Profil gracza:
Istnieje takie stare elfickie wierzenie, gdzie nowo narodzone dzieci porywane są przez mamunę. Metod ochrony przed tą istotą było na szczęście całkiem dużo. O tym kto zostawał po swojej śmierci mamuną źródła wspominają wręcz bardzo licznie. Jednakże o prowokowaniu i sprowadzaniu mamuny nie wspominają ani księgi, ani najstarsze elfy, a to najbardziej interesowało moją matkę. Chciała się mnie pozbyć i to w taki sposób, który zapewniłby jej współczucie i popularność, dlatego inne sposoby po prostu nie wchodziły w grę.
Poniekąd ją rozumiem. Byłam ruda, porośnięta bluszczem i darłam mordę. Uważam jednak, że oddanie mnie innym elfom byłoby znacznie łatwiejsze i dla niej, i dla mnie. Ona jednak nie przestawała szukać istoty ze starych bajań. Jestem pewna, że nie grzeszyła rozumem. Ktoś kto ma na imię Karynea z przyczyn semantyki językoznawczej nie może mieć intelektu w nadmiarze.
W końcu doszukała się informacji, że mamuny często przebywały nieopodal domu położnicy, aby zabrać malucha kiedy tylko nadarzy się okazja. Stwarzała tych okazji niezliczenie wiele, ale jakoś nie było na mnie chętnych. Pozostało jej już tylko wyjście na spotkanie mamuny, która kiedy nie dokuczała ciężarnym i położnicom, siedziała pod mostem nad rzeką i prała bieliznę hałasując kijankami do prania. Muszę przyznać, że matka nie szczędziła wysiłków. Pokonała więcej kilometrów niż niejeden bogobojny pielgrzym. Mamuny jednak nie spotkała. Naprawdę żałuję, że Sąd Rodzinny nie zainteresował się w porę tą elfią patologią, skądinąd w gruncie rzeczy nie wyszłam na tym wcale tak źle.
Męczarnie mojej matki skończyły się pomiedzy dwoma wsiami, które łączył (a jakżeby inaczej) most nad rzeką. Korzystali z niego zarówno podróżni, jak i mieszkańcy obu wsi, ale jak doszło do poważniejszych uszkodzeń, to nikt nie poczuwał się do odpowiedzialności i jego naprawy. Wykorzystał to pewien troll ze zmysłem biznesmena (przynajmniej jak na trolla). Silny fizycznie potwór bez problemu naprawił nieskomplikowaną konstrukcję. Dumny z własnego dzieła zaczął rościć do niego prawa własności i pobierać opłatę od każdego kto chciałby przez most przejść. Wprawdzie ludzie płacili niechętnie, ale władzom pobliskich wsi sytuacja jak najbardziej odpowiadała. Samoistnie i raz na zawsze rozwiązał się problem z naprawami mostu.
Moja matka z anielską życzliwością i wyjątkową radością opłaciła swoje przejście przez most. Becik w którym się znajdowałam był śliczny. Wyglądał jak elegancko zapakowany pakunek prezentowy. Nic dziwnego, że troll przyjął mnie w ramach opłaty. Poza tym był zdziwiony. Pierwszy raz widział, aby ktoś z tak nieskrywaną radością płacił opłatę i obdarzył go szacunkiem. Potem patrzył jak dobra elfia Pani szybciutko, jak na elfkę przystało, znika za horyzontem. Był jak urzeczony i podobno nawet przeszło mu przez myśl, że mogłaby chociaż przez chwilę zostać z nim na dłużej. Poniekąd jego marzenie się spełniło. Cząstka jej została pod moją niemowlęcą postacią. Miał się za chwilę o tym przekonać, bo piękny pakunek, który wciąż trzymał w dłoniach, zaczął podejrzanie pachnieć.
Miałam szczęście. Trafiłam na trolla z zasadami. Nie zabijał on niewinnych. Nie chciał się jednak mną zajmować. Na podstawie prostej dedukcji "elfy być z lasu, więc ja zanieść elfiątko do lasu" zostałam porzucona na pastwę dzikiej leśnej przyrody.
Znalazła mnie pewna wiedźma, która akurat zbierała tam zioła. Uznała, że skoro ma już kurzajkę na nosie, i jakoś z tym żyje, to i pryszcz na zadzie nie zrobi jej różnicy. Z taką oto myślą zabrała mnie do domu i wychowała jak własną córkę.
|