- Kochanie obudź się – czarnowłosa głowa dziewczynki uniosła się kiedy ojciec potrząsnął jej ramieniem, zaspane szare oczy spojrzały w jego twarz.
- Co się dzieje tatku? – dziewczęcy głosik spytał kiedy mężczyzna zaczął ją opatulać swoim czarnym płaszczem.
- Zrobisz coś dla mnie? Posadził ją na swoich kolanach i przez okienko powozu pokazał na ciemne drzewa lasu, opatulone białą pierzyną śniegu.
- Powóz długo będzie przedzierał się do domu przez zaspy, pobiegnij prosto przed siebie przez las, na drugim końcu jest nasz dom, powiesz mamusi że niedługo wrócę żeby się nie martwiła, dobrze? – mężczyzna przytulił do siebie dziecko i ucałował jej skroń.
- Będziemy musieli odśnieżać większe zaspy więc wrócimy bardzo późno – ciepła wielka dłoń pogładziła czarne kosmyki.
- Zrobisz to dla mnie? – dobrotliwy uśmiech był jakby mniej wyraźny niż zwykle, jednak zaspane oczy nie zauważyły tego.
- Zrobię tatku, nie chcę żeby mama się martwiła – ramiona dziewczynki objęły szyję ojca. Ten zaś zastukał laską w sufit powozu, stangret zatrzymał konie. Czarnowłosa pomachała ojcu i na tyle szybko na ile mogła w śniegu sięgającym kostek pospieszyła w stronę którą wskazał jej ojciec.
Pewnie nic by jej nie zatrzymało, gdyby nie odgłos wystrzału z okolic traktu który właśnie opuściła.
Zatrzymała się i usłyszała kwik konia niesiony echem i odbijający się od drzew. Zawahała się i zawróciła, chcąc upewnić się że z jej rodzicem wszystko w porządku.
Była młoda, ale też nie głupia kiedy tylko dostrzegła powóz wiedziała że coś jest nie w porządku, jeden z koni leżał powalony na ziemi, drugi zaś nerwowo poruszał swymi długimi mocnymi nogami strzygąc uszami, zdecydowanie wyczuwał niebezpieczeństwo, jednak nie mógł ruszyć upięty do pojazdu. Stangret którego dopiero po chwili dostrzegła również leżał na ziemi.
Jej szare oczy rozszerzyły się z przerażenia kiedy spostrzegła że mężczyzna nie żyje, a z rozerwanej szyi płynie krew tworząca na śniegu czerwoną plamę. Zakryła usta dłonią, aby powstrzymać cisnący się na nie krzyk. Drżąc na całym ciele spojrzała w stronę drzwi karety, te jakby tylko czekając na obserwatora otworzyły się z ogromna siłą i zawisły na jednym zawiasie, wyszedł z nich wysoki szczupły mężczyzna, odziany zdecydowanie zbyt lekko jak na tę porę roku, sięgnął do środka powozu i wytargał na zewnątrz jej ojca, biała koszula również zabrudzona była plamami krwi.
- Gdzie ona jest, pytam po raz ostatni! – głos jaki wydobył się z ust atakującego przeszył ją dreszczem, był niczym syk groźnego zwierzęcia szykującego się do zabicia swej ofiary.
- Nie tutaj – głos ojca, tak drogi jej sercu brzmiał teraz zupełnie inaczej, nieustępliwie i zdecydowanie.
- Nie dopadniesz mojej córki, nie pozwolę Ci na to – w dłoni mężczyzny błysnął jakiś przedmiot , bardzo szybko zaatakował nim swego wroga tnąc po boku. Nawet z tej odległości mogła dostrzec że nieznajomego bardzo zabolał cios, nie był jednak na tyle mocny aby go unieszkodliwić. Szybko schwycił jej ojca za ramiona i nie wiedzieć po co pocałował jego szyję.
Zrozumiała co się stało dopiero gdy morderca odrzucił bezwładne ciało jej ojca na ziemię i odwrócił się w stronę lasu, w świetle latarenki jego zakrwawione usta zdradziły jej jego naturę. Zdecydowana nie wydobyć z siebie żadnego głosu zaczęła się cofać, nie miała pojęcia że chrzęst śniegu zdradził jej obecność. Dopiero kiedy dostrzegła że nieznajomy rusza w jej stronę zaczęła biec, chcąc znaleźć się jak najdalej.
Przewróciła się pod ciężarem przygniatającego ją do zimnego śniegu ciała.
- A kuku – złowieszczy chichot stworzenia rozległ się wokół.
- Mała myszka myślała że ucieknie? Pokaż no się – została odwrócona na plecy i bezlitośnie przytrzymana z siłą z którą nie była w stanie walczyć.
- Och, mam dziś szczęście… znalazłem swoją zgubę… - zobaczyła olbrzymie kły sterczące z jego ust i wrzasnęła zaczynając się miotać pod nim w próbie oswobodzenia się.
Nie miała pojęcia skąd wziął się drugi mężczyzna, w sumie nie interesowało jej to, ważnym było to że jej napastnik został z niej zmieciony nim jego kły zatopiły się w jej szyi.
Przerażenie zamknęło wokół niej swój kokon zamieniając wszystkie dźwięki w nieludzkie szepty i jęki,
zerwała się do biegu chcąc uciec jak najdalej od atakujących ją widziadeł i głosów, zmuszała się do pokonania kolejnych odległości mimo przeszkadzającego śniegu, gałęzie drzew zdawały się wyciągać po nią swe gałęzie jakby chcąc ją złapać, potknęła się o jeden z przysypanych korzeni i stoczyła z niewielkiej górki na końcu wpadając w zaspę. Skuliła się zanosząc się płaczem i otuliła płaszczem ojca jakby chcąc odgrodzić się od reszty świata. Leżała tak bardzo długo, zaczynało jej być zimno, właściwie nie czuła już swoich stóp, kiedy obok usłyszała kroki.
Ktoś podniósł ją na ręce i bez słowa ruszył w stronę miasta. Wyczerpana była w stanie dostrzec jedynie postrzępioną koszulę i czarne długie włosy.
Mężczyzna zatrzymał się przed domem kapłana, walił w drzwi póki nie zapaliło się światło, po czym postawił ją na ziemi, opadła na kolana nie mogąc ustać na przemarzniętych kończynach. Zmęczona spojrzała na wysokiego mężczyznę nie będąc w stanie dostrzec jego twarzy.
Za drzwiami rozległy się kroki, widząc że nieznajomy nie posiada płaszcza wyciągnęła w jego stronę okrycie należące do ojca.
- Zmarznie Pan – głos miała zachrypnięty , mężczyzna jakby niepewnie schwycił wyciągnięty w jego stronę ubiór i wziął go w momencie w którym uchyliły się drzwi.
- Co się… – głos kapłana zaczął ulatywać z jej świadomości – Hrabio? – dalej nic nie usłyszała tracąc przytomność.
Isilindir
Niebo skrywał płaszcz ciemnej nocy, nierozjaśniony chociażby jednym punkcikiem gwiazdy
Nic nie zapowiadało nadchodzących wydarzeń... ani szum drzew, nieco głośniejszy niż zazwyczaj, ani krzyk sowy, która schwytała swą ofiarę, by chwile później zanieść ją do swego gniazda.
Noc… pora wszelkiej maści drapieżników, ich królowa.
Powietrze wokół gęstniało, jako przedsmak niezapowiedzianego...
Leśnym traktem podążała przykurczona postać, w ciemnościach dało się dostrzec jedynie stary zniszczony płaszcz i chustę skrywającą włosy i część twarzy nieznajomej, która w ramionach niosła spore zawiniątko.
Ciężki świszczący oddech wydobywający się z płuc podróżniczki świadczył o wysiłku jaki wkładała w każdy krok i zmęczeniu, chociaż mogło się odnieść wrażenie że kobieta doskonale orientuje się w otoczeniu.
Zatrzymała się na skraju lasu, od znajdującego się w oddali miasta dzieliła ją droga otoczona błoniami, skąpanymi w ciemnościach. W oczach starowinki odbiły się dalekie światła pochodni oświetlających mury miasta, z westchnięciem spojrzała po nich i na co ważniejsze budynki widoczne z miejsca w którym się znajdowała – Zamek Królewski i Katedrę – oświetlone z całą pewnością za pomocą magii, tak aby obserwujący poczuł mistycyzm i potęgę tych miejsc.
Skończywszy napawać się widokiem podeszła do rozłożystego dębu i w korzeniach ułożyła zawiniątko uśmiechając się smutno, nie miała czasu na nic więcej, wyczuwała zagrożenie zbliżające się z każdą chwilą, pospiesznie podniosła się i wycofała na drogę obrzucając jeszcze raz spojrzeniem miasto, las i ciemne niebo.
- Tak blisko celu… - w wyblakłych oczach dało się dostrzec łzy, które jednak nie wydostały się po za nie.
- Może i jestem stara, starość jednak jest źródłem wiedzy…, a ja wiem że tam jesteś , teraz zaś skończ tę zabawę w kotka i myszkę, bo ani ty nie jesteś kotem, ani ja nie mam nic wspólnego z myszą – w starczym głosie dało się usłyszeć złość, wiedziała że jej czas się kończył, a nieznajomy jeszcze bardziej chciał go skrócić, dodatkowo udaremniając jej misję.
Między drzewami rozległ się odgłos klaskania, powoli niczym pantera z miedzy cieni wyszedł mężczyzna, na oko dwudziestoletni, odziany w czarne spodnie i koszulę, skórzane buty czyniły go niemal bezszelestnym. Bladość twarzy podkreślały ciemne włosy ułożone w artystyczny nieład na głowie, czarne oczy potęgowały jeszcze ten efekt. Mógłby być uznany za przystojnego, jednak jego bezlitosne spojrzenie i nieprzejednany wyraz twarzy stanowczo psuły wszelkie pozytywne odczucia w stosunku do niego.
-Brawo, brawo – ironia wyzierająca z tych słów idealnie współgrała z całą jego postawą i pogardą z jaką odnosił się do swej przeciwniczki – w ramach uznania dla twej intuicji ukazałem Ci się, bo może i wyczułaś moją obecność, jednak nie jesteś w stanie przeciwstawić się- nie wiedziała nawet w którym momencie znalazł się za nią, ściskając ją w żelaznym uścisku powodującym trzeszczenie żeber i niemożność oddychania - swemu przeznaczeniu… - te dwa ostatnie słowa zostały wyszeptane przy jej uchu. Nieznajomy nie bawiąc się w ceregiele boleśnie odgiął szyję swej ofiary w bok z satysfakcją słysząc okrzyk bólu, po czym brutalnie wpił się kłami w szyję niemogącej uciec kobiety, rozorując cienką niczym pergamin skórę by dostać się do tętnicy i wydrzeć życiodajny płyn którym była krew śmiertelników.
- Fingorth…, znów zabijasz na moim terenie, stało się to już męczące, znasz nasze prawo i bezczelnie łamiesz je pod okiem starszyzny – kobiecy poważny głos rozległ się wokoło, powodując że zaskoczony wampir szarpnięciem odsunął się od swego pożywienia rozrywając żylastą szyję jeszcze bardziej. Zupełnie nie przejął się upadającym ciałem, jedynie z nienawiścią wpatrzył się w wyłaniającą się z między drzew kobiecą postać, odzianą w czarną koronkową suknię i takiż welon skrywający połowę jej twarzy, odsłaniający prosty nos i krwisto czerwone usta.
- Umbra… ta sztuka i tak umarłaby w przeciągu tygodnia… w ten sposób przynajmniej nie zmarnowała się – wyprostował się i uniósł dumnie głowę.
- Nie interesuje mnie twój bełkot, nie masz już wstępu do tej krainy. Rada straciła cierpliwość, mimo że twój ojciec bardzo starał się Cię bronić, wiesz co to oznacza prawda? – na ustach bladolicej ukazał się złośliwy uśmiech, który powiększył się na widok szoku pojawiającego się na twarzy młodego wampira.
- Kłamiesz… mój ojciec ….
- Twój ojciec stracił całą władzę, zaś Ty… - obok niej rozległ się świst, bełt wystrzelony zza jej pleców wbił się pod nogami wampira, wywołując śmiech jego rozmówczyni – ty zaś z myśliwego, stałeś się zwierzyną….
Wykrzywiła pogardliwie usta gdy młodzik zerwał się do ucieczki.
- I tak im nie zwiejesz – powolnym krokiem ruszyła w stronę konającej kobiety, przyklęknęła obok niej.
- Przykro mi że nie udało mi się dotrzeć tu prędzej – wpatrzyła się w blaknące oczy – zaśnij moja droga, by obudzić się w lepszym świecie – ułożyła dłoń na pomarszczonym policzku.
- Weź… to – staruszka uchyliła dłoń pokazując łańcuszek z zawieszką w kształcie róży z księżycem – zz…piekuj… Isilindir…. – były to ostatnie słowa jakie wydobyły się ze starych ust.
Wampirzyca zdezorientowana wpatrzyła się w gasnące oblicze wyciągając medalion.
- Isilindir? Ale kto to jest? – ledwie skończyła mówić spod dębu dobiegło ją kwilenie, początkowo zmrożona nie mogła się ruszyć – Nie… przecież ja nie… - podnosząc się zrobiła niepewne kroki w kierunku ukrytego zawiniątka, uniosła je odsłaniając rąbek koca. W tobołku znajdowało się niemowlę, co więcej posiadające spiczaste uszy i duże zielone oczy z których w tym momencie zaczęły płynąć łzy.
Czerwonousta zadrżała czując ciarki na barkach, przecież niczego się nie bała, dlaczego więc na widok tego maleństwa ogarnęło ją takie przerażenie? Po raz ostatni spojrzała na zmarłą i zauważyła że jej twarz rozpogodziła się, bruzdy i zmarszczki nieco wygładziły, a na ustach pojawił się nikły uśmiech.
Dziecko zapłakało głośniej więc odruchowo podniosła je i przytuliła je do siebie.
Rozczochrana czarna głowa wychyliła się spod kołdry, powieki poruszyły się delikatnie nim otwierając ukazały ciemne zaspane oczy. Wampirzyca przez chwilę nie wiedziała co wytrąciło ją ze snu o tak nieludzkiej porze… dopiero po chwili zorientowała się że do jej uszu dobiegają odgłosy niemiłosiernego znęcania się nad skrzypcami dochodzące gdzieś z dołu.
W oczach zalśniły czerwone ogniki gniewu kiedy mocno odrzuciła na bok pierzynę i zerwała się z łoża.
Nie przejmując się zakładaniem na prześwitującą koszulę szlafroka, czy pantofli na bose stopy z gracją drapieżnika ruszyła w stronę pokoju z którego wydobywały się okropne dźwięki.
Będąc na dole schwyciła klamkę i przez ułamek sekundy znieruchomiała, doskonale wiedziała kto znajduje się po drugiej stronie i mimo chęci mordu, wiedziała że musi się powstrzymać…
Nacisnęła klamkę i bardzo powoli otworzyła pokój, kakofonia różnych odgłosów wydobywających się z instrumentu mogła zostać nazwana wszystkim jedynie nie muzyką… stała przez chwilę jakby ogłuszona.
- Isilindir – z karminowych ust wydobył się ni to syk ni to warknięcie, kiedy spojrzenie czarnowłosej zatrzymało się na kilkuletniej dziewczynce trzymającej skrzypce.
Mała elfka zastygła w bezruchu i dopiero po chwili odwróciła się w stronę kobiety, na jej buzi dało się zauważyć zaskoczenie, które po chwili zamieniło się w niewinny uśmiech.
- Mamć! – skrzypce wylądowały na krześle, zaś małe bose stópki pomknęły w stronę rozzłoszczonej postaci.
- Już wstałaś? Ale nie słyszałaś nic? Chcę Ci zrobić niespodziankę ! – długoucha dopadła do kolan swej matki i przytuliła się mocno.
Irytacja dorosłej mimo że pozostawała w zakamarkach jej jestestwa, jakby przycichła, nie wiedzieć czemu ta mała zaraza potrafiła jednym gestem czy uśmiechem pozbyć się jej gniewu.
- Słyszałam i jeżeli to ma być niespodzianką to wolę jej nie dostać – warknęła jakby dla zachowania pozoru że nie jest dobroduszną mateczką i dziecko musi wiedzieć gdzie jego miejsce. Widząc jednak gasnący uśmiech na twarzy małej i zbierające się w kącikach zielonych oczu łzy westchnęła z rezygnacją.
- To nawet nie przypominało gry na skrzypcach – podparła się pod boki.
- Masz zakaz dotykania skrzypiec kiedy śpię…, w ogóle masz zakaz chyba że będzie przy Tobie nauczyciel – miało to zabrzmieć groźnie jednak mała sprytna poczwara wychwyciła to co chciała.
- Dostanę nauczyciela? – szeroki uśmiech ukazujący białe ząbki i spojrzenie pełne nadziei wywołały u niej zgrzytanie zębów. Nie miała pojęcia jak to się stało że taki prypeć skradł część jej zimnego serca i robił z nią co chciał.
- Tak mała cholero, będzie nauczyciel… - nie mała nawet szansy dokończyć zdania kiedy dziewczynka zaczęła podskakiwać z radości i po chwili znów z impetem przytuliła się do jej ud omal jej nie przewracając….
Tallamaris
„Nie uratujemy razem z Tobą Amorionu. Nie oczekujemy, że będziesz we wszystkim nas popierał, w końcu liczy się wspólna dyskusja i dążenie do celu. Nie gwarantujemy Ci, że dzięki nam będziesz wygrywał, bo to zależy głównie od Ciebie. Nie będziemy też tolerować, gdy rażąco złamiesz prawo, a już na pewno nie będziemy Cię bronić, gdy nie ma ku temu przesłanek. Nie bawimy się w żadne składki czy wyliczanki ile, kto dał. Więc dlaczego masz nas wybrać? Bo jak nie my to, kto? Bo jak nie my to nikt.
Tallamaris rekrutuje! Możemy Ci zapewnić dużą aktywność na forum i merytoryczną pomoc. W zamian oczekujemy tylko odrobiny zaufania i dobrej zabawy.
Jeśli jesteś chętny/a to nie zwlekaj! Skieruję Cię do naszego rekrutera
OT
Prawie zawsze jestem chętna na sesję
Jedyne wymagania jakie mam dotyczą jako takiej ortografii
Chcesz coś rozpisać? Napisz OT, a dogadamy się co do szczegółów
W profilu może jeszcze kiedyś się coś pojawi... jak będę miała wenę... ewentualnie dostęp do Konta premium