zmrużone oczy
igła na winylu mknie
chodź, zatańczymy.
Magot nie kazał długo czekać i bez zbędnych słów porwał Literatkę w ramiona. Nogi drobiły w rytm muzyki. Niewidzialna siła kazała ruszać się ramionom, głowie wyginać do przodu i do tyłu. Elf poczuł, że unosi się nad podłogą i rzeczywiście coś było na rzeczy, bo deski przestały skrzypieć pod ich nogami, szum deszczu zamienił się w szum fal i można było przysiąc, że stojąca w rogu paprotka - samotna panna, której nikt nie poprosił do tańca - zmienia się w kołyszącą nad egzotycznym morzem palmę. Kolorowe pochodnie ze skrętów płonęły błękitnym światłem.
- Świetnie tańczysz - szepnął do ucha kobiecie - taniec i muzyka przypominają mi szczęśliwe chwile. Muzyka daje beztroskę, prawda? Teraz ty prowadź.
Papugi w zawieszonych u sufitu klatkach trzepotały piórami, je także porwało mambo. Na tancerzy sypały się papuzie pióra - tęczowe konfetti. Lekka oprawa muzyczna feerii dźwięków wykreowanej w zakamarkach ich połączonej, lawirującej w eterze świadomości sprowadziła się do nieopisanego dźwięku przeplatanego z szumem morskich fal. Oceaniczny chłód łaskocząc ich stopy największymi falami zbliżającymi się do brzegu, tymi najbardziej chcącymi rysować w piasku mistyczne fraktale; malał z każdym kolejny muśnięciem. Koneksja projekcji astralnych na tę chwilę była jedynie złudną chimerą połączonych ze sobą nici.
- Pij, rozlewasz! - krzyknęła, gdy łokciem szturchnął jej ramie i niemalże doprowadził do tego, że ciecz wypełniająca abstrakcyjne, szklane naczynie wydmuchane w kształt lerveńskiego, mistycznego grzyba psychodelicznego; została wchłonięta przez porfyrowe fale, między którymi przeplatały się kabalistyczne, błyszczące nici w kolorze indygo. Zręcznie uwolnił dłoń z uścisku i opadł na fotel. Konfetti, upojny taniec i feeria dźwięków sprawiły, że był pijany. W głowie nadal kręciły się ogniste piruety, a ciało odpłynęło w niebyt. Rozchylił poły szlafroka i wyciągnął długie nogi, opierając je na niskim stoliku. Bose stopy oplatała siatka tatuaży. Polne kwiaty pięły się drobnymi listkami od palców do szczupłych kostek, by zniknąć w zawiłościach wzoru.
- Imponujące, a mam wrażenie, że to tylko mała próbka magii jaką się posługujesz - mówił z odchyloną głową i nieobecnym spojrzeniem. Pierś falowała przyspieszonym oddechem. W źrenicach oczu, jak w czarnych lustrach migotały płomienie świec. Niedoczekanie! To wcale nie koniec ich podróży. Statek odpływa o jedenastej jedenaście - permutacja, od której dzieliło ich jedynie siedem minut. Poruszała się płynnie, kręcąc się wielokrotnie wokół własnej osi, tuż przed nim. Problemy błędnika wynikające z tej czynności kompletnie nie stanowiły przeszkody w zręcznym rolowaniu skręta. Niewielkie stopy zaczęły wystukiwać rytm, przypominający z każdym kolejnym uderzeniem dźwięk bębnów.
- Słyszysz? - zaćwierkały ptaki frunące kluczem na niebie, w pomieszczeniu zabrakło sufitu, a oni znaleźli się pod gołym niebem. Zbliżyła się do niego na odległość dwóch kroczków, pierwsze skrzypce, chłodne opuszki palców spoczęły na jego stopie licząc, że dzięki interakcji uniesie głowę i spojrzy na kobaltowe niebo udekorowane pięknymi cumulonimbusami, obok których wirowały prawie niewidzialne nimbostratusy. A ona, z dziewczęcą ciekawością wpatrywała się w nieinfernalny obraz pobudzonej imaginacji oblizując zawiniątko końcem języka.
Magot: [dopiero nocą
kiedy topnieje upał
czuć zapach kwiatów]