamiętam... Pamiętam jednak strach, ból, moją krew, kości i wnętrzności... Jednak zdołałam przetrwać. Lupus potrzebował matki.
…
Dostałam się do Hydry, organizacji, która ma na celu utrzymanie równowagi i ochronę rasy ludzkiej. Dlaczego ludzkiej? Ponieważ ludzie są najsłabszą z ras.
Tam też ponownie spotkałam Viurtela... Viurtela, a nie jego Cień. Wyobraźcie sobie moje uradowanie jak i wściekłość na jego widok. Sama nie wiem, które z tych uczuć było silniejsze.
Okazało się, iż kara Viurtela dobiegła końca, a z nim nastała nagroda. Mój ukochany połączył się z własnym Cieniem, stali się jednością. Wtedy także zostałam poddana pierwszej próbie jako rekrut Białych Cieni. Miałam zmierzyć się z Sekun, Cieniem pod rządami mego ukochanego. Jeżeli zdołałaby mnie opanować, wtedy... wtedy Viurtel musiałby mnie zabić. Raczej nie po nosie mu to było.
…
Nie byłam zbyt silna, nie potrafiłam oprzeć się jej mąceniom... przegrałam. Wtedy po raz pierwszy mój umysł opanował Cień. Mam nadzieję, iż więcej nie doświadczę tego uczucia... Nikomu go nie życzę. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, ze przegrywasz... w końcu zatracasz się we wszechobecnym mroku, pustce... w miejscu gdzie nie ma nic. Dosłownie nic. W tym momencie muszę powiedzieć, iż jestem cholerną szczęściarą... lub Viurtel ma niezwykły refleks. Ocalił mnie. Nakazał Cieniowi, by odpuścił. Tak... Viurtel, Pierwszy z Białych Cieni i zarazem najpotężniejszy z nich.
Myślałam, że przegrałam, że straciłam szansę aby zostać Białym Cieniem. Jednak nie! Byłam na tyle odważna, iż mogłam przejść do następnej próby.
Tartusie gdybym wiedziała na co się porywam!
-Masz potencjał- powiedział Viurtel bawiąc się jednocześnie sztyletem. Może to dziwne ale nie mogłam oderwać wzroku od ostrza, które wędrowało z jednego palca na drugi i tak ciągle.
-Wybacz mi- dodał jeszcze po czym rąbnął sztyletem w moją prawą dłoń. Na drewnianym stole pojawił się szkarłat krwi. Jedyne co spostrzegłam to gwałtowny ruch. Potem zakręciło mi się w głowie, wina trucizny, która było pokryte ostrze.
Obudziłam się w dziwnym miejscu, gdzie jedyne co się liczyło to własne życie....
Wtedy też rozpoczął się nowy etap mojego życia, albo może i nie życia? Nie wiem,
pamiętam tylko krew, która spływała z mych dłoni oraz ust i ran. Tyle krwi, tyle śmierci....
Pamiętam to jak dziś, obudziłam się w powozie wśród gnijących zwłok, było ich wiele, a ja znałam każdego z martwych. Przyjaciele rodziny, kamraci od wspólnych wypadów, nauczyciele a nawet i stara miłość. Wszystko znajdowało się właśnie tutaj, już wiedziałam o co chodzi. Słowa Viurtela stały się nagle jasne, choć do nie dawna były niczym wypowiedziane w obcym języku.
- Shana... kiedyś zrozumiesz, że jest tylko jeden Bóg godny uwagi. Nazywa się śmiercią, kostuchą, ponurym żniwiarzem. Zabiorą Ci to co kochasz, to co znasz i przekują na nowo.- Zaczęli mi więc odbierać, pokazywać śmierć. Strach nie pozwalał mi się ruszyć nawet o cal, do czasu aż nie przyszedł Viurtel.
Kilka kolejnych stronic jest nie do odczytania niestety.
Zabiłam... Nie uciekłam jednak daleko a odnaleźli mnie oni, nie wiem kim byli. Widziałam tylko białe płaszcze oraz chusty na ich twarzach, potem moja uwaga była skupiona na sztylecie wbitym w moje prawe udo, jak się potem okazało zaledwie cal od tętnicy. Uderzenie wymierzone precyzyjnie, paraliżowało nerwy oraz uniemożliwiało dalszą ucieczkę. A to wszystko to był przecież rzut w kierunku uciekającej kobiety, celny rzut....
Zabrali mnie do jednej ze swoich licznych kryjówek na terenie hrabstwa, na moich oczach wyrżnęli kilka dziewcząt, które zapuściły się za daleko w las, dla zasady i po to aby utrzymać tajemnice. Zwłoki zostały rozprute a wnętrzności porozwieszane po drzewach, tak aby widok był jak najbardziej makabryczny. Udało im się, kilka dni potem zjawiła się grupa rycerzy, dziewczęta były córkami hrabiego. Nie przeszukiwali nawet lasu, uciekli po prostu w obawie o własne życie. Wiedziałam wtedy, że cześć mnie umarła....
…
Pamiętam mój pierwszy czarny list. Niby zwykła kartka na której widniało imię jednego z kadetów. List dostałam po ośmiu latach w bractwie. Zabiłam po raz pierwszy swego przyjaciela, samej przy tym omal nie ginąc. Chociaż? W pewnym sensie jednak umarłam i odrodziłam się na nowo. Jako ostrze w ciemnościach niosące sprawiedliwość w imię czarnych listów.... Nie jestem bohaterem, wiek pod okiem mentorów z bractwa sprawił, że potrafiłam przechodzić obojętnie obok ludzkiego nieszczęścia. To mi chyba pozostało do dziś.
…
Jeden z najgorszych dni mojego życia? Cóż, nie trafił mi się jeszcze, dla mnie życie jest bowiem póki co jednym jedynym dniem, który wbrew temu czego pragnę nie chce się skończyć. Kiedy był późny wieczór, urodziłam się i zostałam "przywłaszczona" przez mojego ukochanego oraz bractwo, wczesną nocą zaś rozegrała się jedna z gorszych scen mego życia. Dowiedziałam się, że Viurtel ma siostrę, która miała stać się Matroną Cieni, kimś kto utrzymywał kontakt pomiędzy tą płaszczyzną a płaszczyzną ciemności. A on....on miał być jej najwierniejszym niewolnikiem, jednak nie wszystko poszło tak jak powinno.
Weszłam do dość sporej komnaty, która mieściła się głęboko pod kompleksem budowli bractwa. Sama komnata nie wyróżniała się niczym specjalnym, była dość obszerna, panował w niej niezwykły chłód oraz ciemność i nie można było dostrzec sklepienia, które to było podtrzymywane na pięciu kolumnach. Same kolumny były ustawione po środku komnaty, tak aby tworzyły krąg, pomiędzy którym usypano dziwne wzory z jakiegoś srebrzystego pyłu. Nie wiedziałam co tak właściwie tutaj robię, jeden z instruktorów kazał mi tutaj jak najszybciej przyjść lub przebić się własnym sztyletem.
Nim zdołałam rozgryźć o co tak na prawdę chodzi, do komnaty weszło kilka postaci odzianych w brudno brązowe płaszcze. Byłam w stanie rozpoznać prawie każdego z nich, jedynym wyjątkiem była mała dziewczynka, która szła pomiędzy zakapturzonymi postaciami. Mimo wszystko odniosłam dziwne wrażenie, że dziewczynka jest jakaś znajoma, przypominała mi moją matkę nawet mimo tego iż wspomnienia zostały już nieco zatarte przez czas.
Zakapturzone postacie stanęły przy kręgu, jedna na każdą kolumnę, a następnie wskazały na mnie gestem, który jednoznacznie wskazywał co mam zrobić. Bez zbędnych pytań weszłam do runicznego kręgu.
To co się wtedy wydarzyło, śmierć, cienie, krew, krzyki umierających oraz potępionych, do dziś odbija się echem w moich wspomnieniach. Tak samo jak i moja własna śmierć oraz miejsce, gdzie moja spaczona dusza trafiła aby tam zostać zniewoloną.
Leżałam w kałuży własnej krwi na marmurowej posadzce, wszyscy uczestnicy rytuału albo nie żyli albo byli właśnie zjadani żywcem przez oszalałe cienie. Jednak żadna z tych istot, ani tym bardziej osoba, która nimi przewodziła, nie zbliżała się do mnie. To zresztą nie było konieczne, i tak umrę a rytuał dobiegł przecież końca.
Mimo iż walczyłam ze wszystkich sił, nie byłam w stanie powstrzymać gasnącego
świata. Wszystko stawało się ciemne, niewyraźne, krzyki zaś jak gdyby dobiegały gdzieś z oddali, być może nawet i z całkiem innego świata, ciało zaś domagało się snu, który choć na chwilę pozwoliłby o wszystkim zapomnieć.
Ktoś uklęknął tuż przy mnie i ujął moją twarz w dłonie, zmusiłam się do otwarcia oczu, to co zobaczyłam wywołało we mnie mieszane uczucia, bowiem osoba, która tak czule gładziła mnie po twarzy, była niezwykle piękna. Niestety, usta czarnowłosej kobiety były wykrzywione w iście sadystycznym uśmieszku , który zdawał się zarówno nie pasować do jej osoby jak i ją uzupełniać. Nie mogłam tego do końca zrozumieć. W oddali dostrzegłam Viurtela...
-Zapamiętaj tę twarz. - Szepnęła kobieta. - Bo należy ona do twojej nowej pani. A teraz śpij, a może nawet i śnij, bo nie obudzisz się na powrót w tym miejscu. - Tylko się słabo uśmiechnęłam, nie było mnie stać na żadną inną odpowiedź, organizm po prostu odmawiał jakiejkolwiek współpracy. Oczy same się zamknęły, sen, a może śmierć, nadszedł zaledwie kilka uderzeń serca później.
…
Gdy tylko otworzyłam oczy poczułam jak niewyobrażalny chłód przeszywa całe moje ciało, zupełnie tak jak gdyby ktoś właśnie powoli schładzał krew w moich żyłach. Obraz, który to się zaś rysował przed moimi oczami, rzucającej się z bólu wampirzycy, był wciąż niewyraźny, a na dodatek pozbawiony kolorów. Tylko czerń oraz szarość.
Chłód ustąpił po kilku minutach, jednak jego echo wciąż odbijało się po trzewiach niedoszłego nieboszczyka, moich trzewiach, jednak czy aby na pewno niedoszłego? Powoli wstałam i rozejrzałam się w koło, czułam, iż serce stanęło mi w ciągu zaledwie jednej chwili. Choć przecież i tak było martwe...
Świat w około, mimo iż łudząco podobny do normalnego, ulegał ciągłym zmianom. Budynki rozwiewały się, niczym zbudowane z jakiegoś czarnego piasku, tylko po to aby za chwilę pojawić się ponownie w innym miejscu oraz o innym kształcie. Ulice zaś przypominały żywy mrok, który zdawał się pełznąć w wszystkich możliwych kierunkach niczym rwąca rzeka. Po owym mroku kroczyły zaś istoty, na których widok serce miało ochotę nie tylko stanąć a wręcz i spierniczyć z klatki piersiowej jak najdalej.
Cienie, istne karykatury swych dawnych obliczy, krążyły zdawałoby się bez celu to tu, to tam. Jednak to nie ich widok sprawiał iż miało się ochotę natychmiast oddać w objęcia szaleństwa. Prócz cieni widniały bowiem w tym miejscu istoty, których po prostu niemożna było ani opisać ani tym bardzie sprecyzować jak wyglądają. Umysł po prostu odrzucał te widoki, padłam na kolana i chwyciłam się za głowę. Chciałam zwymiotować jednak żołądek odmawiał współpracy nawet w tej jednej rzeczy...
Wtedy stałam się prawowitym Białym Cieniem... Trzecim z nich.
Czym są tak właściwie cienie? Tak, każdy z nas posiada swój własny, jednak czy aby na pewno jest on tak do końca nasz? A może to całkowicie świadoma istota, która po prostu traktuje nas jako coś na kształt nosiciela, którego można w każdej chwili zmienić? Otóż mój drogi, spróbuje Ci tutaj przybliżyć czym właśnie są cienie oraz ich dominium, które całkowicie różni się od tych, które można spotkać w tej płaszczyźnie materialnej.
Cienie, podobnie jak i wszelakie istoty, zadają sobie dokładnie te same pytania. Skąd się tak naprawdę wzięły? Po co istnieją? Kto je stworzył? Czy ich egzystencja ma jakiś głębszy sens? Pod tym względem jednak ich podobieństwo do istot, za którymi kroczą, się kończy. Cienie dzielą się, że tak się wyrażę, na dwie kasty. Kroczących wśród żyjących, którzy posiadają swych nosicieli, oraz Upadłych, istoty, które postanowił, że będzie im znacznie lepiej bez istot, od których są uzależnione. Jednak po kolei. Wpierw zatrzymajmy się na tym po co w ogóle cieniom są potrzebni nosiciele?
Nosiciel zazwyczaj służy tylko do jednego, aby dostarczać pokarm. Tak samo jest jeżeli chodzi o stosunki cień-nosiciel, choć raczej trudno sobie wyobrazić w jaki sposób pożywiają się cienie. Karmią się bowiem niczym innym jak otaczającymi ich emocjami, im są silniejsze tym one czują się bardziej spełnione. Nie ważne czy jest to miłość czy też nienawiść, grunt aby emocje były silne, cienie nieraz maczają swe palce w tym aby taktowne wywołać. Każde uczucie ma bowiem swój własny, niepowtarzalny dla cieni smak. Jeżeli jeden upodobał sobie smak nienawiści to będzie starał się robić wszystko aby jego nosiciel odczuwał to uczucie jak najczęściej. A co cienie oferują w zamian? Wbrew temu co jest powszechnie uważane cienie, tak dokładnie te, które dniami i nocami za Twoją rzycią łażą, potrafią zdziałać niezwykle wiele. Widzą i słyszą znacznie więcej od swych żywicieli, potrafią także wpływać na otaczającą ich rzeczywistość w równym stopniu jak ty czy ja, robią to po prostu subtelniej. Ile razy widziałeś coś na granicy wzroku? Coś co znikało, gdy tylko postanowiłeś odwrócić głowę i się temu przyjrzeć? Możesz być pewien, że w wielu wypadkach były to właśnie cienie, które próbowały coś zmienić, wywołać u Ciebie jakieś uczucie.
I tutaj też wchodzi pierwsza kasta cieni, czyli Kroczący. Żyją oni w zgodzie z swymi żywicielami, niektórzy nawet ukochali ich do tego stopnia, że pozostają z nimi nawet po śmierci, zamiast pozostawić jedynie swoją namiastkę i poszukać kolejnego. Nie są to z natury złe istoty, wręcz przeciwnie, one chcą po prostu przetrwać. Same w sobie są jednak dość mocno skomplikowane, posiadają bowiem zupełnie odmienną miarę co do tego cóż jest dobre a cóż złe. Dla nich na ten przykład rozbicie czyjeś miłości będzie uczynkiem dobrym, zauważą bowiem, że w przyszłości ta osoba wywoła jeszcze większą krzywdę nosicielowi. Mają także dość specyficzne, zrozumiałe tylko dla nich, poczucie humoru, które nie raz wychodziło na złe innym nosicielom. Tak, cienie nie przepadają za sobą nawzajem, ani za innymi żywicielami niż ich własny, starają się więc jak najbardziej uprzykrzyć życie drugiemu cieniowi. Na ten przykład jeśli młoda para posiada cienie, które uwielbiają nienawiść to można mieć pewność, że ta para będzie szczęśliwa. A dlaczego? Ponieważ ich cienie będą starały się wzbudzić w drugiej połówce jak najbardziej pozytywne uczucia tylko po to aby zrobić sobie wzajemnie na złość. Kroczący nie stanowią jednak zbytnio zagrożenia, a przynajmniej sami w sobie, dla żywicieli. Wszak zależy im na tym aby móc jak najdłużej pozostać w sferze innej niż ich własna, przechodzenie pomiędzy nimi jest bowiem o wiele bardziej bolesne niźli może się wydawać.
Jak to jednak bywa, i wśród cieni znajdą się tacy, którzy chcą czegoś więcej niż tylko biernego pożywiania się uczuciami. Tutaj na plan wchodzą właśnie Upadli, którzy przypominają swego rodzaju wampiry. Dlaczego? Oto bowiem najlepszą drogą aby zaspokoić swój głód jest po prostu wgryzienie się w swego żywiciela i łapczywe jego pożarcie, szczególnie organów, szpiku oraz krwi. Skóra, oraz mięśnie nie przedstawiają dla cieni praktycznie żadnej wartości. Dlaczego więc takie cienie są zwane upadłymi? Z prostego powodu, tracą one w oczach istoty, która sprawuje nad nimi pieczę, oni sami zaś przechodzą dość nieprzyjemną przemianę, gdy tylko po raz pierwszy skosztują istoty żywej. Ich ciało, o ile tak można nazwać cienistą materię, z której się składają, zaczyna przybierać w miarę ludzkich kształtów, stają się po prostu materialne. Jednak to nie ciało zostaje tak naprawdę wypaczone a jaźń cienia, oto bowiem głód, który odczuwa, staje się coraz większy z każdym posiłkiem. Coraz trudniej go zaspokoić, choćby nie wiadomo ile mordów się wywołało w ciągu zaledwie kilku chwil, w pewnym momencie nie daje się już go zaspokoić. Wtedy jedynym celem Upadłego jest ślepa żądza zabijania w imieniu czegoś o czym już dawno zapomniał. Racjonalne myślenie przestaje wtedy istnieć, liczy się tylko jedzenie. Upadli są więc niczym bestie, które został wypuszczone z klatek. Jednak jak każda bestia, i te mają swych strażników. Sześć Patronek Cienia, oraz Matrona, dbają o to aby Upadli trafiali wprost do Dominium Cenia, gdzie będą pogrążać się w swym szaleństwie, bez żadnych uczuć, niczym na odwyku. Do czasu pełnej rehabilitacji. Z każdego miejsca można jednak uciec.
Jakim cudem więc ten świat jeszcze stoi skoro te istoty na nim grasują? Tutaj w grę wchodzą istoty, które niegdyś były żywicielami. Białe Cienie, jak ich się swoiście nazywa, polują na Upadłych, którzy wydostali się z Dominium Cienia, choć to nie jest ich jedyna rola. Ja, która spisuje to słowa, jestem jednym z nich, choć nie mogę przyznać, że jest to zaszczytne zadanie. Trzeba poświęcić więcej niż się wydaje, dla wyższego dobra jak by to zapewne Firman powiedział, gdyby tylko się o tym wszystkim dowiedział. Ale wierzcie mi, w chwili, gdy łączysz się z swym cieniem, przestajesz być żywicielem a on pasożytem a stajecie się jednym...Takie rzeczy jak wyższe dobro przestaje mieć znaczenie, liczy się tylko wypełnianie woli Matrony oraz jej Patronek. Nic mniej nic więcej. Nie ma tutaj ani chwały ani niczego podobnego, tylko pustka. Zbaczam jednak odrobinę z tematu. Powróćmy do naszych cieni, albo właściwie do tego co się z nimi dzieje po tym jak postanowią żyć inaczej niż jest im pisane. Ale....Ale to innym razem, teraz nie mam sił aby o tym wszystkim pisać. Pewnie i tak dostanę niezłe baty od samej Matrony za fakt, że postanowiłam to wreszcie opisać. Wyjaśnić chociaż część tajemnicy, która jest wokół nas wszystkich a nie zdajemy sobie nawet sprawy z jej istnienia.
Jednak.. Skąd w ogóle wzięło się Dominium Cieni? Gdzie ono leży? W naszym świecie? A może tuż obok, na całkowicie innej płaszczyźnie materialnej? Otóż... Dominium jest światem samo w sobie, stworzone na granicy, wręcz skrzyżowaniu, wszystkich możliwych płaszczyzn, zarówno tych materialnych jak i wręcz przeciwnie. Z tego miejsca można dostać się wszędzie, a także zewsząd dostać się tutaj, owa lokalizacja nie jest jednak przypadkowa. Cienie istnieją bowiem we wszystkich możliwych miejscach, a są równie stare jak i początki każdej z płaszczyzn, jest to więc swoiste ułatwienie, aby te mogły w każdej chwili powrócić w to miejsce, lub też zostać w nie zapędzone w ramach kary za swe zbrodnie. Cofnijmy się jednak do samego początku, gdy najstarsi Bogowie byli raptem młodzikami, nie do końca rozumiejącymi swe miejsce, czy też potęgę, którą władali. Każdy z nich chciał stworzyć swe życie, wielu z nich poczęło więc pracę nad płaszczyznami, aby tam, w spokoju i bez zbędnych oczu, które spoglądały by przez ramie, mogli po prostu tworzyć. Następnie zaś tworzyli życie, wedle swych własnych, nieraz chorych, upodobań. Nie ważne czy były to światy pełne potworów, mordu, miłości, nienawiści czy też czegokolwiek innego, należały do nich i nikt nie miał prawa się wtrącać w bieg czasu oraz krąg życia, czy też i nie życia. Jednak.. Nie każdemu to wystarczało...
Peatrish, jedna z pierwszych, postanowiła stworzyć coś, czego nikt jeszcze nie stworzył. Istoty zdolne do przemierzania płaszczyzn, podczepiania się pod wszystko co tylko możliwe, istnienia stworzone tak aby żyły na granicy mroku oraz jasności. Tak też powstały pierwsze cienie. Kroczący, taką nazwę bowiem nadała im ich Bogini, przemierzali światy tylko po to aby żyć, i zbierać informacje dla swej Pani. Istoty te były nieuchwytne, nawet dla oczu Bóstw, które rzadko kiedy zwracały uwagę na takie szczegóły, nie pojmując do końca ,jak działają wszystkie ich twory... I tak przez całe lata, dziesiątki, tysiące aż wreszcie i miliardy. Tak... Przez te wszystkie ery, cienie widziały tworzenie oraz upadki życia, przekuwanie planet w nowe, ich niszczenie.... Żyły, rozmnażały się, nie ginąć ze starości. W końcu jednak i one zaczęły pragnąć
czegoś więcej niźli jeno biernego słuchania rozkazów oraz podążania za swymi żywicielami. Letarg im nie służył, zaczęły się buntować. Pierwszymi ofiarami padały istoty, które nie zdawały sobie nawet sprawy, iż są w istnej symbiozie z Kroczącymi. Ginęli, zarzynani we śnie, podczas picia, chędożenia się, cieni to nie obchodziło. Krew, posoka oraz śmierć wzięły w swe władanie niemalże wszystkie możliwe płaszczyzny, wtedy też Bogowie zaczęli się martwić. Istoty te podlegały bowiem jeno jednemu Bóstwu, temu, które wyznają oraz, które je stworzyło. Wtedy też wysunięto żądanie w kierunku Peatrish.
Rozpoczął się pogrom, Peatrish nie była bowiem zadowolona z buntu, jakie podniosły jej dzieci. Nie miała zamiaru pertraktować, zaczęła oczyszczać płaszczyzny, jedna po drugiej. Jednak i to nie spotkało się z aprobatą innych Bogów, uważali w końcu, że to są jej dzieci, a tych nie należy bezmyślnie zabijać, gdy popełnią błąd. Wręcz przeciwnie, powinno się wskazać zło a następnie poprowadzić ku świetlanej przyszłości, rozmowy zaczęły się na nowo. Wreszcie ustalono jaki los spotka wszystkie cienie, Peatrish była zaś zadowolona z rokowań. Jej twory stały się nieodłącznym elementem każdej płaszczyzny, zakorzenionym tak mocno, że nie dało się ich wyrwać ani po dobroci ani siłą, jednak nie można było tolerować krwiożerczych Kroczących, wtedy też ochrzczono ich Upadłymi. Bogini, zwana od tamtej pory Matroną Cieni, stworzyła nową płaszczyznę, zawieszoną pomiędzy wszystkimi innymi, i tam też sprowadziła swe zdziesiątkowane dzieci by ocenić, które zeń mogą powrócić by żyć tak jak dawniej.
Dominium Cieni, wbrew temu co można by pomyśleć, nie należało do miłych miejsc. Stało się bowiem swoistym więzieniem, do którego to zapędzano Upadłych, by Ci tam cierpieli za złamanie jednego z najważniejszych praw. Rehabilitacja ta trwała tysiące lat, podczas, których jaźń cienia była raz po raz trawiona przez wewnętrzny głód, zatapiana w szaleństwo, wyławiana zeń i wrzucana po raz kolejny. Istoty, które żywiły się uczuciami, spędzały swą karę w miejscu, gdzie nie istniały żadne uczucia, Cienie nie są bowiem w stanie wydzielać ich w takiej formie aby dało się nimi posilić. Czuli tylko namiastki tego co sami zjedli, albo raczej wchłonęli. Wieczne szaleństwo, tak, to odpowiednie określenie dla tego miejsca. Jednak zawsze znajdzie się droga
ucieczki.
Upadli uciekali z swego więzienia, i siali coraz więcej zniszczenia w innych światach. Jednak istoty, które tam mieszkały, wciąż pielęgnowały pamięć o poprzednich rzeziach, wiele z płaszczyzn było więc w ciągłej gotowości do wojny z tymi istotami. Rozpoczęły się pierwsze wojny, w których udział brali także i sami Bogowie, wspierając swe dzieci zarówno siłą jak i swoją obecnością. Kolejne tysiące lat nosiły na sobie ślady śmierci. Do czasu aż jedna z armii nie dostała się do samego Dominium, by położyć kres istnieniu Cieni raz na zawsze, uznano je bowiem jednak za nazbyt niebezpieczne. Jednak... Gdy tylko istoty, które były zdolne do odczuwania emocji, postawiły swe pierwsze kroki w kręgu szaleństwa... Nie zdołały nawet tego pożałować, miliardy cieni bowiem poczuły możliwość zaspokojenia swego głodu.
Po raz trzeci Bogowie spotkali się ze sobą, by ustalić jak postąpić z cieniami. Wielu chciało zabić Peatrish, co sprowadziło by zagładę na istoty, które zostały stworzone z części jej jestestwa. Mało, które z Bóstw stanęło w obronie cieni, zbyt długo już bowiem spoglądano na niszczenie swych własnych tworów. Postanowiono więc zabić, po raz pierwszy, jednego ze swoich w imieniu większego dobra. Tym razem więc to Bogowie, bez swych dzieci, zstąpili wprost do krainy najczystszego z możliwych szaleństw, by tam zniszczyć plagę. Peatrish zginęła, zabierając ze sobą ponad połowę tych, którzy zechcieli odebrać jej życie, jednak nie umarła do końca. Nie, nie za sprawą swej własnej mocy, która nawet mimo iż była jedną z pierwotnych, nie mogła uchronić przed nicością. Bogowie, którzy byli przeciwni zagładzie, podzielili jestestwo Peatrish na sześć części, tworząc tym samym Patronki Cienia. Każda z nich stanowiła odosobniony aspekt tego kim była Matrona Cieni, ratując tym samym nie tylko ją ale także wszystkie jej dzieci. Cienie jednak nie obeszły się bez szwanku, popadły w letarg, istniejąc tylko, bez świadomości iż istnieją. Od tamtej chwili to właśnie Patronki sprawowały pieczę nad cieniami, wybierając raz po raz nową Matronę, która następnie była zbijana, gdy tylko Upadli siali nazbyt wielkie zniszczenia. Ten cykl był powtarzany już po czterokroć. Ja... Ja, oraz mi podobni, jesteśmy najnowszym tworem Patronek. Białe Cienie, straż Dominium, która usuwa wszelakie zagrożenia weń wymierzone. A największym zagrożeniem są właśnie Upadli, którzy chadzają wolno i mordują bez celu, my ich powstrzymujemy.
Zabijamy lub odsyłamy do więzienia.
Shana. Trzeci z Białych Cieni
"Wypowiedz sobie krwawą wojnę, zniszcz samego siebie nie oszczędzając swej krwi, a staniesz się niepokonany."
Jak to ludzie potrafią rozbawić ;]
xxx:
A jak by Ci się trafiła taka dobra namiętna i zmysłowa ero sesja, to podjęłabyś się jej?
Shana:
Nie lubię ero xD Delikatny zarys tak, ale nie całą -.-
xxx:
Każda dziewczyna lubi, po prostu trzeba Cię odpowiednio pobudzić
Shana:
Jestem inna ;]
xxx:
Nie mów że ani razu nie fantazjowałaś o męskim, wysokim, silnym i niezwykle przystojnym mężczyzną, którą objął by Cię w pasie napierałby swoim namiotem na Twój tyłeczek i obsypał Cię delikatnymi i czułymi pocałunkami po szyi, ramionach. Nie mów że byś nie chciała by zahaczył językiem o płatek Twojego ucha, by lekko się do niego przyssał delikatnie przygryzł.
Shana:
i teraz wywołałeś napad duszącego śmiechu u mnie jak i u Shany xD
1. Na sesję zawsze chętna. 2. Tematyka? Dowolna. Choć preferuję raczej fantastykę. 3. Sesje erotyczne? Stanowczo nie! Więc jeżeli po to właśnie piszesz, to daruj sobie. 4. Ortografia? Mile widziana. 5. Długość? Nie odpiszę na sesje złożoną z dwóch zdań... trzech też nie. Postaraj się! 6. Shana jest wampirzycą, więc to chyba jasne, że nie spotkasz jej za Dnia. No chyba, że gnije sobie akurat w jakiejś trumience. 7. Stanowczo i bez skrupułów będę tępiła PG! 8. Shana nie zostanie niczyją żoną, kochanką, praczką, szwaczką czy cholera jeno z czortem wiedzą czym jeszcze. 9. Moja postać to nie ja. Pamiętaj! 10. Nie zdziw się, jeżeli Shana podczas walki będzie stała i patrzyła jak się meczysz. Nie jest ona zbyt skora do jakiejkolwiek pomocy, jeżeli jej za to nie zapłacisz... Choć staruszce, która to potknęła się na ulicy pomogłaby wstać. 11. Zanim napiszesz przeczytaj profil! Wiem, wiem. Nie każdemu się chce. 12. Nie sponsoruję. 13. W sesji mogą pojawić się postacie niezależne (NPC). 14. Żeby nie było, że jest tu tylko 13 punktów. Macie 14! Coby profil nie był "pechowy". 15. Postanowiłam dodać i punkt 15, dla osób, którym udało się wszystko przeczytać ^^ Rozdział VII "Zagubiony Pamiętnik" jest napisany przez Viurtela, a przeze mnie jedynie przekształcony. Można go oczywiście znaleźć, jeżeli chcecie. Wszak jest zagubiony 16. Shana jest jedyną postacią na Amorion, która ma do czynienia ze "Sferą Cieni" i "Dominium Cieni" oraz "Upadłymi". To świat, który jedynie "odziedziczyłam w spadku", dlatego proszę, żebyście go nie niszczyli umieszczając go w profilach czy jako coś, o czym wiecie, skoro mało o nim wiecie...
W tym momencie należałoby chyba podziękować osobom, dzięki którym Shana jest taka a nie inna. Oraz wyróżnić tych, których wręcz uwielbiam
1. Viurtel- Tak... Białowłosy sukinkot jeden! To on w bardzo dużym stopniu ukształtował osobowość jak i życie Shany. Osoba, która ma niezwykły dar do pisania. Sesje z nim były prawdziwą przyjemnością, był moim nauczycielem, a wciąż pozostaje przyjacielem. Z całego serca dziękuję mu za to. Szkoda, ze już nie gra
2. Firman - Następna osoba z ogromnym talentem do pisania. Choć (Nie obraź się Firman) Viurtel pisze lepiej
3. Azazael - Chyba właśnie z nim rozegrałam najwięcej sesji. Dzięki niemu Shana jest Shaną a nie Chimerą. Nie wiem czy jeszcze gra... niestety.
4. Blizzard - No i trafiło się jak ślepej kurze ziarnko... W końcu po "latach poszukiwań" trafił się ktoś, kto znów wciągnął mnie w pisanie sesji. Dziękuję Ci za to!
5. Christian Finkregh - Finek potrafi sprawić, że zmieniam lekko zdanie co do pewnych spraw... Niektóre (a w zasadzie większość) profilowe podpunkty jego nie dotyczą :3 Dziękuję Finku za każdą sesję Piszmy więcej i dłużej!
6. Drakon - A właściwie "Drakuś" kolega od kufelka, potrafi rozbawić jak mało kto, równie nienormalny co i Shana :p Chyba dlatego tak się polubili :P Dziękuję Ci za umilenie czasu i wspólne gnębienie ludzi! Gnębmy ich bardziej! "Dawaj Piniondz!"
Na koniec mojego monologu pragnę zawiadomić, iż wylałam siódme poty, aby profil i grafiki wyglądały tak, a nie inaczej. Dlatego ZASTRZEGAM sobie do niego PRAWA AUTORSKIE ! Każdą próbę skopiowania choćby części tekstu czy udostępnienie grafiki przeze mnie przerobionej bez mojej wyraźnej zgody będę otwarcie gnębiła, dam czortom coby zjadły, wyrzygały i wychędożyły to co zostanie.
This city looks so pretty
Do you wanna burn it with me?