Logowanie

Email:
Hasło:

Przypomnij hasło...

Nie masz jeszcze konta?
Dołącz do nas!




Ekran: 1024x768
Javascript: włączone
Wiek min. 16 lat
Nieco wyobraźni


Viridis Tactus (ID: 349)


  • Ranga: Mieszkaniec
  • Poziom: 206
  • Wiek: 176
  • Rasa: Człowiek
  • Klasa: Czarnoksiężnik
  • Charakter: Diaboliczny
  • Płeć: Mężczyzna


Profil gracza:



"Chodź pobawimy się dziś w berka z klepsydrą
I oszukamy zegar gdy schowamy się pod cyfrą"





Uwaga kropka Wulgaryzmy przecinek możliwe różne Ajpi wielokropek











Muzyki brak, ale żeby nie było tak zupełnie ponuro i cicho - scrabblowy remix:

Mam sto słów, sto przecinków, gdy chcę sto zdań zadam






Zanim zaczniemy



* * *


- Jestem Suna, Najwyższa Kapłanka Królestwa Amorion. Pomogę ci przejść przez bramę pomiedzy światami.

Między tajemniczym mężczyzną, a Kapłanką pojawił się migoczący kawałek pergaminu i lśniące, magiczne pióro...


- Ten oto pergamin zawiera krótki zbiór zasad, jakimi trzeba się kierować będąc mieszkańcem Amorion. Podpisz się poniżej jeśli je akceptujesz. Pergamin zniknie, a ty otrzymasz magiczny glejt uprawniający do przebywania w królestwie.

Sięgnął po pióro. Kapłanka uśmiecha się i znika wraz z rozwiewającą się mgłą.
W powietrzu rozbrzmiewają jej ostatnie słowa:

- A zatem do zobaczenia...




Nie odpowiedział. Zamiast trwonić czas na pretensjonalne gesty przeniósł wzrok...




Skurcz. Chrzęst. Trzask łamanych kości. Mrowienie...


- Całkiem przyjemne - bulgoczący szept kilkukrotnie odbił się echem od pobliskich ścian. Wyraźny, nienaturalny, dziwny... chwilę później zniknął w odmętach tutejszej architektury. Arrakin. Niepozorne miasto, które...

Znów chrzęst, trzask, ból! Mrowienie! Skurcz, ponownie ból, więcej bólu!


- Doooooośśść! - tym razem głośniejszy, chrapliwy, acz równie nienaturalny szept wślizgnął się do pobliskich budynków przez każdą, choćby najmniejszą szczelinę. Od szpary w niedomkniętych drzwiach... po beztrosko uchylone okna. Niesiony ciepłym, odrobinę wilgotnym, letnim wiatrem, niczym kur oznajmiający nadejście ranka ani chybi przykuł czyjąś uwagę.

Szeptokrzyk... bólu nie uśmierzył. Wysiłek weń włożony wymagał zbyt wiele energii. Nie był na to przygotowany. Po co właściwie wrócił? - uporczywe myśli nie znikały, ból wręcz przeciwnie i to dosłownie. Nagle.




Mężczyzna kilkukrotnie zaciskał i rozluźniał mięśnie dłoni. Pokryte tu i ówdzie drobinkami potu tworzyły teraz jedyną broń jaką dysponował. Tak po prawdzie niewiele posiadał: bure odzienie, będące prezentem powitalnym od Kapłanki, rzekomy glejt oraz lśniące pióro. Magiczny przedmiot winien był zniknąć wraz z pergaminem na którym złożył swój podpis, skądinąd nie bez trudu. Przyda się - pomyślał.


- Może dorzucą trochę mithrilu, zresztą... Samym złotem też nie pogardzę - ruszył wgłąb miasta.

Zaczęło się od lewej stopy. Po chwili mrowienie rozeszło się wzdłuż całej nogi, by na wysokości bioder zawrócić, zalewając przyjemnym uczuciem tą drugą. Raz jeszcze zerknął na dłonie.




Kątem oka dostrzegł zmierzającą w jego kierunku postać. W tej samej chwili złapał go... potem drugi i trzeci... na miarę rozwścieczonych psów. Mimowolne skurcze kąsały najpierw łydki, potem uda. Wiedział co to oznacza. Skręci w najbliższą uliczkę - ustalił priorytety - licząc... na samotność.

Jeśli się myli niepotrzebnie straci czas, lecz w przypadku racji, a wszystko wskazywało na równie trzeźwy co poprawny ogląd sytuacji... Zbyt duże ryzyko. W pojedynkę ma szansę, ale w duecie lub co gorsza w większym gronie...

Jedna z myśli nabierających jakże niezdrowego tempa uderzyła po wewnętrznej stronie czaszki z taką siłą, że zimny pot, dotąd niezauważony, pobudził do działania lepiej niż kąpiel późną jesienią w Zatoce Piratów... na wschód od miasta.

Cały misterny plan szlag trafił.


- Ekhem - odchrząknął taktownie. Zgarbił się stwarzając pozory ułomności życiowej. Naprawdę zamierzał zaatakować przechodnia błahym pytaniem..?

Zmienił zdanie. Skręcił w najbliższą uliczkę... gdy ból pochłania niemal całą wolę walki, człowiek staje się niemal bezbronny. Kto jak kto, ale tubylcy z pewnością mogą to potwierdzić, ba... Nie ma żadnej gwarancji, że postać, której próbował uniknąć, nie zechce tego wykorzystać.



Kim był, skąd pochodził, dokąd zmierzał? Czego lub kogo szukał? Tyle pytań...


- Powiedz... dlaczego za mną idziesz? - tembr jego głosu przywodził na myśl mruczącego kota. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że posługiwał się wyłącznie szeptem. Mało tego... z każdym kolejnym oddechem... co drugim, trzecim słowem wypowiadanym z coraz mniejszym trudem jego głos przybierał na sile jakby... wybudzał się z letargu.
...

- Nie szukam zwady. Jeszcze - dokończył w myślach wyczekując reakcji nieznajomego.. a może nieznajomej?

* * *
.•°
TWÓJ °•..•°RUCH °•.