Logowanie

Email:
Hasło:

Przypomnij hasło...

Nie masz jeszcze konta?
Dołącz do nas!




Ekran: 1024x768
Javascript: włączone
Wiek min. 16 lat
Nieco wyobraźni


Shigure Moongrave (ID: 509)


  • Ranga: Mieszkaniec
  • Poziom: 23
  • Wiek: 24
  • Rasa: Człowiek
  • Klasa: Rzemieślnik
  • Specjalizacja: Górnik
  • Charakter: Neutralny
  • Płeć: Mężczyzna


Profil gracza:


Work In Progress

Profil ulegał będzie rozwojowi w granicach możliwości. W trakcie powstawania profilu, obecna historia zostanie wzbogacona o dodatkowe elementy fabuły oraz opisów szczegółowych w zależności od lekkości umysłu. :-)



17 dzień miesiąca Tarsakh, obrzeża Elakki.

Niebo nad Elakką stężało, jakby samo powietrze wstrzymało oddech. Szarość chmur przecinały pulsujące błyski dalekich wyładowań, a ciężki zapach burzy powoli sączył się nad horyzontem. Główny trakt do stolicy kończył się u stóp potężnej. Tam właśnie stał wóz kupiecki z przykrytymi brudną płachtą towarami, z którego zszedł podróżnik o kapturze naciągniętym głęboko na twarz, z wilgotnym płaszczem przylepionym do pleców i skórzanym plecakiem przypominającym, że nie była to pierwsza z jego dróg. Pomachał w stronę woźnicy, który odpowiadając na gest odjechał w innym kierunku.
U stóp bramy czuwali strażnicy, ubrani w stalowe napierśniki ozdobione herbem królewskim oraz uzbrojeni w halabardy. Ci sami strażnicy, których pamiętał przed opuszczeniem tych stron wiele lat temu. Jedynie rysy ich twarzy wskazywały na ubiegły czas. Przybysz pewnym krokiem ruszył w kierunku bramy. Przed przekroczeniem jej progu, strażnicy wyciągnęli w jego kierunku ostre jak brzytwy ostrza broni. Jeden z nich spojrzał w głąb kaptura, przyglądając się bacznie podróżnikowi.
- Na Twoim miejscu nie pokazywałbym się tutaj. – przemówił w kierunku nieznajomego –Nie wszyscy będą zadowoleni z Twojego powrotu. Wiele szkód tutaj wyrządziłeś, dla wielu osób się naraziłeś.
- Mam tu niezałatwione sprawy – odparł mężczyzna zmęczonym, zachrypniętym głosem czekając, aż strażnicy wpuszczą go do środka. – Nie każdy przywita mnie z otwartymi ramionami, ale mam nadzieję, że znajdą się osoby, które ucieszą się widok mojej parszywej mordy.
Gwardziści zdawali się uśmiechnąć kącikami ust, po czym zwolnili broń, przepuszczając mężczyznę do środka.
- Obyś wiedział co robisz. – usłyszał jeszcze, mijając się z nimi.

Zza murów, w oddali zauważyć można było zarys pałacu, unoszącego się nad srebrzystym lustrem wody. Mimo nadciągającej ciemności, jego mury lekko połyskiwały szkarłatem, jakby kamień żył i oddychał w rytmie zbliżającej się nocy. Wędrowiec udał się jednak w południową część miasta – na największy w mieście plac targowy. Na miejscu jednak nie zastał tego, czego się spodziewał. Zamiast niewzruszonych pogodą mieszkańców i gwaru, jaki pamiętał, słyszał jedynie świst przelatującego między nieczynnymi kramami wiatru. Dawniej rozświetlone bajecznie uliczki stolicy krainy, dziś coraz bardziej spowite przez nadchodzący mrok. Pojedyncze latarnie sprawiały, że dało się jako tak przejść między stanowiskami. Ze znajdującej się nieopodal tawerny też nie słychać było znanych mężczyźnie hałasów pijanych obywateli ani odgłosów burd, które potrafiły się odbywać tu każdego dnia. Z wewnątrz dobiegał jedynie cichy, charkotliwy śpiew barda, który dawno zapomniał stroić lutnię.
Bohater spojrzał w górę. Kropla deszczu spadła mu na czoło. Za nią kolejne. Noc nadchodziła. Czas znaleźć schronienie.
Kierując się w stronę noclegowni, minął ledwie kilka nieznanych mu osób. „Co tu się stało?” – pomyślał, mijając próg obskurnego przybytku, oferującego najbardziej podstawowe wygody, pozwalające przetrwać noc i zregenerować siły. Przy ladzie, znajdującej się przed schodami na piętro, gdzie znajdowały się izby, siedziała podstarzała kobieta o ziemistej, zniszczonej cerze, ledwo dając jakiekolwiek oznaki życia.
Przybysz rzucił na ladę kilka złotych monet, na co kobieta odpowiedziała uniesieniem głowy i niezbyt szczerym uśmiechem, obnażając braki w uzębieniu oraz jego higienie, podając mu duży, żelazny klucz do jednego z pomieszczeń.
- Co jegomościa sprowadza do Elakki? Niewielu przekracza już próg tego przybytku. – wydusiła z siebie kobieta, której zrezygnowanie dało się wyczuć po jej oddechu, stojąc krok od niej - Miasto, kiedyś tętniące życiem jest już cieniem tego, czym było kiedyś.
- Dobrej nocy. – odpadł mężczyzna, odbierając klucz z rąk gospodyni.
Udał się na górę, do jednej z izb, gdzie po zdjęciu płaszcza oraz plecaka na ziemię, padł niemal bezwładnie na dosyć schludnie - jak na ogólny wygląd budynku – wyścielone łóżko. Oczy jego spowiła ciemność, a myśli zaś pustka. Nie tego spodziewał się po powrocie w strony, z którymi był niegdyś tak mocno związany.

Dzień 18 miesiąca Tarsakh, noclegownia w Elacce.

Następnego dnia mężczyzna obudzony został przez wpadające do izby przez niewielkie okno promienie słońca, smagające jego twarz ciepłem. Po otwarciu oczu, przeciągnął się na łóżku, po czym z niego wstał. Nie była to najlepsza noc w jego życiu, ale z pewnością nie najgorsza. Mimo wcześniejszych uprzedzeń, udało mu się wypocząć na tyle, by obudzić się bez grymasu na twarzy oraz w stanie nie gorszym, niż się położył.
Podszedł do znajdującej się na drugim końcu izby miednicy z czystą, choć z pewnością nie pierwszej świeżości wodą. Po opłukaniu twarzy i rąk, rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swojego plecaka. Wyciągnął z niego parę nie do końca nowych, ale z pewnością czystszych ubrań niż te, które miał na sobie. Szybko przebrał się, po czym stare ubrania zawinął we wczorajszy, przemoczony płaszcz, wiążąc go później konopną liną.
Patrząc na mężczyznę, nie był typem, który przyciągał spojrzenia. Raczej takim, który przemykał między ludźmi, nie wyróżniając się niczym szczególnym. Wysoki, bo mierzący 195cm, o głowie sięgającej ponad tłum, a jednak trudno było go zapamiętać. Stawiając go pośród pozostałych mieszkańców wyglądał najzwyczajniej, jak się da.
Ciało jego nie było idealne. Brzuch — szeroki, miękki i nieco wystający. Ramiona mocne, ale już nie napięte. Była w nim siła, ale zakopana pod warstwą tłuszczu i lat, z których większość nie minęła na intensywnych walkach i przygodach, a na kształceniu rzemiosła warsztacie, z którego dobiegały jedynie zapachy dymu z pieca, smaru i stali.
Skóra jego była jasna, blada od długich dni spędzonych w zamknięciu. Twarz ogolona niestarannie, a górę głowy zdobiły krótkie włosy, sterczące chaotycznie we wszystkich kierunkach. Ciemnozielone, podkrążone od wielu nieprzespanych nocy oczy, choć spokojne, wyglądały na skupione.
Nie nosił broni, a jeśli już — to krótki nóż garbarski, który służył mu zarówno do pracy, jak i obrony w przypadku zagrożenia. Przy pasie miał za to zawsze swoje narzędzia.
Z charakteru był raczej osobą neutralną, bardziej nawet zdystansowaną. Niewiele mówi o sobie. Odpowiada raczej krótko, bez rozwijania się przechodząc do sedna sprawy. Głos ma ciepły, wręcz kojący. Jest w nim coś magicznego, co w połączeniu z prostotą jego wypowiedzi przyciąga uwagę nawet najbardziej opornych rozmówców.



IP zmienne jak polska wiosna.