
Profil gracza:
...
Twoje imię rozsadza moją czaszkę.
Dla smaku Twoich słów mogłabym złamać sobie kręgosłup.
Tak sądzę.
...
– Kitsune. – Dłoń chłopca niespodziewanie spoczęła na jej ramieniu.
– Miałeś mnie tak nie nazywać – burknęła, gwałtownie
wzruszając ramieniem i strącając jego rękę. Zerknęła na niego kątem oka. – Obiecałeś – dodała, marszcząc delikatnie brwi. Jej dziecięca, okrągła buzia była teraz pełna oburzenia. Usta ściągnęła w grymasie niezadowolenia i odwróciła wzrok.
Chłopiec roześmiał się nerwowo.
– Obiecałem, obiecałem... ale to jakoś... – sięgnął do jej rubinowych włosów i musnął je palcami. – Samo się wymsknęło, lisie.
Odepchnęła jego dłoń i zmrużyła oczy złowrogo. To wystarczyło, by na moment spoważniał i przestał ją drażnić.
– Teraz... – szepnęła, wychylając się zza winkla – nie patrzą. – Pociągnęła go za rękaw i ruszyła biegiem w stronę bramy, która prowadziła poza mury miasta.
Mieli może po siedem wiosen na swoich dziecięcych karkach, a już poznali smak okrucieństwa. Każde na swój sposób. Może właśnie dlatego stali się sobie tak bliscy– trwali razem, z nadzieją, że nadejdą lepsze dni. Tak, jak sobie przyrzekli. A któż ośmieliłby się złamać obietnicę złożoną na mały palec?
***
– Kitsu! – Jego głos, pełen entuzjazmu, dotarł do jej uszu. W oddali, na tle zieleni, dostrzegła znajomą sylwetkę. Bardzo się zmienił. Wyrósł, nabrał siły i mięśni. Nic dziwnego – służba w straży przybocznej Pana wymagała hartu. Ciągłe treningi. Wieczne siniaki. Ale mimo to był szczęśliwy. A dla niej to liczyło się najbardziej.
– Obiecałeś! – warknęła ostrzegawczo, odstawiając na ziemię kosz pełen śliwek.
– Obiecałem, obiecałem... ale proszę cię... – spojrzał na nią pobłażliwie, uśmiechając się z politowaniem. Niespiesznie odgarnął z jej czoła pojedyncze, srebrne pasmo włosów, które kontrastowało z gęstą czerwienią reszty. Nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie – uważał, że dodawało jej uroku.
– Powinnaś pokazać to kapłance – dodał poważniej. – To nienormalne, żeby osiwieć w taki sposób... i to tak wcześnie. – Zauważył złośliwie, a w kącikach jego ust czaił się, ten typowy dla niego, zuchwały uśmiech.
– To z pewnością twoja wina – odparła chłodno. Chociaż była opanowana, jej błękitne oczy mogłyby odmrozić jego palce samym spojrzeniem.
Sięgnął po owoc z drzewa i wcisnął sobie do ust. Skarciła go natychmiast, lekkim uderzeniem w dłoń. Jej palce były kościste i zimne, a mimo to on lubił ich dotyk. Nawet ten najbardziej ulotny.
– Będziesz miał kłopoty, jeśli cię zauważą – mruknęła nieco nerwowo.
– Żartujesz? Mają teraz większe problemy – odrzekł od razu, wzruszając beztrosko ramionami. – Nie słyszałaś? – Spojrzał na nią spod przymrużonych powiek, delektując się słodyczą owocu, rozlewającą się po jego podniebieniu. Przełknął spokojnie.
Rzuciła mu pytające spojrzenie. – Mówią, że w mieście pojawiła się wiedźma. Podobno znikają kosztowności. A ona dopada głównie mężczyzn... – jego głos stężał. – Opowiadają, że niczego nie pamiętali. Że słyszeli tylko głos – nieludzko piękny. Że czuli zapach – odurzający, nie z tego świata. I widzieli światło – tak jasne i piękne, że nie mogli oderwać wzroku. – Nachylił się lekko do niej. Był blisko. Zbyt blisko.
Jej jasne policzki spowił blady róż, ciepło rozlało się po wnętrzu. Cofnęła się gwałtownie, podniosła kosz i wróciła do zrywania owoców.
– Bzdury – mruknęła, odwracając wzrok. – Roztrwaniają pieniądze na... kobiety, a potem snują niestworzone historie. – ale głos drżał jej lekko, niepewnie. – Idź już. Nie powinno cię tu być, zaraz zganią nas oboje – dodała ostrzej.
Mieli po czternaście lat. Dwór dawał im dach nad głową, a życie zdawało się odrobinę mniej gorzkie. A jednak – wciąż marzyli tylko o ucieczce. Razem. Na zawsze.
***
Biegła, ile tylko miała sił w nogach. Z rozprutej sakiewki wysypywały się monety, brzęcząc o bruk. Za sobą słyszała tylko grzmiące głosy ludzi, goniących ją zawzięcie.
– Wiedźma! Demon! – ich chrapliwe wrzaski uderzały w jej plecy jak groty strzał – Łapcie ją!
Odrzuciła sakiewkę za siebie i skręciła między zabudowania. Nie zwalniała nawet na chwilę. Krzyki cichły w oddali, gdy dotarła na obrzeża miasta, trzymając się wąskich, ciemnych uliczek. Jej spódnica była ubłocona, postrzępiona u dołu. Dyszała ciężko, oglądając się nerwowo.
– To naprawdę ty? – usłyszała głos przepełniony wyrzutem, gdzieś ponad swoją głową.
Z dachu zeskoczył chłopak. Stanął przed nią wyprostowany, z gniewem w oczach. Zmarszczył ciemne brwi zaciskając dłoń na rękojeści miecza.
Milczała.
– Zmień się! – rozkazał.
Pokręciła przecząco głową. Łzy zaszkliły jej oczy.
– Powiedz, że się mylą. Że to nie ty. Wyjaśnimy to. Pomogę ci. – Jego głos był pełen żalu, choć wciąż tliła się w nim nadzieja.
Spuściła głowę ze wstydem. Okłamywała go, od zawsze.
– Robiłam to dla nas – powiedziała cicho, jej głos łamał się żałośnie. – Robiłam to, żebyśmy mogli stąd uciec, żebyśmy mogli żyć razem...
– Skończ skomleć – uciął ostro. – Jak mógłbym być z kimś takim? Nie wiedziałbym nawet, czy naprawdę cię kocham... czy to tylko twoje... twoje wynaturzenie.
Jego usta wykrzywiły się w grymasie. Przygryzła policzek, tłumiąc płacz.
– Nigdy nie sądziłem... – ciągnął – ...że to okaże się prawdą, Kitsune. – Ostatnie słowo wypowiedział z jadowitą dosadnością. Nigdy wcześniej nie słyszała w jego głosie tak okrutnej pogardy. – Znikaj. Uciekaj. Zejdź mi z oczu. To ostatnia rzecz, jaką dla ciebie robię.
Nie czekała.
Znała go.
Wiedziała, kiedy jego decyzja była tą śmiertelnie poważną – ostateczną i bezkompromisową. Ruszyła przed siebie, ze spuszczoną głową. Kiedy mijała go, zakleszczył jej przedramię w uścisku. Palce zacisnęły się wokół jej ręki jak szczęki sideł.
– Nie wracaj tu, bo nie będę miał wyboru.
Mieli zaledwie szesnaście lat. Przysięgli, że zawsze będą razem. A jednak – ktoś właśnie złamał obietnicę złożoną na mały palec.
Ta zdrada bolała mocniej niż wszystko, czego doświadczyła do tej pory. A ona wciąż nie wiedziała, co jeszcze ją czeka.
...
I nawet teraz, bezwiednie, rysuję maki na brzegach kartki - dla Ciebie.
...
|