
Profil gracza:
Nie podobało mu się to, że spotkali się akurat na otwartym polu. Dawało to zbyt duże pole do popisu dla łuczników, a elfy w tych stronach strzelały porażająco szybko i celnie. Czuł własny przyspieszający oddech, rozbijający się o maskę na twarzy. Palcami stukał o rękojeść, drażniącym tym równie zdenerwowanego sąsiada w pierwszym szeregu. W końcu stres był w armii zaraźliwy, niczym choroba paraliżująca powoli logikę i decyzyjność w walce. Bardzo szybka smierć. Wziął głęboki oddech i zrobił krok do przodu. On miał zdecydowanie inną role, niż straszenie mięsa armatniego. Szereg szybko się za nim zamknął, podobnie jak w kilku innych miejscach. Kilkunastu innych mężczyzn rozpoczęło identyczny manewr, niczym lustrzane odbicie. Odliczył w głowie równo dziesięć kroków, po czym odwrócił się na pięcie. Wysunął miecz z pochwy u pasa i odchrząknął. Zaschło mu w ustach na tyle, że przełknięcie śliny sprawiło mały dyskomfort. Spojrzał na żołnierzy, którzy na twarzach mieli wymalowaną mieszankę sprzecznych sobie uczuć. Nie odwrócił wzroku, kiedy w pewnym momencie na froncie pojawiła się kobieta. Nie wsłuchiwał się w jej krótką przemowę, która odbywała się raczej z formalności. Już dawno odebrał swoje rozkazy. Jej słowa docierały wszędzie, strategicznie nagłośnione magicznym zaklęciem. Informowały one łaskawie przeciwnika o jego przyszłości. Elfia armia skazana na wycieczkę prosto do wiecznych sieci pajęczej bogini.
Wszystko powoli nabierało tempa. Lekko wbił ostrze w ziemie i dokończył swoją role.
- To ich krwią będziemy obmywać dziś matkę i jej piękne lico, a każdą niewierną duszą ukoimy jej pragnienie!
Krzyknął ile miał siły w płucach, zagrzewając do boju. Przypominając im, jak ważna była ich misja.
- To wy jesteście jej wybrańcami! Świętymi wojownikami! Jej ukochanymi dziećmi. Tej, która wyciągnęła was z ciemności i uczyniła jej władcami! Będziemy nieść jej gniew i prawo, odpłacając się jej za nieskończoną miłość, którą nas ona obdarzyła!
Na ostatnim zdaniu, poczuł odrobine własnej śliny przy kąciku swoich ust. Wytarł ją w rękawice niezgrabnie i odwrócił się w stronę armii naprzeciwko nich. Rozłożył ręce na boki i uśmiechnął się szeroko.
- Śmierć!
Krzyknął i spojrzał jak chmura strzał szybko przemieszczała się na niebie, kompletnie zasłaniając w pewnym momencie księżyc. Zamknął oczy i wyciągnął dłonie w jej kierunku. Witał zwiastun śmierci, niczym najpiękniejszą kochankę.
Wybudził się w swoim biurze, kiedy światło zaczęło wpadać przez okno, prosto do jego biura. Obudził się z twarzą przyklejoną do któregoś dokumentu. Policzek pięknie miał ozdobiony czarnym tuszem. Westchnął cicho i opadł na oparcie fotela.
- Robie się już na to za stary… czemu zawsze muszę obudzić się w najlepszym momencie?
Wymamrotał pod nosem, marudząc na brutalne przerwanie wspomnienia. Zdusił w sercu małą tęsknotę i wstał. Trzeba było doprowadzić się do porządku i wracać do domu.
|